"Czterej pancerni i pies": Minęło 50 lat od emisji pierwszego odcinka serialu. Jakie ciekawostki skrywa popularna produkcja?
Jak w każdej popularnej produkcji nie brakowało tu ciekawych zwrotów akcji oraz tajemnic, o których widzowie nie mieli pojęcia. Poznajcie ciekawostki związane z telewizyjnym hitem!
Okrągła rocznica
*W połowie lat 90. "Czterej pancerni i pies" zostali uznani za najpopularniejszy, polski serial. Nie sposób policzyć ile osób obejrzało go w telewizji, na kasetach wideo bądź płytach. Mimo zarzutów, iż scenarzyści zafałszowali historię, a w dialogi bohaterów wpleciono propagandę, to jest on wciąż chętnie oglądany przez coraz młodsze pokolenia Polaków. Wszystko zaczęło się od książki. Płk Janusz Przymanowski napisał publikację na konkurs Wydawnictwa MON. Ostatecznie otrzymała ona jedynie wyróżnienie, jednak drzemiący w niej potencjał dostrzegł kierownik artystyczny Zespołu Filmowego "Syrena", Stanisław Wohl. - Przyszedł z książką w ręku i, wąchając tomik, powiedział: To jest zapach na duży, antyimportowy i eksportowy serial dla telewizji. Scenariusz w życiu pisałeś? Nie? To ja ci na 50 proc. pomogę… Musi być teraźniejszy - wspomina autor w jednym z wywiadów. Jak w każdej popularnej produkcji nie brakowało tu ciekawych zwrotów akcji oraz tajemnic, o których widzowie nie mieli pojęcia. Poznajcie ciekawostki
związane z telewizyjnym hitem! *
Początki
Przymanowski wstępnie napisał 15 półgodzinnych epizodów, z których powstało 8 godzinnych fragmentów produkcji. Zdjęcia kręcono m.in. na poligonie przy jednostce wojskowej w Żagań-Las, w Kotlinie Kłodzkiej, Spale i Aleksandrowie Łódzkim.
Na serial złożyło się ostatecznie 21 odcinków, wyprodukowanych w trzech seriach. Premiera pierwszego z nich pod tytułem "Załoga" miała miejsce 9 maja 1966 roku.
Niespodziewany sukces
Zarówno Franciszek Pieczka wcielający się w postać Gustlika, jak i Roman Wilhelmi uniknęli zdjęć próbnych i niemal od razu otrzymali role w serialu. Swoimi aktorskimi umiejętnościami musiał się jednak wykazać m.in. Janusz Gajos oraz Włodzimierz Press, który w tamtym okresie miał pecha w życiu zawodowym.
- Podobno dobrze wypadłem na zdjęciach próbnych do "Faraona", ale dowiedziałem się, że rolę dostał Jerzy Zelnik. Z nową produkcją nie wiązałem żadnych nadziei. Przyszedłem zarobić trochę grosza, bo w kieszeni było pusto, a za udział w zdjęciach próbnych płacili - przyznał aktor w jednej z rozmów.
Pechowa przerwa w pracy
Na planie serialu Janusz Gajos miał poważny wypadek. Pewnego dnia korzystając z ładnej pogody postanowił zdrzemnąć się w wysokiej trawie. Pech chciał, że kierowca nadjeżdżającej ciężarówki go nie zauważył, a aktor obudził się pod kołami pojazdu.
Został przewieziony do szpitala z pękniętą miednicą. W związku z tym postanowiono zmienić scenariusz, na taki, w którym to cała załoga czołgu w wyniku trafienia pociskiem została ranna i również wymagała hospitalizowania. W tym czasie przewożono aktora na plan filmowy w specjalnym łóżku, dzięki któremu można było kontynuować zdjęcia.
Zwierzęcy idol
Ogromną popularnością cieszył się również czworonożny bohater serialu, Szarik. Tak naprawdę w jego rolę wcielały się aż trzy psy: milicyjny Trymer, Spik oraz Atak. Pierwszy z nich trafił na plan dlatego, że oblał egzamin w szkole milicyjnej i był zbyt łagodny.
