"Czas honoru": Dramatyczne wspomnienia Agnieszki Więdłochy
W wywiadzie dla "Show" Agnieszka Więdłocha zdradza nieznane historie ze swojego życia. Do dziś z przejęciem wspomina pewne dramatyczne zdarzenie sprzed lat.
To mogło się skończyć dla niej tragicznie
To mogło się skończyć dla niej tragicznie
Jak przyznaje Więdłocha, w dzieciństwie niczego jej nie brakowało. Mogła liczyć na dom pełny miłości, bez nakazów i zakazów. Nie miała więc potrzeby, by się buntować czy działać na przekór rodzicom. Oni darzyli ją dużym zaufaniem, które zdarzało się jej zawieść. Chęć przeżycia przygody była czasami zbyt silna.
To mogło się skończyć dla niej tragicznie
- Jako siedmiolatka wraz z koleżanką Mają ruszyłam na wyprawę przez las i łąki do domu. Strasznie daleko! Płakałyśmy jak głupie, bo nie mogłyśmy znaleźć drogi powrotnej, a w dodatku Maja skręciła sobie nogę w kostce i musiałam ją nieść niezły kawałek - wspomina w "Show" aktorka.
Kilka lat później, już jako nastolatka, znów wykazała się brakiem rozwagi, który tym razem mógł zakończyć się dla niej tragicznie...
To mogło się skończyć dla niej tragicznie
Gdy była w ostatniej klasie gimnazjum, wyjechała wraz z przyjaciółmi na kilka dni do Zakopanego. Na miejscu młodzi zdecydowali się wybrać w góry. Jak okazało się potem, na wyprawę wyszli jednak zbyt późno...
To mogło się skończyć dla niej tragicznie
- Gdy wracaliśmy z Doliny Pięciu Stawów, kolega źle wyznaczył trasę. Szliśmy i szliśmy. Nagle okazało się, że jesteśmy na Zawracie! 2159 m n.p.m, godzina dwudziesta. Robiło się ciemno, a tam wąska ścieżka tuż przy skale, łańcuchy i przepaść! Niepewnym krokiem zaczęliśmy schodzić, a tu śnieg. Ja w sandałach! Niemal czułam, jak odmrażam stopy - opowiada na łamach "Show" Więdłocha.
To mogło się skończyć dla niej tragicznie
Młodzi wpadli w panikę. Zimno i dezorientacja omal nie doprowadziły do najgorszego.
- W pewnym momencie jeden z kolegów zatrzymał się i powiedział: "To koniec, nie schodzę dalej". I zapowiedział, że będzie tam u góry czekał na śmierć... Byliśmy wykończeni, ale musieliśmy go zmotywować, żeby zaczął walczyć. Inaczej wszyscy byśmy po prostu zamarzli.
To mogło się skończyć dla niej tragicznie
Brak wieści od grupy przyjaciół w końcu zaalarmował ich rodziców. Do Agnieszki desperacko próbowała dodzwonić się jej mama.
- Miałam tak zmarznięte ręce, że nie byłam w stanie odebrać. Po chwili udało mi się oddzwonić. "Cześć córeczko, gdzie jesteście", usłyszałam. A ja popatrzyłam na szóstkę "zlodowaciałych istot", na czarną przepaść pod nami, na ten śnieg i próbując nie szczękać zębami, odpowiedziałam: "Wiesz mamo, właśnie schodzimy z Gubałówki". Ona: "Co? O tej godzinie? Przecież jest już po dwudziestej pierwszej". Ja: "Tak mamo, ale tu wszystko jest tak ładnie oświetlone" - wspomina na łamach "Show" Więdłocha.
To mogło się skończyć dla niej tragicznie
Przyszłej aktorce i jej znajomym udało się bezpiecznie wrócić do schroniska. Nie wszyscy mieli tego dnia tyle szczęścia, co oni...
- Później dowiedziałam się, że tej samej nocy zginęły w Tatrach dwie osoby. A mama? Do dziś tę Gubałówkę mi wypomina.