Ciekawy przypadek bywalca burdeli

Ciekawy przypadek bywalca burdeli
Źródło zdjęć: © Thinkstockphotos

15.11.2013 09:39, aktual.: 15.11.2013 19:54

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Choć pierwszy raz z usług prostytutki skorzystał dopiero w 1999 roku, przygoda z płatną miłością rozpoczęła się dla Browna w połowie 1996 roku. To wtedy jego ówczesna partnerka oświadczyła, że wciąż go kocha, ale chciałaby się spotykać z innym mężczyzną. Rysownik przyjął to zaskakująco spokojnie. Nie wściekł się, nie czuł zazdrości. Przemyślawszy sprawę, doszedł do wniosku, że w zasadzie nie ma nic przeciwko. W jego związku od dawna nie było już namiętności, cenił sobie za to partnerkę jako przyjaciółkę. Zgodził się więc, by Sook-Yin poszła na randkę, która (jak można było przewidzieć) rozwinęła się w romans, a następnie związek.

Brown nie wyprowadził się z mieszkania. Nie przeszkadzało mu, że jego była dziewczyna jest z nowym partnerem. Po pewnym czasie zaczęło mu jednak brakować seksu. I wtedy zainteresował się prostytucją.

Dylematy klienta

Chester Brown po raz pierwszy odwiedził prostytutkę w marcu 1999 roku. Jako nowicjusz nie miał pojęcia, jak załatwia się takie sprawy, przejmował się więc całą masą szczegółów.

Czy zaprosić dziewczynę do siebie, czy jechać do niej? (ostatecznie pojechał do agencji)
A może zagadać prostytutkę na ulicy? (zjeździł na rowerze pół miasta, nie znalazł żadnych)
Ile wziąć ze sobą pieniędzy? (obawiając się napadu wziął niewiele ponad zaplanowaną sumę, nie zabrał ze sobą także portfela i dokumentów)
Jak odmówić dziewczynie, którą się nie jest zainteresowanym tak, by jej nie urazić?(zdecydował, iż na końcu będzie pytał nie o wygląd czy wiek, ale o stawkę, dzięki czemu odmowa zostanie zrozumiana jako skąpstwo)
Jakie są stawki? Ile to drogo, a ile tanio? Czy dać napiwek? (zapłacił 120 dolarów za 30 minutowe spotkanie, dał 40 dolarów napiwku)

Ostatecznie umówił się z prześliczną Carlą, która kazała na siebie czekać półtorej godziny. Jak otwarcie przyznaje, jego pierwszy stosunek za pieniądze trwał kilka sekund. "Było bezpośrednio i naturalnie", "była miła", "na pewno chcę to powtórzyć" konstatuje.

Bez żalu

Zachęcony pierwszym "sukcesem" postanawia, że tak będzie teraz wyglądało jego życie. W płaceniu za seks, argumentuje, nie ma nic złego. To uczciwa transakcja, która daje obu stronom to, czego oczekują. Mężczyzna dostaje seks bez niepewności, zazdrości i emocjonalnego bagażu, kobieta zaś jest uczciwie wynagradzana. "Dla niektórych kobiet seks za pieniądze jest nie do przyjęcia" - przekonuje swojego przyjaciela, także rysownika - "Ale inne pewnie traktują to tak, jak ty robienie ilustracji."

Przyjaciółkę (swoją byłą dziewczynę) przekonuje zaś, iż nie wspiera wyzysku. "Mam nadzieję, że zatrzymała większość pieniędzy, które jej dałem, dla siebie, i że nikt jej nie krzywdzi" - mówi - "Nie widziałem na niej żadnych siniaków, ani nic takiego".

Mam nadzieję, że zatrzymała większość pieniędzy, które jej dałem, dla siebie, i że nikt jej nie krzywdzi W posłowiu argumentuje, że nadużycia w branży seksbiznesu powinny być ścigane przez policję. Penalizacja płatnej miłości prowadzi jednak do sytuacji, w której kobiety boją się zgłaszać przypadki przemocy, gdyż może je spotkać kara. "Chciałbym, żeby każda prostytutka, która padnie ofiarą przestępstwa, mogła zadzwonić na policję bez obawy, że spotka ją kara za pracę w «nieodpowiednim» miejscu".

