Craig Thompson w końcu dorósł
"Dziennik podróżny" bywa tak samo naiwny i pretensjonalny jak poprzednie albumy Thompsona. Sprawozdanie z wojaży po Maroku i Europie Zachodniej jest nieznośnie bajkowe, dziecinne, przesadnie kontemplacyjne, celowo pretensjonalne. Lecz o ile główne tematy w twórczości Thompsona nie uległy zmianie, o tyle sam rysownik w końcu dojrzał. Nabrał do siebie dystansu. I stać go wreszcie na szczere spojrzenie na swoje doświadczenia.
05.05.2010 | aktual.: 29.10.2013 16:20
Wystarczyło niewiele. Powołanie do życia postaci małego, psotliwego ludzika, który komentuje poczynania Thompsona. Wyśmiewa załamania emocjonalne. Wytyka niedojrzałość i egocentryzm. Punktuje kiczowate klisze i nieczyste, uderzające w uczucia czytelnika, zagrywki. Dzięki temu czytelnik odzyskuje zaufanie do autora. W końcu wie, że Thompson zdaje sobie sprawę z własnych słabości. Że ma dystans do napadów melancholii, które wciąż przeżywa.
Dzięki temu lektura "Dziennika podróżnego" to doświadczenie niezwykłe. Thompson przypomina nieco zapomnianą dziś formułę upamiętniania swoich wspomnień w notatkach i szkicach, po którą najchętniej sięgali twórcy osiemnasto-dziewiętnastowieczni. W epoce aparatów cyfrowych i minikamer dla idiotów spędzanie całych dni na rysowaniu wydawać by się mogło głupotą i stratą czasu, jednak Thompson przekonuje, że jest inaczej. Dzięki przepuszczaniu swoich wspomnień przez filtr sztuki, udaje mu się uchwycić ducha miejsca i czasu. Ulotną magię, która towarzyszy podróżom, a o której tak trudno zazwyczaj opowiedzieć (dlatego najlepiej ten komiks czyta się w podróży). Bo jak streścić klimat miejsca, poczucie przemijania, urok chwili? Thompsonowi się to udaje i choć trudno zweryfikować, jak bliskie uczuciom autora są uczucia budzone w czytelniku, to niezaprzeczalnie są to uczucia bardzo prawdziwe. A przecież właśnie ku temu poczuciu prawdziwości zmierza twórczość autobiograficzna.
Thompson jest też o wiele bardziej okrutny wobec siebie niż w swoich poprzednich dziełach. Niedojrzały, rozmarzony bohater "Blankets" mógł irytować. Bohater "Dzienników podróżynych" częściej budzi żal. Rysownik bez cenzury ilustruje swoje emocjonalne załamania. Odkrywa się przed czytelnikiem, wystawia na pośmiewisko. Bezustannie rozdrapuje stare rany, użala się nad własną samotnością, wspomina była dziewczynę. A przy tym udaje mu się pozostać starym, dobrym Craigiem Thompsonem - twórcą, który bez żadnego zażenowania serwuje życiowe banały o odkrywaniu siebie, poznawaniu piękna świata, przeznaczeniu, wiecznej miłości i europejskiej idylli (wyraźnie widać to zwłaszcza na ostatnich stronach albumu). Na szczęście, tym razem równoważone zdrową dawką realizmu.
"Dziennik podróżny" powstawał w bólach. I nie chodzi tu tylko o szwankujące mięśnie dłoni Craiga Thompsona. Artyście po raz pierwszy udało się być wobec siebie naprawdę szczerym. Nie chowając się za bajkową konwencją ("Żegnaj, Chunky Rice") czy wyidealizowanymi, młodzieńczymi wspomnieniami ("Blankets"). Dorosły Thompson w końcu opowiada o sobie w dorosły sposób. W jego relacji pojawia się nie tylko magia i piękne widoki, ale i ból, dystans i sarkazm. A to sprawia, że jest ona jeszcze ciekawsza.
Więcej o gwiazdkach Komiksomanii możecie przeczytać tutaj.
Komiksomania.pl objęła patronat nad komiksami Craiga Thompsona wydawanymi przez wydawnictwo timof i cisi wspólnicy.