- Trymer miał znakomite warunki do pracy w filmie. Na planie cały czas trwa zamieszanie. Agresywny i nerwowy pies nie zniósłby tej atmosfery. Trymerowi to nie przeszkadzało, a za słodycze zrobił wszystko - przyznał Franciszek Szydełko w rozmowie z magazynem "Retro".
Okazuje się, że miał on jedną wadę. Nie lubił swojego serialowego pana, Janka. Za żadne skarby nie można go było zmusić na przykład do polizania jego ręki. Pomagało w tym dopiero wysmarowanie aktora koglem moglem.
Ważny bohater
Pełnoprawnym bohaterem serialu był także czołg Rudy. W rzeczywistości jednak tych maszyn było kilka.
- Do zdjęć w różnych regionach kraju wykorzystywano czołgi, które znajdowały się w pobliżu. Tak było prościej i taniej. Spostrzegawczy widz zauważy, że detale napisów "Rudy" i "102" różnią się w poszczególnych odcinkach. A w wytwórni filmowej w Łodzi do zdjęć służyła makieta wnętrza maszyny. Wykonano też model na potrzeby zdjęć statycznych, na zewnątrz - czytamy w magazynie.
Wielokrotnie widać również jak filmowany w różnych ujęciach czołg raz ma, a raz nie ma przednich osłon na błotnikach.
Zakazana miłość
Serialowi zarzucano m.in. "wybujałą erotykę". W związku z tym komisja kolaudacyjna oceniająca „Czterech pancernych i psa” domagała się w szczególności usunięcia sceny, w której Janek całuje Marusię. Ostatecznie nie została ona wycięta, gdyż zinterpretowano ją jako braterski pocałunek polsko-radziecki.
Duże oburzenie członków komisji wzbudził również epizod, w którym Gustlik stara się złapać uciekające z talerza jajko. Ich zdaniem miało to na celu jedynie ośmieszenie polskich żołnierzy. Na szczęście także w tym przypadku uniknięto ocenzurowania.
Śmierć pisała swoje scenariusze
Seria nieszczęśliwych wypadków doprowadziła do kilku znaczących zmian w scenariuszu. Pod koniec lat 60. w wypadku samochodowym zmarł Michał Gazda, mąż Barbary Kraftówny. W związku z tym na kilka dni wstrzymano zdjęcia z udziałem aktorki, która wcielała się w postać Honoraty.
Natomiast w sierpniu 1969 roku na zawał serca zmarł Tadeusz Kalinowski, który grał nadzorującego bohaterów pułkownika. W tej sytuacji zrezygnowano z kilku zaplanowanych scen z jego udziałem, a w tych nakręconych tuż przed jego śmiercią pułkownik mówi głosem użyczonym przez Józefa Nowaka.
Sława odbiła się czkawką
Serial przyniósł niespotykaną popularność odtwórcom głównych ról.
- Załoga "Rudego" i jej przyjaciele jeździli po całym kraju na spotkania z telewidzami. (…) Kiedyś przejeżdżali przez miejscowość, w której trwała niedzielna msza. Nagle ktoś krzyknął: "Jadą pancerni!" Wszyscy, łącznie z ministrantem, wybiegli z kościoła. Wilhelmi, który nie był człowiekiem sentymentalnym, mrugnął do mnie, puknął się w czoło i powiedział: "Ci ludzie zwariowali" - wspomina Janusz Kłosiński.
W czasie jednego z takich spotkań aktorzy musieli uciekać przed trzystutysięcznym tłumem, który o mały włos ich nie stratował. Niestety to szaleństwo niosło za sobą także inne konsekwencje.
Walka z zaszufladkowaniem
Zamiast propozycji nowych ról, aktorzy musieli zmierzyć się z bolesną rzeczywistością. Żaden reżyser nie chciał bowiem zaufać artyście, który publiczności kojarzył się przede wszystkim z bohaterem z "Pancernych".
- Bałem się, że to koniec. Zawodowa śmierć. A ja bardzo chciałem grać, bardzo chciałem być aktorem - przyznał Janusz Gajos w jednym z wywiadów.
Jedno jest pewne, dzięki serialowi jego główni bohaterowie przeszli do historii. I mimo że od emisji pierwszego odcinka minęło już 50 lat to humor i ironia zawarte w fabule wciąż pozostają aktualne.