Dawid Podsiadło zrobił to po mistrzowsku. Fani na koncercie oszaleli
Gdy na samym początku koncertu z sufitu leci konfetti zwiastujące (u innych artystów) koniec wieczoru, to znak, że wydarzy się jeszcze dużo dobrego. I tak było podczas występu Dawida Podsiadło na warszawskim Torwarze, którym wokalista zakończył trasę koncertową "Postprodukcja tour".
30.11.2022 | aktual.: 29.12.2022 10:40
"To nasz ostatni koncert na tej trasie. Damy z siebie wszystko" - tak Dawid Podsiadło przywitał 8 grudnia wypełniony po brzegi warszawski Torwar. Słowa dotrzymał. Ponad dwugodzinne widowisko odbywało się niemal w spazmach oczarowanej publiczności, która nie miała dość. Latające nad głowami delfiny czy motyle to jeszcze nic. Podsiadło nawiązał dialog z publicznością, którego efektem było wielkie wzruszenie po obu stronach.
Bilety na koncerty w całej Polsce sprzedane w ułamku sekundy na kilka miesięcy przed premierą płyty, którą mają promować. Każdy zaproponowany przez Dawida Podsiadło nowy termin schodził niczym ciepłe bułeczki. Długie oczekiwanie na jesień, płytę i w końcu, występy. Ostatni koncert z trasy "Postprodukcja tour" to mistrzowsko zrealizowane przedsięwzięcie. Nie tylko od muzycznej, ale także wizualnej strony. Scena z czterema ekranami, efekty świetlne dobrane do każdego utworu i niespodzianki w postaci latających, dmuchanych delfinów (przy utworze "Nie ma fal") nad głowami zachwyciły każdego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nie to jednak było najważniejsze. To, co "zrobiło" ten wieczór, to umiejętność wsłuchania się Dawida w tłum i nawiązanie z nim dialogu, który momentami wyglądał jak rozmowa dwóch osób, świetnie znających się i rozumiejących, przy stole. Podsiadło żywo reagował na okrzyki, prośby i wyznania publiczności, a ona odpowiadała mu w najpiękniejszy możliwy sposób. Najlepszym tego przykładem było to, co wydarzyło się podczas piosenki "mori". Dawid usiadł przy fortepianie i rozpoczął tą "smutniejszą, bardziej nostalgiczną" część koncertu. Fani od pierwszych taktów wiedzieli, że to jeden z najbardziej osobistych utworów Podsiadło, mówiący o sprawach ostatecznych. Torwar pogrążył się w ciemności, a fani zadbali o nastrój, zapalając światełka w telefonach. Przejmujący tekst i wykonanie wzbudziły zachwyt.
Po zakończeniu utworu publiczność natychmiast poprosiła o powtórkę. "Jeszcze raz, jeszcze raz" - krzyczeli fani. Dawid długo się nie zastanawiał. Spod jego palców znów wybrzmiały pierwsze nuty "mori". Artysta zaczął śpiewać, a z nim kilkutysięczny tłum. Podsiadło przerwał w pół zdania. Na Torwarze było słychać już tylko fanów, którzy doskonale znali cały tekst. Dawid nie ukrywał, że tłum śpiewający a cappella nawet na nim zrobił wrażenie. "Tak wzruszyć starego sajgona, dziękuję" - powiedział z wyraźnie ściśniętym gardłem. Emocja była ewidentnie po obu stronach sceny.
Podsiadło podczas 2-godzinnego show zadbał o każdego fana. Zarówno o tego, który kupił bilet ze względu na najnowszą płytę artysty "Lata Dwudzieste", ale i o tych, którzy byli z nim niemal od początku kariery. Wybrzmiały piosenki z pierwszej płyty, z koncertów Męskiego Grania, z najbardziej popularnego krążka "Małomiasteczkowy" czy z filmu "Johnny". Nie było mowy o odśpiewaniu znanych utworów, niemal każdy otrzymał nową aranżację, brzmienie i ogrom emocji.
Na koniec trasy Dawid i jego zespół otrzymali niespodziankę w formie podwójnej platyny za ostatni album. Na wiosnę zapowiedzieli kolejną trasę (już wyprzedaną), a zwieńczeniem ma być ogromny koncert na Stadionie Narodowym, na który także nie ma już biletów. Podsiadło jest bowiem gwarantem profesjonalizmu, klasy, świetnej zabawy i emocji. Udowodnił to po raz kolejny. Trudno się dziwić, że to się sprzedaje.
Karolina Grabińska, dziennikarka Wirtualnej Polski