Debata w TVP po emisji "Nic się nie stało". Sylwester Latkowski rzuca kolejnymi oskarżeniami
20.05.2020 23:11, aktual.: 21.05.2020 10:26
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Autor dokumentu o pedofilii w sopockim światku był gościem TVP1. Tuż po emisji "Nic się nie stało" poruszył wątki, o których nie było mowy w filmie. W kontekście ukrywania znanego pedofila padło nazwisko Edwarda Miszczaka.
Premiera produkcji TVP została połączona z debatą na żywo. W spotkaniu prowadzonym przez Michała Adamczyka uczestniczyli publicyści, wiceminister sprawiedliwości Michał Wójcik oraz reżyser "Nic się nie stało" Sylwester Latkowski. Ten ostatni rozpoczął swoją przemowę od apelu do znanych osób wymienionych w filmie.
- Borys (Szyc - przyp.red), może czas nie tłumaczyć się tak, jak mi się tłumaczyłeś, że byłeś pijany, że ćpałeś. Chcę żebyś powiedział opinii publicznej, czego byłeś świadkiem. Co robiłeś, a czego nie? Jesteś dobrym aktorem. Grasz na wrażliwych strunach. Czas żebyś powiedział prawdę. Ta sama prośba do Majdana, Wojewódzkiego, do tych dziewczyn i pań, które mignęły w filmie. Co tam się działo? - zapytał.
Twórca zwrócił się też do Jarosława Bieniuka, który w ubiegłym roku został posądzony o gwałt. Prokuratura postawiła mu dwa zarzuty: o posiadanie i udzielanie narkotyków osobom trzecim.
- Do Bieniuka się zwrócę. Byłeś przyjacielem, sam uczestniczyłeś w tych imprezach. Zobacz, co z tobą zrobiono, jak szantażowano ciebie - powiedział Sylwester Latkowski.
Reżyser twierdzi też, że sam padł ofiarą szantażu. - Próbowano mnie przekupić, w 2015 roku, kiedy mi powiedziano, żebym przestał pisać z Michałem Majewskim i się zajmować tą sprawą. Michal Podolski, dziś dziennikarz Onetu, mówi że to największa sprawa w Polsce. Człowiek, który miał odwagę lokalnymi siłami stanąć przeciwko nim. Ale przyszedł do mnie. Zajęliśmy się tym z Majewskim i była próba przekupienia mnie - wyjaśnił, nie wskazując konkretów.
Latkowski podkreślił, że zależy mu na tym, aby dziennikarze ujawniali przypadki pedofilii zarówno wśród kleru, jak i biznesmenów i celebrytów. Z kolei publicystka "W sieci" Dorota Łosiewicz zwróciła uwagę na to, aby te wątki rozgraniczyć. - Pedofilia w Kościele to są przypadki jednostkowe. Natomiast pan Latkowski pokazał cały przemysł.
Nawiązując do wydarzeń opisanych w filmie "Nic się nie stało", Sylwester Latkowski odniósł się do działań prokuratury w sprawie Krystiana W.
- Wiadome jest to, że ludzie związani z Zatoką Sztuki nagrywali te ekscesy. Myślę, że Bieniuk powinien przestać się bać. Ciebie chcieli załatwić, złam się. Ziobro nie jest człowiekiem mojej bajki. Przyznam, że dzięki niemu Krystek wylądował na ławie oskarżonych. To prawda. Problem jest taki, że prokuratura trójmiejska nie została zmieniona. Ministra Ziobro panowie prokuratorzy nowi okręcili w tej sprawie. Po jego interwencji postawiono wniosek o aresztowanie Krystka. Cieszę się z tej deklaracji. Ale prokuratorzy z Gdańska nic nie zrobią. Tam jest mała Sycylia. Do Trójmiasta jeździła "warszawka". Problem dotyczy ludzi z pierwszych stron gazet, ludzi mających kasę. Mam nadzieję, że teraz prokuratura nie zadowoli się płotką - oznajmił.
Do tej kwestii odniósł się wiceminister sprawiedliwości Michał Wójcik.
- W tamtych latach wiele spraw umorzono. My powiedzieliśmy: zero tolerancji dla pedofilii. W ostatnich 4 latach powstały akty prawne – rejestr pedofilów, projekt ustawy zaostrzający odpowiedzialność karną. Jest też przepis mówiący o tym, że każdy kto kryje tego typu czyny, ponosi odpowiedzialność karną. Panie redaktorze Latkowski, chcę panu podziękować. Nikt niczego pod dywan zamiatać nie będzie. Zadzwonił do mnie po seansie Zbigniew Ziobro i polecił stworzenie zespołu w prokuraturze krajowej, który przeanalizuje to, co było w filmie i co pan powiedział po filmie. Od 2016 r. nie było ani jednego umorzenia. My rozpoczęliśmy walkę z pedofilią, trwają sprawy. Oczywiście ostatecznie decyduje sąd - powiedział.
Sylwester Latkowski zaznaczył, że od lat pracuje nad tematem pedofilii wśród znanych i cenionych osób. Gdy w 2005 r. nakręcił film "Pedofile" o szajce pedofilskiej z Dworca Centralnego w Warszawie, miał odkryć powiązania pomiędzy nimi a reżyserem Krzysztofem Zanussim
- Wszyscy wiedzą, że ta sprawa dotyczyła jego. Jego nazwisko wypłynęło w tym śledztwie, jak i kilka innych. Problem w tym, że śledztwo prowadzono w ten sposób, że dwaj chłopcy, którzy zdecydowali się mówić, zostali wywiezieni z Warszawy i jak wrócili, to przestali mówić. Co więcej, śledztwo takiej wagi prowadził dworcowy komisariat policji - ujawnił.
Według dokumentalisty miał on dotrzeć do 16-letniego chłopaka, z którym rzekomo obcował Zanussi. Ale według prawa w tym wieku nie jest to już czyn pedofilski.
Ponadto Sylwester Latkowski twierdził, że po odkryciu tej sprawy trafił na "czarną listę". Rzekomo zdejmowano jego felietony z tygodnika "Polityka" oraz próbowano ocenzurować "Pedofili".
Jak pokreślił Latkowski, ustalił z Jackiem Kurskim, że rozmowa emitowana przez TVP będzie nadawana na żywo, dlatego mógł pozwolić sobie na poruszenie niewygodnych tematów. Reżyser przywołał rozmowę, którą miał odbyć z Edwardem Miszczakiem, dyrektorem programowym TVN. Latkowski pracował wówczas nad artykułami o znanych osobach korzystających z usług seksualnych nieletnich chłopców. Miszczak miał go zapytać: "Sylwester, czemu ty się ciągle czepiasz tych moich celebrytów? A zwłaszcza tego jednego". Latkowski dodał, że dziennikarz, o którym mowa został wymieniony w "Nic się nie stało".
Zdaniem reżysera dokumentu o wieloletnich praktykach celebrytów, jak i istnieniu agencji handlującej nieletnimi ma wiedzieć policja. - Wierzę, że ten film coś przełamie. Tak jak Sekielscy przełamali coś, jeśli chodzi o Kościół. Chciałbym tylko, aby nie odpytywano tylko jednej strony, decydentów Kościoła, ale też decydentów show-biznesu, ludzi mediów, sponsorów, agencje, domy mediowe - podsumował.