Spektakularne pożegnanie z Polską? Co on wyprawiał na scenie
Koncert w Atlas Arenie w Łodzi Dave Gahan zakończył w tradycyjny dla siebie sposób okrzykiem: "See you next time!" ("Do zobaczenia następnym razem"). Większość fanów jest jednak zdania, że Depeche Mode już więcej nie zagra w Polsce. "Memento Mori World Tour 2024" to może być ich pożegnalna trasa.
29.02.2024 | aktual.: 29.02.2024 17:25
Na scenie pozostało już tylko dwóch członków legendarnego zespołu Depeche Mode – Martin Gore i Dave Gahan (nie licząc oczywiście muzyków koncertowych). Założyciel grupy i lider Vince Clarke porzucił zespół po niespełna dwóch latach. Jego rolę przejął Gore. Alan Wilder odszedł z zespołu w 1995 roku. Twierdził, że "nie zyskał takiego szacunku i uznania, na jaki zasługiwał". Andy Fletcher zmarł 26 maja 2022 roku.
Flatcher nigdy nie był pierwszoplanową postacią Depeche Mode, nie komponował, nie pisał tekstów, nie zagrał nawet żadnego dźwięku w studio od 35 lat. A jednak był bardzo ważnym i lubianym przez fanów członkiem zespołu.
"Wydaje mi się, że Depeche Mode przestałby nagrywać kilkanaście lat temu. Zespół istniał i istnieje dzięki Fletchowi. To on, gdy zaczynał nudzić się w domu, sięgał po telefon i dzwonił do mnie i Martina. Wszyscy mieszkamy daleko od siebie, gdyby nie Fletch moglibyśmy o sobie zapomnieć" – wspominał Gahan.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Depeche Mode - Before We Drown (Official Video)
"No tak, jego rola w zespole nie była tak naprawdę rolą muzyka, był zaangażowany w sprawy związane z biznesem. Zdecydowanie miał jednak głos we wszystkim, co tworzyliśmy. Z biegiem lat okazało się, że dobrze jest mieć obok siebie kogoś, kto nie słucha jak muzyk. Nazywaliśmy go ‘głosem ludu’, bo miał odpowiednią perspektywę" – powiedział Martin Gore w wywiadzie dla "Teraz Rock".
Ostatni album Depeche Mode "Memento Mori" został wydany 24 marca 2023, a więc dziesięć miesięcy po śmierci Flatchera. Ale to on jeszcze zdążył sięgnąć po telefon i namówić kolegów do nagrania kolejnej płyty. W trasę po świecie już jednak z nimi nie wyruszył. Czy za 2-3 lata będzie miał kto rzucić hasło: "wracamy do gry chłopaki"? Większość fanów w to wątpi.
Jeśli dwa koncerty w Łodzi rzeczywiście okażą się pożegnaniem z polską widownią legendarnego zespołu, to bez wątpienia można napisać, że Depeche Mode zeszli ze sceny prezentując wciąż znakomitą formę - muzyczną (o czym świadczą świetne recenzje płyty "Memento Mori") oraz koncertową.
Dwugodzinne show było tradycyjnie emanacją niespożytej energii wokalisty zespołu, który na scenie pozostawił, niemal dosłownie, litr potu. Na koncertach Gahan zawsze był siłą napędową zespołu. Muzyka powinna wprawdzie bronić się sama, ale bez jego ekspresji i zaangażowania Depeche Mode nie byłby w stanie wyprzedać w Polsce biletów na cztery koncerty, jeden na Stadionie Narodowym i trzech w dużych arenach, na przestrzeni zaledwie kilku miesięcy.
Przejmujący, głęboki, mocny, a jednocześnie ciepły głos i zniewalająca sceniczna charyzma sprawiają, że Gahan uważany jest za estradowego mistrza, który, jak nikt inny, potrafi zawładnąć publicznością. Od 44 lat ma przy tym doskonałego muzycznego partnera, Martina Gore’a, który wciąż pisze znakomite kawałki, a na scenie wprowadza chwilę oddechu, śpiewając piękną balladą, jak w "Strangelove" w akustycznej wersji. Podczas koncertów liderów Depeche Mode od lat wspierają perkusista Christian Eigner i grający na instrumentach klawiszowych Peter Gordeno.
Przebieg koncertu w Łodzi
Program wieczoru zaproponowany przez Depeche Mode można uznać za najbardziej refleksyjny w ich koncertowym dorobku. Jak już wspomnieliśmy, "Memento Mori World Tour 2024" to może być ich pożegnalna trasa. Tematyka utworów z ostatniej płyty, z której podczas występów widzowie usłyszeli cztery piosenki ("Before We Drown", "Ghosts Again", "My Cosmos Is Mine" oraz "Wagging Tongue"), siłą rzeczy narzuca pewną metafizyczność, określony ładunek emocjonalny. Do tego dochodzi megadepresyjny "In Your Room" i oczywiście wspomnienie zmarłego Andy’ego Fletchera wraz z dedykowanym mu utworem. Tak, w pierwszej części koncertu był czas na refleksję.
Natomiast w drugiej rozpoczyna się jazda bez trzymanki. Publiczność znakomicie bawiła się zarówno na piosence z pierwszej płyty o dyskotekowym charakterze "Just Can’t Get Enough", jak i mocno rockowym "I Feel You". Swoją drogą - czy jest jakiś inny zespół na świecie, który rozpoczął swoją przygodę z muzyką od syntezatorowego "plumkania", by później stać się gwiazdą alternatywnego rocka?
Atmosfera w Atlas Arenie w Łodzi była – dosłownie i w przenośni – bardzo gorąca. Zespół poprosił organizatorów koncertu o temperaturę na sali w granicach 24 stopni. Wiadomo, Gahan szybko się rozgrzewa, jest cały mokry od potu, zrzuca z siebie elementy garderoby. W wieku 61 lat trzeba już dbać o zdrowie. Nie wiadomo, czy z emocji, czy z powodu wysokiej temperatury, doszło podczas koncertu do kilku omdleń. Pojawiły się też łzy wzruszenia, gdy wokalista zareagował na prośbę jednej z fanek i z okazji 22. urodzin zaśpiewał jej "Happy Birthday to You". Wspomnienie na całe życie.
Pierwszy koncert w Atlas Arenie w Łodzi David Gahan zakończył w tradycyjnym dla siebie sposób okrzykiem: "See you next time!" ("Do zobaczenia następnym razem"). Z polskimi fanami zobaczył się dwa dni później (29 lutego), na drugim koncercie. Ale co dalej? Czas pokaże.
W 50. odcinku podcastu "Clickbait" zachwycamy się serialem (!) "Pan i Pani Smith", przeżywamy transformacje aktorskie w "Braciach ze stali" i bierzemy na warsztat… "Netfliksową zdradę". Żeby dowiedzieć się, czym jest, znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: