Detektyw mroku na tropie Damy w Czerni
Licząca już setki albumów seria istnieje na polskim rynku od niecałej dekady. I choć ostatnio było o niej jakby ciszej Egmont powrócił do czarno-białych kryminałów z dreszczykiem. Niewątpliwą zaleta klasycznej serii jest fakt, że nie trzeba czytać poprzednich tomów by zrozumieć bieżący - łączy je tylko kilka pierwszo- i drugoplanowych postaci. Na najnowszy tom warto zwrócić uwagę tym bardziej że zbiera on aż dwa albumy wydania oryginalnego. "Zamek grozy" i "Dama w czerni" to spójna opowieść.
Historia zaczyna się, gdy piękna Petulia wynajmuje Doga, by towarzyszył jej w podróży do zamku niedawno zmarłego wuja, lorda Blendingsa III. Świeżo upieczona dziedziczka obawia się sama spędzić noc w starym zamczysku ze względu na fatalną klątwę ciążącą na jej rodzinie. W posiadłości od trzech pokoleń rezyduje Dama w czerni- żona pierwszego lorda. Bestialsko zamordowana poprzysięgła w zemście zabijać jego potomków. I to w ten sam sposób, który zafundował jej małżonek: przez wypalenie skóry i mięśni głowy aż do gołej czaszki. Teraz warunkiem otrzymania dużego spadku jest spędzenie w zamczysku dokładnie siedmiu dni. Oczywiście Petulia nie jest jedyną krewną Blendingsa...
Jako że Dylan od początku zakłada, że zagadkę da się wyjaśnić w sposób racjonalny, mamy 100% klasyczną historię kryminalną. Pobudzająca do myślenia gra w "kto jest mordercą" rozgrywa się w odciętym od świata zamczysku. Czerpiąc garściami z prawideł suspensu oferuje nam arcyciekawą zagadkę z umiarkowanie zaskakującym zakończeniem. Poczucie zadowolenia potęguje też ciekawa kreacja części postaci dramatu. Lokaj - opój i rewolucjonista, guwernantka - oziębła i apodyktyczna, pokojówka - naiwna i seksowna, tworzą absolutnie niezgrane trio służących Blendingsa. Gorzej ze spadkobiercami: zakapturzony mnich i "Aniołek Charliego" są pretensjonalni i kiczowaci, choć wzmagają paranoidalną myśl, że zabił ktoś z gości na zamku.
Najnowszy "Dylan Dog" to podwójna dawka przyzwoitego kryminału. Przeciętnie wypada budowanie atmosfery grozy. Dużo tu scen niezwykle brutalnych, które choć efektowne mocno ocierają się o estetykę kiczu(pociski wybuchające odzierające czaszkę ze skóry i mięśni). Komiks może być miłym zaskoczeniem dla miłośników retro-horroru wymieszanego z delikatną erotyką. Dla mnie była to przeciętna rozrywka, idealna na nie za długą podróż przez skąpaną w przygnębiającej jesieni Polskę.