Daria Trafankowska odeszła za wcześnie. Ukochana gwiazda "Na dobre i na złe" do końca nie mówiła o chorobie
Mija 15 lat od jej śmierci
Sympatyczna i zawsze uśmiechnięta. Daria Trafankowska ujęła widzów ciepłem, które nadawała granym przez siebie postaciom. Chociaż twórcy chwalili jej talent aktorski, rzadko grała pierwszoplanowe role. Występowała dużo, jednak wciąż czekała na swoje pięć minut. Zastój zawodowy zbiegł się w czasie z kłopotami w życiu prywatnym. Mąż odszedł do młodszej od niej znanej aktorki, z którą występowała w hicie TVP.
Popularność Trafankowskiej przyniosła rola Danuty Dębskiej - oddziałowej z "Na dobre i na złe". Gdy była u szczytu sławy, okazało się, że ma raka. Widzowie do dziś nie mogą pogodzić się z jej odejściem. Chociaż życie wystawiało ulubienicę publiczności na próby, ona nigdy nie straciła pogody ducha. I właśnie za to pokochały ją miliony. Przypominamy losy ukochanej gwiazdy Polaków, którą śmierć zabrała za szybko.
Od dziecka lubiła grać
Pierwsze kroki w zawodzie stawiała od najmłodszych lat. Nigdy nie stresowały jej występy przed publicznością. Już jako dziecko wykazała się ogromnym talentem aktorskim.
- Miałam wtedy 3 latka i grałam pazia w sztuce, w której mama była królową. Pamiętam za to mój debiut w filmie "Dziadki-niejadki", gdy miałam 6 lat. I bardzo bym chciała zdobyć ten film, już prywatnie, żeby zobaczyć, co po 40 latach zostało we mnie z dziecka... - wspominała po latach w jednym z wywiadów.
Nie wszyscy poznali się od razu na jej talencie. Aż trudno uwierzyć, ale o mały włos nie zdobyłaby upragnionego dyplomu szkoły teatralnej.
Pierwsze sukcesy
W 1979 roku ukończyła wydział aktorski Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi, na które to studia dostała się dopiero za czwartym podejściem.
Przez kolejne lata występowała na scenach warszawskich teatrów, najpierw Narodowego (1979-1983), a od 1983 r. Powszechnego, gdzie zagrała m.in. w "Iwonie, księżniczce Burgunda", "Wariacjach Goldbergowskich" Taboriego i "Weselu" Wyspiańskiego.
Trafankowska dała się także poznać z licznych ról w filmach, takich jak "Zdjęcia próbne" Agnieszki Holland, "Spirala" Krzysztofa Zanussiego czy "Cudowne dziecko" Waldemara Dzikiego.
Nie tylko występowała na ekranie jako aktorka. Jak sama żartowała, przez wiele lat "bardzo profesjonalnie wrzeszczała u Andrzeja Wajdy", często biorąc udział w udźwiękawianiu jego filmów.
Trudna przyjaźń
Przełom w jej karierze nadszedł wraz z występem w serialu "Na dobre i na złe". Produkcja o losach lekarzy z Leśnej Góry zadebiutowała na antenie TVP w 1999 roku. Chociaż przypadła jej w udziale rola niezbyt sympatycznej, lecz godnej zaufania i rzeczowej pielęgniarki, udało jej się podbić serca widzów. W rzeczywistości aktorkę niewiele łączyło z postacią, w którą się wcielała.
- Mam jedną cechę siostry Danuty: jestem energiczna i staram się robić to, do czego się zobowiązałam. Ale generalnie jestem osobą miękką, daję sobą kierować, często idę na kompromis. W ogóle nie znoszę konfliktów i zawsze staram się mediować. A siostra Danuta jak trzeba to się i poawanturuje... Mogłabym nauczyć się od niej tej konsekwencji w działaniu. Umiejętności panowania nad sytuacją. Tego, by nie poddawać się manipulacjom... - wyznała w wywiadzie na oficjalnej stronie "Na dobre i na złe".