Transakcja zamiast miłości

W "Na własny koszt" widzimy wszystkie spotkania z prostytutkami, jakie Brown odbył pomiędzy 1999 a 2004 rokiem. Poznajemy kilkanaście prostytutek, szczegóły transakcji. Brown ilustruje także same spotkania, przedstawiając konkretne pozycje i oceniając każdą z dziewczyn. Rozczarowani będą jednak ci, którzy poszukują czystej pornografii.

Zdystansowany i opanowany rysownik pozostaje taki nawet, kiedy rysuje seks. Na małych, sterylnych rysunkach widzimy wprawdzie zbliżenia, ale nie ma w nich nic podniecającego. To profesjonalna, niemal kronikarska relacja - odarta z namiętności i jakichkolwiek uczuć. Trudno powiedzieć ile w tym przemyślanej strategii, a ile osobowości Browna (w albumie niejednokrotnie okazuje się, iż jest on bardzo opanowany).

Poruszające może być podejście, jakie reprezentuje artysta. Płacąc za seks otwarcie mówi, że bierze udział w transakcji. Nie widzi więc nic niestosownego w beznamiętnym ocenianiu "towaru", który wynajmuje (choć sam Brown, zawsze miły i uprzejmy, z pewnością nie użyłby tego określenia). Każde spotkanie rozpoczyna się od recenzji dziewczyny. "Nie jest szczupła ani ładna i ma mały biust" czytamy o Tinie, z którą nie dojdzie do stosunku. O Angelinie zaś dowiadujemy się, że ma "grube nogi i cellulit, ale to drobiazg". Z czasem Brown odkrywa także stronę internetową służącą do oceniania dziewcząt. Gdy jedno ze spotkań kończy się porażką rysownik cieszy się, że "przynajmniej może ją zjechać" w internecie.

Kłamstwo miłości romantycznej

Wrażliwych romantyków podejście Browna może szokować. Kanadyjczyk nie tylko płaci za seks i nie widzi w tym nic złego, ale i przekonuje wszystkich, że jego podejście jest właściwe, zaś mity o miłości to szkodliwe bajki.

Temat rozwijany jest w dodatkach, w których rysownik zamieszcza swoje uwagi i przemyślenia (wielkości uczciwych artykułów). Jego zdaniem miłość romantyczna, z którą dzisiaj kojarzymy seks i związki, to wymysł całkiem świeży. Jego korzeni doszukuje się w XII-wiecznej poezji francuskich trubadurów. Ale zdaniem Browna, ballady wędrownych artystów skierowane były do Boga, adresat kobiecy pełnił w nich tylko metaforyczną rolę. Cieszyły się jednak takim powodzeniem, że "idea miłości romantycznej" zaczęła się przyjmować.

Przed XII wiekiem nie widziano nic złego w płaceniu za seks. Małżeństwa były zawierane z powodów finansowych, zaś porywy serca były traktowane przez Greków i Rzymian jak choroba. A od małżeństwa z powodów finansowych jest, zdaniem Browna, już całkiem niedaleko do prostytucji.

Powołując się na prace badaczy - szczególnie Denisa Rougemonta (autora wydanej także w Polsce książki "Miłość a świat kultury zachodniej") i Stephanie Coontz, Chester Brown dowodzi, że współczesne postrzeganie miłości i związków zawdzięczamy artystom Romantyzmu.

"Osobiście uważam, że największe znaczenie miało pojawienie się nurtu powieści romantycznej w osiemnastym wieku" - pisze, podpierając się cytatem z Coontz: "Przed końcem osiemnastego wieku dobrowolny dobór partnerów zastąpił aranżowane małżeństwa jako społeczny standard. Powszechnie zachęcano do zawierania związków."

Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby Mary czuła sympatię do któregoś ze swoich partnerów. To, że otrzymuje od nich pieniądze, nie oznacza przecież, że nie może ich kochać. Zdając sobie sprawę z tych przemian Brown pozwala sobie popuścić wodzę fantazji i odmalowuje świat, w którym jego poglądy nie byłyby niczym dziwnym. W tym wyimaginowanym świecie, w 2080 roku, prostytucja nie jest napiętnowana społecznie, a wolne, świadome kobiety, decydują się na nią z własnej woli. Jak miałoby to wyglądać? "Pewien młody mężczyzna, zatrudniony w tym samym miejscu co Mary, zaprasza ją na randkę. Znają się już parę miesięcy, a ona go lubi, więc przyjmuje zaproszenie. Uprzedza jednak, że za seks oczekuje określonej kwoty pieniędzy".

"A co z miłością?" pyta sam siebie Brown. "Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby Mary czuła sympatię do któregoś ze swoich partnerów. To, że otrzymuje od nich pieniądze, nie oznacza przecież, że nie może ich kochać."

Prawdziwa miłość za pieniądze?

I choć wizja Browna może się wydawać absurdalna, on sam wprowadza ją w życie. Nie wstydzi się tego, że korzysta z usług prostytutek. Od początku otwarcie opowiada o tym swoim przyjaciołom i bliskim (nie mówi jedynie macosze). Ba, rysuje na ten temat autobiograficzny komiks, który wydaje pod własnym nazwiskiem.

Co więcej, od 2004 roku Brown (na zdjęciu obok) żyje w przedziwnym związku z jedną z dziewczyn, z którymi się spotykał - Denise. Tak, jak prorokuje na przyszłość, Denise nie jest w nim zakochana, lubi jednak spędzać z nim czas. Sam Chester przyznaje się, że jest zakochany, ale nie zależy mu na "obsesyjnej monogamii". Dlatego nie widzi nic złego w tym, że od pewnego czasu jest jedynym klientem Denise, a Denise jego jedyną prostytutką.

I żadnemu z nich nie przeszkadza, że Chester za spotkania i seks płaci.

Władza w sypialni

Wyciąganie wniosków z lektury "Na własny koszt" to zadanie karkołomne. Są w pamiętnikach Browna momenty odpychające, kłócące się ze wszystkim w co wierzymy. Zaprzecza się tu nie tylko potrzebie miłości romantycznej (zdaniem Browna wystarczą mu przyjaciele i rodzina), ale i powszechnym poglądom na temat prostytucji.

Chester Brown odmawia feministkom racji. Kilkakrotnie przywołuje słowa kanadyjskiego premiera Pierre'a Trudeau, mówiącego, iż "władza nie ma wstępu do sypialni obywateli" (Trudeau użył tych słów mówiąc o konieczności depenalizacji związków homoseksualnych).

Twierdzi też, że dobrowolna prostytucja jest możliwa, zaś problemy przemocy, nadużyć czy uprzedmiotowienia występują także w tradycyjnych związkach. Cytując szczęśliwe prostytutki dowodzi, iż dla niektórych kobiet to świadomie wybrana ścieżka życiowa. Zgadza się, że należy walczyć z mafią i handlem żywym towarem, nie zmienia to jednak jego poglądów - wszak przestępcy pojawiają się także w innych dziedzinach życia, nie oznacza to jednak konieczności ich delegalizacji. Jego argumenty brzmią sensownie, warto jednak pamiętać, że jest to relacja Kanadyjczyka.

W bogatym, liberalnym społeczeństwie być może bagatelizowanie problemu niewolnictwa ma sens. Brown niemal w ogóle nie zajmuje się problemem przymuszania do prostytucji, zaś problem przymusu ekonomicznego traktuje powierzchownie, bo, być może, nie musi. Ale jego komiks czytany w dużo biedniejszej Polsce budzi zastrzeżenia. Czy rzeczywiście świat pełen jest szczęśliwych prostytutek, realizujących się w zawodzie? Czy dziewczęta, które sypiają z klientami bez skarg nie są zastraszane i niewolone? Te pytania są w "Na własny koszt" jedynie sygnalizowane, a Brown, jak na klienta i autobiografa przystało, skupia się na sobie i swoich doświadczeniach.

Tak czy inaczej, warto "Na własny koszt" przeczytać i samemu wyrobić sobie zdanie.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (652)