Długouchy mistrz miecza
Inaczej niż większość legendarnych, amerykańskich bohaterów komiksowych, Usagi jest dzieckiem jednego ojca - Stana Sakai. To on stworzył uszatego ronina i do dziś posiada wszelkie prawa do swojej postaci. Nigdy nie odsprzedał ich żadnej korporacji, nigdy nie oddał go w ręce innego artysty. Dzięki temu wciąż ma całkowitą władzę nad serią i jest jej jedynym twórcą.
01.03.2013 | aktual.: 13.11.2013 10:11
Sakai (rocznik 1953) urodził się wprawdzie w japońskim Kyoto, ale jest Amerykaninem. Jego rodzina wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych dwa pokolenia wcześniej, a ojciec służył już nawet w amerykańskiej armii i okupował powojenną Japonię. Rysownik wychowywał się pomiędzy USA a Krajem Kwitnącej Wiśni, na Hawajach. I od młodości chłonął kulturę swoich przodków.
"W dzieciństwie oglądałem mnóstwo japońskich filmów" - wyznaje w niemal każdym wywiadzie i trzeba przyznać, że widać to w jego pracach. Przygody Usagiego często porównywane są do filmów Akiry Kurosawy, a i sam artysta wymieniając inspiracje zawsze podaje nazwisko słynnego reżysera. Drugim mistrzem Hawajczyka jest Kozure Okami, słynny mangaka, autor serii "Samotny wilk i szczenię", opowiadającej o roninie podróżującym przez feudalną Japonię w towarzystwie małego dziecka. Ci ikoniczni bohaterowie pojawili się zresztą na kartach "Usagiego Yojimbo" tyle, że Sakai przemianował ich na capa i koźlę.
Nie obca jest mu jednak także amerykańska popkultura. Jego ulubionym rysownikiem jest Steve Ditko, jeden z najważniejszych rysowników Marvela, współtwórca Spider-Mana. Podziwia także prace disneyowskiego artysty Carla Barksa i europejskiego mistrza erotyki Milo Manary. Wielki wpływ miał też na niego hiszpański rysownik Sergio Aragones, u którego boku Sakai rozpoczynał karierę, wpisując litery w dymki serii "Groo the Wanderer".
Zwierzak z kataną
A kim jest sam Usagi? Powołany do życia w 1984 roku królik to ronin - samuraj pozbawiony pana, swego rodzaju najemnik podróżujący po feudalnej Japonii w poszukiwaniu pracy. Jego pseudonim oznacza dokładnie królik (usagi) ochroniarz/przyboczny (yojimbo), ale drugi człon jest także ukłonem w kierunku nakręconego w 1961 roku filmu Kurosawy. W świecie komiksu główny bohater nazywa się Miyamoto Usagi, co jest z kolei odwołaniem do słynnego mistrza miecza z XVII wieku - Miyamoto Musashiego. Podania mówią, że Masashi swój pierwszy pojedynek na miecze stoczył jako 13-letni młodzieniec i nigdy nie został pokonany.
Oddając hołd takiej legendzie Usagi nie może być gorszy, więc Sakai również uczynił go mistrzem miecza. W wielu odcinkach serii ronin jest zmuszony sięgnąć po broń i do tej pory niewielu było lepszych od niego. Czasem rozprawia się nawet z kilkunastoma przeciwnikami naraz. Nie oznacza to jednak, że Usagi jest typowym siepaczem. Owszem, potrafi się bronić, ale stara się nie nadużywać przemocy. To stoik i pacyfista poszukujący zawsze pokojowego wyjścia.
"Trudno jest rysować opowieść o samurajach, wykluczając z niej przemoc" - mówi Sakai w wywiadzie dla serwisu "The Trades", ale jemu samemu jakimś cudem się udało. Nawet najbardziej brutalne pojedynki przedstawia niemal bezkrwawo, ważniejsze jest w nich starcie i technika, a nie ofiary czy poobcinane kończyny. Śmierć przedstawia w umowny sposób, umieszczając trupią czaszkę nad głową bohatera. Umiejętność autocenzury przyniosła mu zresztą uznanie organizacji monitorujących komiksy dla dzieci i nagrodę Parent's Choice Award przyznawaną pracom, które z czystym sumieniem można pokazać najmłodszym. Nie bez znaczenia jest też fakt, że "Usagi Yojimbo", pomimo, iż jest to komiks przygodowy, świetnie sprawdza się jako źródło wiedzy na temat historii Japonii. "To edukacja etyczna ubrana w szaty wyszukanej estetyki" pisał dla Wirtualnej Polski Rafał Śliwiak.