Wyczekiwane sukcesy zawodowe nie szły w parze ze szczęściem w życiu prywatnym. Po rozwodzie z reżyserem Waldemarem Dzikim, aktorka samotnie wychowywała syna - Wita. Mimo że mąż odszedł do młodszej od niej kobiety, nigdy nie czuła do niego nienawiści. Do końca przyjaźniła się zarówno z nim, jak i jego kolejną żoną, Małgorzatą Foremniak, z którą pracowała na planie "Na dobre i na złe".
Najważniejsze było dobro syna
Trafankowska nie dała po sobie poznać, że coś jest nie tak. Widzowie nawet nie przypuszczali, że w wielu scenach musi pojawiać się u boku nowej ukochanej byłego męża. Ta niezręczna sytuacja trwała kilka lat.
Ulubienica widzów robiła wszystko, by jej syn jak najmniej odczuł brak ojca. Wit Dziki zdradził po latach, że nie miał do nikogo żalu o to, co się stało.
- Rodzice rozeszli się przed laty, właściwie dla mnie niezauważalnie. Byłem przyzwyczajony do tego, że tata przyjeżdżał i odjeżdżał. Że stale pracował gdzieś poza domem, więc kiedy nagle zniknął na dłużej, nie poczułem się jakoś specjalnie zraniony. Po prostu teraz nie było go częściej. Ale przecież tak w ogóle to był. Szczególnie, kiedy go potrzebowałem, mogłem na niego liczyć. Regularnie płacił na moje utrzymanie, a jak trzeba było, to dorzucał coś extra. To mama była zbyt ambitna, żeby go o coś poprosić, bo ja rosłem i moje potrzeby także, więc to" extra" potrzebne było właściwie stale. Ale ona wolała pożyczyć, niż zwrócić się do niego o dodatkową pomoc - wspominał w książce Małgorzaty Puczyłowskiej "Być dzieckiem legendy".
Nie chciała mówić o chorobie
Rola w "Na dobre i na złe" pomogła artystce znów stanąć na nogi. Zaczęła więcej grać i mówiło się, że w jej życiu pojawił się nowy mężczyzna. Na krótko była szczęśliwa. Gdy wydawało się, że wszystko zaczyna się dobrze układać, u aktorki wykryto nowotwór trzustki. Trafankowska nie chciała opowiadać o swojej chorobie. Zawsze z optymizmem patrzyła w przyszłość.
- Uważam się za osobę bardzo szczęśliwą. Nikogo nie omijają trudy życia, natomiast w tych próbach, którym musiałam sprostać, dostałam wiele wsparcia. Nigdy nie czułam się osamotniona. Zawsze byli przy mnie moi bliscy i przyjaciele - mówiła.
Widzowie nie mieli pojęcia, że ich ulubienica walczy ze śmiertelną chorobą. Przed kamerami wciąż dawała z siebie wszystko i trudno było poznać, że coś jest nie tak. Przez długie miesiące gwiazda próbowała oszczędzić bliskim cierpienia i starała się trzymać swój pogarszający się stan w tajemnicy.
Nawet gdy sama potrzebowała pomocy, najpierw myślała o innych
- Kiedy aktor zachoruje i choruje jego ciało, to nie może wejść na scenę, trudno jest stanąć przed kamerą i być uśmiechniętym, wesołym, zadowolonym z życia. Często są to sytuacje bardzo ekstremalne i podbramkowe. Na przykład Duśka Trafankowska pracowała na planie "Na dobre i na złe" między kolejnymi etapami chemii. Produkcja dostosowywała się do jej zdrowia - wyznała w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Lifestyle Dorota Landowska, przyjaciółka Trafankowekiej.
Chociaż borykała się ze swoimi problemami, jej drzwi zawsze były otwarte.
