"Czterdziestolatek": Jerzy Gruza zdradza kilka mniej znanych faktów o serialu
Na planie serialu zdarzały się nieprzewidziane okoliczności, które po latach reżyser, Jerzy Gruza, wspomina z rozbawieniem. Do tej pory jednak nie wiele osób o tym wiedziało. Okazuje się, że jeden z bohaterów musiał grać w peruce. O kogo chodzi?
Nieprzewidziane sytuacje
*Serial "Czterdziestolatek" opowiadający o losach inżyniera Stefana Karwowskiego i jego rodziny, cieszył się dużą popularnością w latach siedemdziesiątych. Nic więc dziwnego, że do tej pory widzowie chętnie do niego powracają, śmiejąc się przy tym z żartów, które nadal nie straciły na aktualności. W dzieje rodziny Karwowskich wplecione zostały sytuacje, które odzwierciedlały absurdalną rzeczywistość tamtych czasów. Główny bohater był budowniczym trasy W-Z, natomiast jego żona robiła karierę, jako hydrolog pracujący na stałe w laboratorium. Swoją popularność serial zawdzięczał fabule, która opowiadała o sprawach dotykających większość społeczeństwa. "Czterdziestolatek" idealnie pokazywał stosunki panujące między kobietami i mężczyznami, podwładnymi a szefostwem oraz dziećmi i ich rodzicami. Nie zabrakło w nim również wątków romantycznych oraz sytuacji opowiedzianych w niezwykle dowcipny sposób. Na planie serialu zdarzały się nieprzewidziane okoliczności, które po latach reżyser, Jerzy Gruza, wspomina z
rozbawieniem. Do tej pory jednak nie wiele osób o tym wiedziało. Okazuje się, że jeden z bohaterów musiał grać w peruce. O kogo chodzi? *
Mieli cechy wspólne
Główny bohater - Stefan Karwowski, był trochę podobny do reżysera "Czterdziestolatka". Zdaniem Jerzego Gruzy inżynier to całkowicie opanowany przez żonę mężczyzna.
W tamtych czasach bowiem prężnie działała liga kobiet i głośno mówiło się o ich rosnących wpływach. Tę sytuację właśnie postanowiono przemycić do serialu. Okazuje się, że Karwowski, tak jak Gruza, był w pewnym sensie zdominowany przez swoją ukochaną.
Niestety główna rola nie przyniosła szczęścia jej odtwórcy, Andrzejowi Kopiczyńskiemu. Aktor w wywiadzie dla "Tele Tygodnia" przyznał szczerze iż został zaszufladkowany:
- Parę razy dostałem jakiś scenariusz, już szykowałem się do roli, aż tu dzwoni kierownik produkcji i mówi, że jest to zbyt poważny film, więc jak wejdzie Karwowski, to będzie po wszystkim. I mi dziękowali.
Problemów nie brakowało
Na planie serialu zdarzały się sytuacje, których nikt nie mógł przewidzieć. Jedna z nich dotyczyła najmłodszego z aktorów należących do stałej obsady.
- Do dziś pamiętam, jak zaangażowałem Piotra Kąkolewskiego do roli syna Karwowskich, a on po wakacjach wrócił na plan ostrzyżony. I nagle w tej nowej fryzurze stał się kompletnie innym człowiekiem! Kazałem zrobić perukę, w której grał już do samego końca. Nawet w wieku 40 lat z tą peruką wyglądał jak chłopiec (śmiech) - stwierdził Jerzy Gruza w wywiadzie dla magazynu "Show".
Nadzieje spełzły na niczym
Mimo dużego zainteresowania ze strony widzów serial ten nie doczekał się swojej trzeciej części. Reżyser po latach wspomina, że żadna z politycznych opcji po prostu go nie chciała. W końcu pogodził się z tym, że "Czterdziestolatek" nie będzie kontynuowany.
- Chciałbym, żeby ta kolejna część się ukazała. Zrobiliśmy jeden odcinek i to, co udało nam się nakręcić, jest dosyć zabawne. Miałem mnóstwo spotkań w tej sprawie z emerytami, których jest wielu w naszym kraju. Oni domagają się czegoś takiego. Zastanawiają się, dlaczego są same seriale dla młodzieży - wyznał Andrzej Kopiczyński w wywiadzie dla "Super Expressu".
Nie wszystko się udało
Pomimo tego, że Jerzy Gruza jest dumny z "Czterdziestolatka", to na jego koncie znajdują się również produkcje, których dzisiaj się wstydzi. Do nich zalicza się przede wszystkim "Gulczas, a jak myślisz" oraz "Yyyreek!!! Kosmiczna nominacja".
Po latach reżyser uważa, że w obu przypadkach zawarł za mało przenośni i nie podkreślił dosadniej, iż kpił i wyśmiewał zjawisko, jakim jest reality show. Krytycy zarzucili mu natomiast, że obsada produkcji składała się przede wszystkim z aktorów-amatorów, którzy ostatecznie nie sprostali oczekiwaniom odbiorców.
Ciekawe doświadczenie
Jerzy Gruza zdradził nie tylko szczegóły dotyczące swoich produkcji. Reżyser postanowił również pochwalić się, iż dotykał pierwszych w kraju sztucznych piersi, które należały podobno… do Violetty Villas.
- Znałem ją jeszcze, zanim wyjechała do Ameryki. Z Las Vegas przyjechała jako wielka diwa estrady z ogromnym biustem, którego nigdy wcześniej nie miała. Pokazała mi. Powiedziała: "Zobacz, dotknij". Chyba jako pierwszy w Polsce badałem ten produkt własnoręcznie (śmiech). Ona była urocza, choć męcząca. Ale wspominam to z uśmiechem - wyznał Gruza w wywiadzie dla "Show".
Wiedzieliście o tym?