"Dare Me": wredne cheerleaderki i zbrodnia. Czas na "wstydliwą przyjemność"
Podłe nastolatki, krwawa historia i pokręcone relacje. To "Dare Me" - serial o cheerleaderkach, który trafi do fanów gatunku teen drama. Ale uwaga: będzie mroczniej, niż myślicie.
26.03.2020 | aktual.: 26.03.2020 20:59
Teen drama to moja "wstydliwa przyjemność". Najbardziej lubię tę odmianę gatunku, która skręca w niepokojące rejony. Nastolatki wspinające się na wyżyny wyrachowania i podłości ("Mean Girls"), owiane tajemnicą mroczne zakamarki psychiki młodych dziewcząt ("Virgin Suicides") czy wreszcie kryminalne, krwawe historie, pogrywające z gatunkowymi schematami ("Heathers"). Łykam to wszystko z prawdziwą radością.
Zdaje się, że twórcy "Dare Me", serialu który można oglądać na Netfliksie, też kochają ten gatunek. A przynajmniej jedna twórczyni – Megan Abbott – autorka książki i scenariusza serialu na jej podstawie. W tej historii jest bowiem wszystko, co wymieniłam powyżej. I choć serial nie należy do wybitnych, dostarcza całkiem niezłej rozrywki. A przecież teraz mamy bardzo dużo czasu na podobne produkcje.
Addy to utalentowana cheerleaderka, która marzy o wyrwaniu się z małego miasteczka. Niestety żyje w cieniu swojej zaborczej przyjaciółki Beth, licealnej gwiazdy. Nie widzi w tym problemu, dopóki w szkole nie pojawia się nowa trenerka drużyny cheerleaderek, Colette French. To młoda żona i matka, która zaprzyjaźnia się z Addy i odsuwa od niej Beth. Ale z pozoru twarda i opanowana trenerka, sama skrywa wiele tajemnic. Wszystko spaja intryga kryminalna, której karty odkrywamy w retrospektywach.
Sama fabuła nie jest odkrywcza ani specjalnie trzymająca w napięciu. Ale to, co przyciąga uwagę, to postacie i relacje między nimi. Zapomnijcie o słodkich cheerleaderkach machających pomponami. Tutaj mamy krew, pot i łzy wylewane na sali gimnastycznej. Cheerleading w tym serialu to trudny, niebezpieczny sport, który wymaga twardych zawodniczek i często kończy się bolesnymi kontuzjami.
Zapomnijcie o milutkich dziewczętach uganiających się za umięśnionymi futbolistami. W "Dare Me" wkraczamy w mroczny świat młodych kobiet, które bardziej pochłaniają ambicja i manipulowanie innymi niż licealne romanse. Tu nie ma miejsca na historie o dziewczęcych sercach złamanych przez chłopaków. W damsko-męskich relacjach to one rozdają karty. Manipulują, wykorzystują i biorą, co chcą. Wiedzie je to czasem na manowce, bo gra, w którą grają, jest niebezpieczna. Ale gdy jedna z nich zostaje zgwałcona, nie jest pokazana jak ofiara. Choć jej trauma wybrzmiewa na ekranie, nie jest to wydarzenie, które definiuje ją jako postać.
Na pierwszym planie są jednak relacje między dziewczynami - zawiłe i często przekraczające granice. Czasem trudno stwierdzić, czy zaraz między bohaterkami wybuchnie płomienny romans, czy nienawistne starcie. Zazwyczaj dostajemy mieszankę obu.
W tej zdominowanej przez kobiety historii nie ma jednak miejsca na feminizm. Żadna z bohaterek nie może liczyć na wsparcie innych kobiet. Prowadzą ze sobą ciągłą grę, w której nie do końca wiadomo, co jest manipulacją, a co nie. Jest bardzo toksycznie. I to właśnie sprawia, że "Dare Me" chce się oglądać do końca. To, i świetne sekwencje akrobatycznych popisów, które windują serialowe inscenizacje cheerleadingu na zupełnie inny poziom.