Seriale zagraniczne"Dare Me": wredne cheerleaderki i zbrodnia. Czas na "wstydliwą przyjemność"

"Dare Me": wredne cheerleaderki i zbrodnia. Czas na "wstydliwą przyjemność"

Podłe nastolatki, krwawa historia i pokręcone relacje. To "Dare Me" - serial o cheerleaderkach, który trafi do fanów gatunku teen drama. Ale uwaga: będzie mroczniej, niż myślicie.

"Dare Me": wredne cheerleaderki i zbrodnia. Czas na "wstydliwą przyjemność"
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe

Teen drama to moja "wstydliwa przyjemność". Najbardziej lubię tę odmianę gatunku, która skręca w niepokojące rejony. Nastolatki wspinające się na wyżyny wyrachowania i podłości ("Mean Girls"), owiane tajemnicą mroczne zakamarki psychiki młodych dziewcząt ("Virgin Suicides") czy wreszcie kryminalne, krwawe historie, pogrywające z gatunkowymi schematami ("Heathers"). Łykam to wszystko z prawdziwą radością.

Zdaje się, że twórcy "Dare Me", serialu który można oglądać na Netfliksie, też kochają ten gatunek. A przynajmniej jedna twórczyni – Megan Abbott – autorka książki i scenariusza serialu na jej podstawie. W tej historii jest bowiem wszystko, co wymieniłam powyżej. I choć serial nie należy do wybitnych, dostarcza całkiem niezłej rozrywki. A przecież teraz mamy bardzo dużo czasu na podobne produkcje.

Addy to utalentowana cheerleaderka, która marzy o wyrwaniu się z małego miasteczka. Niestety żyje w cieniu swojej zaborczej przyjaciółki Beth, licealnej gwiazdy. Nie widzi w tym problemu, dopóki w szkole nie pojawia się nowa trenerka drużyny cheerleaderek, Colette French. To młoda żona i matka, która zaprzyjaźnia się z Addy i odsuwa od niej Beth. Ale z pozoru twarda i opanowana trenerka, sama skrywa wiele tajemnic. Wszystko spaja intryga kryminalna, której karty odkrywamy w retrospektywach.

Sama fabuła nie jest odkrywcza ani specjalnie trzymająca w napięciu. Ale to, co przyciąga uwagę, to postacie i relacje między nimi. Zapomnijcie o słodkich cheerleaderkach machających pomponami. Tutaj mamy krew, pot i łzy wylewane na sali gimnastycznej. Cheerleading w tym serialu to trudny, niebezpieczny sport, który wymaga twardych zawodniczek i często kończy się bolesnymi kontuzjami.

Zapomnijcie o milutkich dziewczętach uganiających się za umięśnionymi futbolistami. W "Dare Me" wkraczamy w mroczny świat młodych kobiet, które bardziej pochłaniają ambicja i manipulowanie innymi niż licealne romanse. Tu nie ma miejsca na historie o dziewczęcych sercach złamanych przez chłopaków. W damsko-męskich relacjach to one rozdają karty. Manipulują, wykorzystują i biorą, co chcą. Wiedzie je to czasem na manowce, bo gra, w którą grają, jest niebezpieczna. Ale gdy jedna z nich zostaje zgwałcona, nie jest pokazana jak ofiara. Choć jej trauma wybrzmiewa na ekranie, nie jest to wydarzenie, które definiuje ją jako postać.

Obraz
© Materiały prasowe

Na pierwszym planie są jednak relacje między dziewczynami - zawiłe i często przekraczające granice. Czasem trudno stwierdzić, czy zaraz między bohaterkami wybuchnie płomienny romans, czy nienawistne starcie. Zazwyczaj dostajemy mieszankę obu.

W tej zdominowanej przez kobiety historii nie ma jednak miejsca na feminizm. Żadna z bohaterek nie może liczyć na wsparcie innych kobiet. Prowadzą ze sobą ciągłą grę, w której nie do końca wiadomo, co jest manipulacją, a co nie. Jest bardzo toksycznie. I to właśnie sprawia, że "Dare Me" chce się oglądać do końca. To, i świetne sekwencje akrobatycznych popisów, które windują serialowe inscenizacje cheerleadingu na zupełnie inny poziom.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (3)