Dawno niewidziana Elżbieta Zającówna wraca na ekrany. Jak się zmieniła?
GALERIA
Elżbieta Zającówna przez wiele lat była jedną z gwiazd najważniejszych produkcji Juliusza Machulskiego. Popularność przyniosła jej zwłaszcza rola w serialu "Matki, żony i kochanki", w którym wcieliła się w postać Hanki Trzebuchowskiej. Dla Polek była przykładem bizneswoman, która odnosi sukcesy dzięki życiowej zaradności. Po zakończeniu zdjęć do serialu "Matki, żony i kochanki" kariera Zającówny niespodziewanie zwolniła tempa. Na ekranie pojawiała się jedynie sporadycznie, a całą swoją uwagę skupiła na rodzinie i walce z chorobą. Po latach znów pojawiła się w telewizyjnym hicie. Jak dziś wygląda jej życie?
Wielkie marzenia
Jako mała dziewczynka marzyła, żeby w przyszłości osiągać sukcesy w sporcie. Uwielbiała wszelką aktywność fizyczną i trudno było jej usiedzieć w miejscu. Niestety, pewnego dnia dowiedziała się, że musi raz na zawsze porzucić swoją największą pasję. Zającówna długo nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. Jednak diagnoza lekarzy była jednoznaczna: cierpi na nieuleczalną chorobę von Willebranda, która powoduje samoistne oraz długotrwałe krwawienia. Tego typu zaburzenia krzepliwości krwi wykluczają wyczerpujące treningi i wysiłek fizyczny. Zającówna musiała zrezygnować ze zdawania na upragnioną AWF.
Na szczęście miała jeszcze jeden talent - na scenie czuła się jak ryba w wodzie. Nie mogąc uczestniczyć w rekrutacji na AWF, postanowiła spróbować swoich sił w wyścigu po indeks Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Ludwika Solskiego w Krakowie. Udało się.
- Sport i teatr to pokrewne dziedziny. Obie wymagają rywalizacji i treningu, jest też publiczność - tłumaczyła.
Druga pasja
W 1980 roku zadebiutowała na deskach teatru w Warszawie w musicalu "Cabaretro" w reżyserii Andrzeja Strzeleckiego, a rok później mogła już pochwalić się dyplomem uczelni i tytułem zawodowej aktorki. Na pierwsze propozycje współpracy nie musiała długo czekać. Tuż po ukończeniu studiów trafiła do zespołu Teatru Syrena w Warszawie, a potem do gdyńskiego Teatru Muzycznego. Występując w Trójmieście, udało jej się spełnić skryte marzenie: zagrać główną rolę w musicalu "Huśtawka". Gdy w 1988 roku przeprowadziła się do stolicy, znalazła zatrudnienie w warszawskim Teatrze Rampa. Jej ostatnią teatralną przystanią była scena w Teatrze Komedia.
Jeszcze w tym samym roku, w którym została absolwentką PWST w Krakowie, zadebiutowała na dużym ekranie rolą w pierwszej części słynnej komedii "Vabank" w reżyserii Juliusza Machulskiego. Mimo że rola nie była może zbyt rozbudowana, to publiczność zapamiętała niezwykle zgrabną i utalentowaną 23-latkę. Trzy lata później Zającówna znów wcieliła się w postać Natalii, ponownie partnerując Janowi Machulskiemu, Witoldowi Pyrkoszowi i Jackowi Chmielnikowi.
Udana kariera
Dwa lata po premierze filmu "Vabank" aktorka pojawiła się w "Nadzorze" Wiesława Saniewskiego oraz kolejnej kultowej komedii autorstwa Machulskiego. Była to rola w niezapomnianej "Seksmisji", gdzie artystka wcieliła się w strażniczkę więzienia, w którym przetrzymywani byli Maksio i Albert. Co ciekawe, jej postać nazwano... Zajaconna.
W latach 80. pojawiła się również w obsadzie "C.K. Dezerterów" oraz w kontrowersyjnym filmie science fiction "O-bi, o-ba: Koniec cywilizacji". Na dużym ekranie wystąpiła jeszcze tylko dwa razy. W 1991 roku ponownie u Machulskiego w sensacyjnym "V.I.P" oraz dziewięć lat później w telewizyjnym filmie dla dzieci "Koniec świata u Nowaków".
Miłość na całe życie
Swojego męża, satyryka Krzysztofa Jaroszyńskiego, poznała w teatrze Syrena. Jaroszyński miał na zlecenie reżysera napisać sztukę, w której kategorycznie nie chciał obsadzić jej w głównej roli, ponieważ jego zdaniem była… za młoda. Mimo to od razu wpadła mu w oko.
Nie był to zbyt fortunny początek znajomości. Zranione kobiety są bardzo zawzięte i pamiętliwe. Nic więc dziwnego, że aby zdobyć jej serce i przekonać do siebie, musiał się bardzo postarać. Dzisiaj są szczęśliwym małżeństwem, a ich związek, jak mówi aktorka, jest bardziej pogodny niż zgodny. Co więcej, okazało się, że to właśnie w życiu rodzinnym aktorka znalazła szczęście, a jak sama wspominała, gdy na świat przyszła jej córka Gabriela, wolała usunąć się z show-biznesu. Choroba (zaburzenie krzepliwości krwi) również utwierdziła ją w przekonaniu, że warto na jakiś czas zejść z piedestału. Przed laty jej decyzja dziwiła, bowiem Zającówna miała przed sobą szeroko otwarte drzwi do kariery.
Zniknęła z show-biznesu
Aktorka największą karierę zrobiła dzięki telewizji, występując w popularnych serialach. Widzowie zapamiętali ją szczególnie dzięki roli w bardzo lubianych "Matkach, żonach i kochankach" z 1995 r. oraz trzy lata późniejszym sequelu serialu.
Później przyszły role w "Graczykach", "Marzenia do spełnienia" czy "Zakręconych". Po raz ostatni na małym ekranie pojawiła się w serialu "Doręczyciel", gdzie wystąpiła u boku Artura Barcisia i Radosława Pazur. Uważni widzowie mogli zobaczyć ją też występującą w "Niani" u boku Agnieszki Dygant.
Dziś skupia się przede wszystkim na działalności charytatywnej (od 1 czerwca 2010 r. obejmuje stanowisko wiceprezesa zarządu Fundacji Polsat) oraz rozwijaniu swojej firmy producenckiej Gabi, która zajmuje się produkcją seriali oraz spektakli teatralnych. Sporadycznie występuje również na deskach teatru.
Wielki powrót?
Wydawać by się mogło, że Elżbieta Zającówna już dawno dała sobie spokój z aktorstwem. W rozmowie z tygodnikiem "Świat i Ludzie" aktorka przyznała, że kiedy na świat przyszła córka Gabrysia, zwolniła tempo, a praca automatycznie zeszła na drugi plan.
Ostatnio jednak znów można było ją zobaczyć na małym ekranie. Gościnnie wystąpiła w "Na dobre i na złe". Zagrała tam Staszkę - projektantkę mody, która cierpi na demencję. Choć z pewnością jej widok na małym ekranie ucieszył widzów, na razie to tylko epizod. Czy zapowiada to jej powrót? Wielu fanów z pewnością by tego chciało.