A dlaczego akurat królik? To pytanie, na które Sakai odpowiada najczęściej. Na stronie internetowej usagiyojimbo.com czytamy, że początkowo bohaterowie serii mieli być ludźmi, jednak pewnego dnia, w ramach żartu, artysta dorysował głównej postaci wielkie uszy. Tak mu się ten pomysł spodobał, że przerobił wszystkie postaci na zwierzęta. To jednak tylko pół prawdy - warto też pamiętać, że antropomorficzni bohaterowie to część komiksowej tradycji. Wystarczy wymienić takie ikony jak Myszka Miki, Kaczor Donald, Kot Fritz, Krazy Kat czy nasz polski Koziołek Matołek. Sakai wpisując się w tę tradycję niespodziewanie natchnął innych artystów - wpływy "Usagiego"widoczne są chociażby w serii Wojownicze Żółwie Ninja (sam Usagi pojawia się gościnnie w kilku odcinkach) czy wydanej ostatnio grze "Dust: An Elysian Tail".
Decyzja, by bohaterowie byli zwierzętami przyczyniła się do zaludnienia komiksu małymi dinozaurami i jaszczurkami, jednym z najbardziej charakterystycznych detali serii. Sakai szukał sposobu, by uniknąć pułapki psa Pluto wychowywanego przez Kaczora Donalda. W świecie zamieszkanym przez gadające zwierzęta, zwierzętami nie mogą być inne zwierzęta. A, że Sakai od dzieciństwa uwielbiał dinozaury...
Trudny los gwiazdy
Krytycy oczywiście pokochali Usagiego. Dziś uznawany jest za jedną z najważniejszych postaci amerykańskiego komiksu. Serię wyróżniono aż 4 nagrodami Eisnera i jedną statuetką Harveya. Komiks i jego autor doceniani są także poza granicami USA - w Hiszpanii serię uhonorowano dwoma nagrodami Haxtur, a w Meksyku wręczono Sakaiemu nagrodę za życiowe osiągnięcia. Również w Polsce bohater ten cieszy się niemałą (jak na postać komiksową) popularnością. Skłoniło to nawet wydawnictwo Egmont do wznowienia starych tomów z walecznym królikiem.
Niestety uznanie krytyków rzadko przekłada się na liczbę sprzedanych egzemplarzy. I przypadek "Usagiego Yojimbo" boleśnie nam o tym przypomina. W wywiadzie przedrukowanym niegdyś w fanzinie "Komikz" Sakai przyznawała, że w całych Stanach Zjednoczonych jego seria rozchodzi się w mniej więcej 12 tysiącach egzemplarzy. To zatrważająco mało, biorąc pod uwagę fakt, że w Ameryce żyje 300 milionów ludzi i jest to jeden z największych rynków komiksowych na świecie (obok Japonii i krajów frankofońskich).
"W dzisiejszych czasach dzieci nie lubią czytać" - tłumaczy te wyniki Sakai. "Większość czasu spędzają na grach komputerowych. To nie jest tylko problem komiksów tak samo dzieje się z rynkiem książek". Artysta zwraca też uwagę, że w Japonii, gdzie nakłady najpopularniejszych serii sięgają milionów egzemplarzy czyta 90 procent populacji. Niestety "Usagii Yojimbo" nigdy nie odniósł spektakularnego sukcesu w Kraju Kwitnącej Wiśni. "<> nie był nigdy jednym z tych amerykańskich komiksów, które odcisnęły piętno na japońskim rynku" - przyznaje Sakai.
Tytan pracy
Powszechnie uznaje się Sakaiego za pracoholika, który non stop rysuje. "Usagiego" tworzy tylko on. Wbrew powszechnej w tej branży praktyce nikt nie kładzie mu tuszu, nikt nie koloruje, nikt nie robi liternictwa. Mimo to rysownik nigdy nie spóźnia się z kolejnym odcinkiem. Uwielbiają go za to wydawcy, a nienawidzą koledzy po fachu znudzeni tym, że szefowie wciąż podają jego przykład.
On sam pozostaje jednak niezwykle skromny. "Kiedy zaczynałem, byłem dumny z ośmiostronicowego komiksu narysowanego w miesiąc. Dzisiaj wynik jest trzykrotnie lepszy" - przyznaje tylko.
Wiadomo, że nawet ktoś tak pracowity kiedyś będzie musiał dać za wygraną i zakończyć serię. "Rysując pierwszą kreskę serii, miałem w głowie zakończenie" - przyznał kiedyś. "Chciałem zabić Usagiego, wszystko było zaplanowane. Ale teraz wiem już, że jest zbyt wiele historii, które chciałbym opowiedzieć. Minęło tyle lat, a ja dopiero zacząłem. Jeszcze przez jakiś czas nie zamierzam robić nic innego." Oby.