"Długa noc": Riz Ahmed, ekranowy Nasir "Naz" Khan, o nowym serialu HBO
Riz Ahmed jest brytyjskim raperem i aktorem, którego kariera nabiera tempa. 34-latek miał szansę zagrać u boku światowych gwiazd takich jak m.in. Kiefer Sutherland, Kate Hudson i Jake Gyllenhaal. 2016 rok jest przełomowym momentem w jego życiu. Nie tylko do kin wejdą dwa wyczekiwane hity z jego udziałem, czyli "Jason Bourne" oraz "Łotr 1. Gwiezdne wojny - historie". Zobaczyć go też można w nowej produkcji HBO. Młody aktor wcielił się w główną rolę w serialu "Długa noc" (org. "The night of"). Riz Ahmed zdradził kulisy serii, o której już jest głośno. Okazuje się, że ten występ wiele go kosztował. To, co wydarzyło się na planie, zapamięta do końca życia. Dlaczego?
12.07.2016 12:03
Kim jest grany przez ciebie bohater?
- Mój bohater nazywa się Nasir Khan i jest studentem z Queens. Pochodzi z Jackson Heights, czyli dzielnicy w której mieszka większość nowojorczyków pochodzących z krajów Południowej Azji. Jego ojciec jest taksówkarzem, ale ja mam wrażenie, że Nasir chce spełnić swój amerykański sen i zostać kimś. Zależy mu na dobrych stopniach, chce mieć dobrą pracę. Jest trochę jak gąsienica, która marzy o tym, by zostać motylem. Pewnego dnia wybiera się na imprezę i pożycza od ojca taksówkę, aby dojechać nią na miejsce. Po drodze spotyka piękną, tajemniczą dziewczynę. To, co dzieje się dalej, kompletnie wymyka się spod kontroli.
Dlaczego chciałeś dostać tę rolę?
- Kiedy przeczytałem scenariusz byłem pod jego wrażeniem, bo jest świetnie napisany. Nie wiedziałem wtedy, kto jest jego autorem. Pamiętam, że kiedy skończyłem go czytać, to pomyślałem, że scenarzystów czeka świetlana przyszłość. A kiedy potem dowiedziałem się, że wyszedł spod pióra Steve'a (Zailliana - przyp. red.) i Richarda (Price'a - przyp. red), uznałem, że powinienem był się tego domyśleć.
(Fot. HBO)
Jak wygląda sytuacja Naza, który jest muzułmaninem z Nowego Jorku?
- To smutne, ale żyjemy w czasach wojny, recesji i nierówności społecznych, co jest źródłem wielu uprzedzeń. I niestety muzułmanie są tą mniejszością, która najczęściej pada ofiarą prześladowań, choć podobnie dzieje się z wieloma innymi mniejszościami. Najciekawszym elementem moich przygotowań do roli było chyba poznawanie więziennej rzeczywistości. Odwiedziliśmy więzienie na Rikers Island. Wszyscy tamtejsi osadzeni i strażnicy są czarni. To była bardzo pouczająca i jednocześnie przygnębiająca wycieczka, która obnażyła prawdziwe oblicze systemowego rasizmu. Ale chciałbym też powiedzieć, że moim zdaniem, celem scenarzystów nie było wyeksponowanie islamofobii czy rasizmu wymiaru sprawiedliwości. Inna sprawa, że pytanie o to nasuwa się automatycznie, kiedy pokazujemy otaczającą nas sądową rzeczywistość. A wracając do Naza, moim zdaniem nie ufa żadnym władzom, dobrze wie, że nowojorska policja nieustannie inwigiluje jego społeczność i lokalne meczety, że prowadzi tajne operacje i zastawia pułapki na młodych
muzułmanów. To wszystko sprawia, że Naz nie wierzy policyjnym detektywom i nie ma zaufania do wymiaru sprawiedliwości.
Czy Naz jest na początku naiwny?
- Z jednej strony, trzeba mieć pazur, żeby zajść tak daleko jak on. Naz jest studentem collegu i mieszka w Nowym Jorku - tyle wiemy o nim w pierwszym odcinku. Z drugiej strony, zachowuje się jak dziecko w relacjach z kobietami, a temat narkotyków i alkoholu jest mu całkowicie obcy. Kiedy trafia na Rikers Island, zupełnie nie wie, jak powinien się tam zachowywać, ale podejrzewam, że 99,9 proc. ludzi czułoby się podobnie zagubionych na jego miejscu. To, co się mu przytrafia przypomina przyśpieszony kurs dorastania, podróż do najgłębszych zakamarków duszy i desperacką walkę o przetrwanie. To trochę tak, jakby Naz został włożony do pieca, żeby sprawdzić, czy tam przetrwa.