- Od dziecka mam zakodowane poczucie, że jak ktoś wyciąga rękę i o coś prosi, to nie wolno mu odmówić. Czasami znajomi śmieją się ze mnie, gdy komuś zaufam i daję pieniądze. A ja im odpowiadam, że to nie moja sprawa, czy ten ktoś oszukuje. Rozliczy się na tamtym świecie. Nie stać mnie może na własny dom i samochód, ale na pewno stać mnie na to, żeby komuś pomóc. Zawsze mogę podzielić się tym, co mam - wyznała w wywiadzie na oficjalnej stronie "Na dobre i na złe".
Bliscy do końca mieli nadzieję
Kiedy leczenie nie przynosiło rezultatów, a jej stan zaczął się pogarszać, okazało się, że tym razem to ona potrzebuje pomocy. Przyjaciele stanęli wówczas na wysokości zadania i nie zawiedli jej. Gdy trafiła do szpitala, przesiadywali przy jej łóżku i zabierali pieniądze na jej dalsze leczenie.
Choć lekarze nie dawali Trafankowskiej szans, aktorka postanowiła walczyć.
- Doświadczam takiej życzliwości i takiej miłości, że właściwie nie mam innego wyjścia, jak wyzdrowieć - żartowała w jednym z ostatnich wywiadów.
Niestety, nie pomógł nawet wyjazd do kliniki w Austrii. Gwiazda zmarła 9 kwietnia 2004 w wieku zaledwie 50 lat.
Przygotowała syna na swoje odejście
Śmierć Trafankowskiej była ciosem dla jej syna, który do ostatnich chwil wierzył, że matka pokona chorobę. Wciąż trudno mu się pogodzić z jej nagłym odejściem. Jak zapewnił, najbardziej brakuje mu mamy, kiedy w jego życiu dzieje się coś fajnego, czym chciałby się z nią podzielić.
Dopiero po latach Wit zdecydował się przerwać milczenie i opowiedzieć o chorobie mamy i ich ostatnich wspólnych chwilach.
- Przez cały czas trwania choroby była bardzo dzielna. Nie wiem, jak ona to robiła, ale mimo widocznego cierpienia nigdy nas, rodziny, tym cierpieniem nie obciążała. Zwłaszcza mnie starała się trzymać od swojej choroby z daleka. Dziś wiem, że chroniła mnie, żebym się nie zadręczał i miał przekonanie, że po prostu wszystko skończy się dobrze. Na co dzień przekonywała mnie i wszystkich dookoła, że przecież zdrowieje. Ale były chwile, w których rozmawiała ze mną "tak na wszelki wypadek" jakby się coś stało, o różnych sprawach, które trzeba było załatwić. Dawała rady na przyszłe moje życie - wspominał syn gwiazdy w książce Małgorzaty Puczyłowskiej "Być dzieckiem legendy".
Przyjaciele o niej nie zapomnieli
Pamięć o Trafankowskiej wciąż jest żywa chociażby za sprawą fundacji jej imienia, której prezesem jest przyjaciółka zmarłej artystki, Dorota Landowska. Pomysł założenia organizacji zrodził się po śmierci gwiazdy "Na dobre i na złe".
W najtrudniejszym momencie swojego życia aktorka potrzebowała ogromnego wsparcia finansowego na leczenie. Jej znajomi chcieli więc zapobiec podobnym sytuacjom w przyszłości.
- Staramy się organizować koncerty charytatywne, począwszy od Teatru Narodowego, Teatru Kamienica, a skończywszy na Studiu im. Lutosławskiego. Te koncerty przynoszą dochody, którymi dzielimy się z naszymi podopiecznymi jeden do jednego. Organizujemy różnego rodzaju licytacje, gdzie dary dają sportowcy, ludzie z pierwszych stron gazet, nasi koledzy celebryci, którzy nas wspierają, sławne osoby ze świata polityki. Są też darowizny, które są kierowane bezpośrednio na konto fundacji - wyznała w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Lifestyle Landowska.