"Czarne chmury": Maciej Rayzacher z dnia na dzień zniknął z ekranu
Telewizyjny hit zdobył popularność i sympatię widzów nie tylko dzięki ciekawej fabule, ale przede wszystkim znakomitym kreacjom aktorskim. Jednym z artystów, który zasłynął właśnie dzięki grze w serialu, jest Maciej Rayzacher.
Co się stało z aktorem?
Zdobył ogromną popularność
Choć wybitny aktor wystąpił w kilkudziesięciu produkcjach na dużym i małym ekranie, widzowie wciąż kojarzą go przede wszystkim z roli kapitana Knothe z serialu "Czarne chmury". Rayzacher do dziś nie jest w stanie wyjaśnić, dlaczego to właśnie ten bohater tak mocno przylgnął do jego wizerunku.
- Może to dlatego, że serial cieszył się ogromną popularnością, a moja postać była negatywnym, czarnym charakterem. Takiego zawsze łatwiej jest zapamiętać - zastanawiał się na łamach "Życia na gorąco".
Dla widzów pozostał kapitanem Knothe
Nie jest tajemnicą, że rola kapitana Knothe przyniosła Rayzacherowi ogromną popularność. Co ciekawe, fani tak bardzo przeżywali losy ekranowych postaci, że zaczęli utożsamiać występujących w produkcji aktorów z granymi przez nich bohaterów.
Zdarzało się więc, że artyści spotykali się na co dzień z zaskakującymi reakcjami widzów. O tym, jak bardzo publiczność nie lubi czarnych charakterów, Maciej Rayzacher przekonał się na własnej skórze.
Blaski i cienie rozpoznawalności
- Kiedy "Czarne chmury" pojawiły się na ekranie, nie chciano sprzedać mi mleka w sklepie spożywczym, bo ścigałem ukochanego pułkownika Dowgirda. (...) Natomiast w czasie internowania podczas stanu wojennego pilnujący mnie młody szeregowiec traktował mnie zawsze z wielkim szacunkiem i estymą. Zwracał się do mnie: "Panie kapitanie!" - wspominał Rayzacher w tym samym wywiadzie.
Pracę na planie wspomina z sentymentem
Gwiazdor nigdy jednak nie narzekał na popularność, która spadła na niego niemalże z dnia na dzień. Polubił swoją postać, ale nigdy też nie uważał, jakoby to właśnie ten bohater był najważniejszą kreacją w jego karierze.
- To nie było jakieś szczególne zadanie aktorskie. Jedynym warunkiem, by zagrać w tej kostiumowej produkcji, były treningi jazdy konnej i nauka szermierki. W tamtym czasie dużo też grałem w teatrze, skupiałem się na innych rolach. Choć czas realizacji zdjęć serialu Andrzeja Konica wspominam z dużym sentymentem - powiedział w rozmowie z Arturem Krasickim.
Niespodziewane zniknięcie
Gdy Rayzacher był u szczytu sławy, nagle zniknął z ekranu i teatralnych desek. Wbrew pozorom, nie była to decyzja samego artysty.
- Z aktorstwa skutecznie "wyleczyła" mnie pewna instytucja o nazwie Służba Bezpieczeństwa. Zablokowano mi drogę do filmów i telewizji, a w warszawskim Teatrze Powszechnym, gdzie występowałem, bez ogródek powiedziano dyrektorowi, że na scenie mogę się pojawiać jako... halabardnik! Kiedy odchodziłem w 1980 roku, Zygmunt Hübner dał mi jednak do zrozumienia, że drzwi teatru będą dla mnie zawsze otwarte - wyznał w tygodniku "Życie na gorąco".
Przerwana kariera
W 1976 roku aktor zaangażował się w działalność opozycyjną i rozpoczął współpracę z Komitetem Obrony Robotników, a później z Komitetem Samoobrony Społecznej KOR. Współtworzył również wydawnictwo drugoobiegowe "Wolna Taśma", a w jego mieszkaniu odbywały się wykłady Latającego Uniwersytetu. W rezultacie w 1980 roku skutecznie ograniczono jego zawodową pracę, a po wprowadzeniu stanu wojennego został internowany. Po zwolnieniu włączył się w działalność podziemną.
- Opozycyjna działalność (...) wpłynęła na moje życie, ale nigdy nie nosiłem w sobie zgorzknienia, pretensji, że odsunięto mnie od zawodu. (...) Nie miałem poczucia, że moja kariera została złamana. Wcześniej zagrałem kilka interesujących, satysfakcjonujących mnie ról - wspominał w tym samym wywiadzie.
Wciąż jest rozpoznawany
W późniejszych latach aktor odnalazł się w działalności społecznej. Na ekrany powrócił dopiero po kilkunastoletniej przerwie. W 2009 roku widzowie mogli zobaczyć go w m.in. w filmie "Popiełuszko. Wolność jest w nas" oraz serialu o tym samym tytule.
I choć od premiery "Czarnych chmur" minęły już 42 lata, Maciej Rayzacher wciąż jest rozpoznawany przez fanów produkcji.
- Zdarzają się jeszcze sytuacje, na przykład kiedy ktoś rozpozna mnie na ulicy. (...) Najczęściej słyszę: "Skąd ja pana znam?". Kiedyś odpowiadałem, że pewnie z wojska. A na pytanie, gdzie służyłem, żartowałem, że w rajtarach - podsumował aktor w rozmowie z "Życie na gorąco".