(Fot. HBO)
Jak rozwija się znajomość Naza i Stone'a?
- Bardzo często relacje aktorów na planie filmowym odzwierciedlają stosunki ich serialowych bohaterów. John Stone bierze Naza pod swoje skrzydła. Podobny stosunek do mnie miał John Turturro. Jako aktor cały czas starałem się go naśladować. Podobnie zachowuje się Naz, który bez słowa sprzeciwu robi wszystko, co każe mu John. A jeśli chodzi o relację między Johnem Stone'em i Nazem, moim zdaniem, to mój bohater potrzebuje pasterza albo przewodnika, którym staje się dla niego John. Ale są chwile, kiedy obaj zastanawiają się, czy Naz jest owieczką. A może wilkiem? Bardzo często grany przeze mnie chłopak myśli sobie: "co ten facet wie o świecie, w którym żyję i do czego zostałem zmuszony przez okoliczności?". Przedstawiana przez nas historia przypomina podróż w głąb niego samego, do jego własnego jądra ciemności.
Czy fakt, że zdjęcia do mini-serialu zostały nakręcone w Nowym Jorku miał dla ciebie znaczenie?
- O tak! Dzięki temu mogłem pojechać do więzienia na Rikers Island i porozglądać się na miejscu. Mogłem odwiedzić licea w Queens i Bronxie, spotkać się z pracownikami organizacji społecznych, które pracują z młodymi ludźmi z Południowej Azji w Jackson Heights, ludźmi niedawno zwolnionymi z Rikers i adwokatami znającymi system sądownictwa od podszewki. To wszystko było dla mnie niezwykle ważne. Poza tym, mogłem spędzić trochę czasu w Queens i lepiej poznać mieszkających tam ludzi.
(Fot. Gareth Cattermole/Getty Images)
Jak czułeś się, odwiedzając kompleks więzienny Rikers Island?
- Odwiedziny w więzieniu były bardzo emocjonalnie wyczerpującym doświadczeniem. Rozmawiając z osadzonymi, czułem spoczywającą na mnie odpowiedzialność. Miałem poczucie, że powinienem oddać sprawiedliwość wszystkim ludziom, którzy otworzyli się przede mną, kiedy rozmawiałem z nimi, przygotowując się do roli w serialu. Wiele historii, które tam usłyszałem, zapadło mi w pamięć. Mniej więcej w tym samym czasie głośno było o sprawie Kaliefa Browdera - młodego człowieka, który odsiedział w Rikers trzy lata i niedługo po zwolnieniu popełnił samobójstwo, głównie z powodu upokorzeń, jakie przeżył w więzieniu. Tego rodzaju historie motywują mnie do działania.
Czy trudno było zagrać bohatera, któremu wszyscy mówią, żeby nie składał żadnych zeznań, aby nic nie zdradzić?
- To bardzo dobre pytanie, bo wcześniej wcielałem się w bardzo wyrazistych bohaterów. To były postacie, które prowadziły akcję na przód, a nie dawały nieść się nurtowi wydarzeń. Czasem mnie to irytowało, ale z drugiej strony taka postawa Naza dobrze odzwierciedla jego uczucia. Poza tym, jestem przekonany, że scenografia i otoczenie mają ogromny wpływ na dynamikę i nastawienie aktorów. Na planie "Długiej nocy" dużo milczałem, bo mój bohater milknie, starając się przetrwać. Koniec końców okazuje się, że to całkiem niezła strategia. Było to zgodne z wizją Steve'a Zaillana, który prowokuje widza, by projektował na głównego bohatera swoje lęki i fantazje. Zamierzony przez niego efekt można było osiągnąć wyłącznie oszczędnymi środkami wyrazu, pod warunkiem, że akcja intryguje i wciąga widza.
Pracując na planie serialu, na pewno dowiedziałeś się wielu rzeczy na temat działania amerykańskiego systemu sądownictwa. Czy było coś, co wprawiło cię w zdumienie?
- Nie miałem pojęcia, jak czują się ludzie, który odsiadują wyrok w więzieniu podobnym do Rikers Island, ale im więcej rozmawiałem i czytałem o tym, tym bardziej wyrabiałem sobie na ten temat opinię. Tak, jak już powiedziałem, kiedy usłyszałem o sprawie Kaliefa Browdera, gdy dowiedziałem się, że można gnić latami w więzieniu bez wyroku, a nie miałem pojęcia, że w ogóle dochodzi do podobnych sytuacji, byłem tym głęboko zszokowany.