Chiński fake news Made in Russia. Media w stu procentach powielają przekaz Kremla
Nie tylko media Orbana na Węgrzech powielają rosyjską dezinformację. Jak mówi WP dr Michał Bogusz z Ośrodka Studiów Wschodnich, robią to także Chińczycy: - To kropka w kropkę przekaz z Kremla.
Na początku wojny w Ukrainie świat obiegły zdjęcia chińskiego dziennikarza Lu Yuguanga. Pokazywał on atak z perspektywy rosyjskiej armii, miał dostęp do żołnierzy i był z nimi na zajętych przez Rosję terenach. Yuguang prowadził relacje m.in. z Mariupola czy samozwańczej republiki w Doniecku.
Oczywiście opowiadał o wojnie w kategoriach "wyzwolenia Ukrainy" i serii zwycięstw armii Putina. Stał się światową sensacją, bo rzadko kto miał taki dostęp do najeźdźców jak on.
To nie jest jednak kwestia tylko jednego dziennikarza. Jak mówią eksperci, całe chińskie media państwowe - a innych tam nie ma - powielają kremlowskie kłamstwa.
- Chińskie media w stu procentach powielają przekaz Rosji - mówi WP dr Michał Bogusz, ekspert ds. Chin z Ośrodka Studiów Wschodnich. - Cała rosyjska narracja jest dokładnie tłumaczona i z pewnym opóźnieniem, może dobowym, pojawia się w mediach chińskich.
Przykłady? Bogusz: - Gdy rosyjskie media podały, że Zełenski rzekomo uciekł z Kijowa (co jest nieprawdą - przyp. red.), to chińskie media zaraz to podchwyciły. Jak tylko rosyjskie media podały, że zbrodnie w Buczy to prowokacja ukraińskich nacjonalistów, to chińskie media kropka w kropkę podały to samo.
Takich fake newsów jest więcej. Chiny – zgodnie z wersją rosyjską – opowiadają, że ta wojna jest "specoperacją" czy nawet "kryzysem ukraińsko-rosyjskim". Powtarzana jest bezpodstawna opowieść o tym, że Amerykanie dają Ukrainie fundusze na laboratoria produkujące rzekomo broń biochemiczną.
Powtarzane są "wiadomości" o celowo skażonych ptakach, które miałyby przenieść choroby zakaźne z Ukrainy do Rosji. Według Chińczyków za Ukraińcami stoi milioner George Soros, a ukraińscy "neonaziści" sami bombardują swoje szpitale i strzelają do własnej ludności cywilnej. To wszystko tezy produkowane przez propagandę Kremla.
Przykładowy tweet chińskiego dyplomaty: za plecami Ukrainy stoi perfidny Wujek Sam
Kontrolowany przekaz, jak zwykle, płynie z góry - prosto z komitetu centralnego Komunistycznej Partii Chin. Chińscy dziennikarze dostali - tradycyjnie - oficjalne polecenie, by w przypadku wojny powoływać się jedynie na rządową agencję Xinhua oraz rządową telewizję i prasę. Te z kolei garściami cytują proputinowską telewizję RT czy agencję Sputnik.
Do tego w chińskiej telewizji dużo czasu dostają rosyjscy politycy, dyplomaci i publicyści. Ten przekaz dociera do 1,4 mld odbiorców w Chinach, ale i milionów na świecie za pomocą satelitarnej anglojęzycznej telewizji CGTN, która wypełnia lukę po zakazanej w wielu krajach rosyjskiej stacji RT.
Podobnie dzieje się w mediach społecznościowych. Tam z kolei chińskie agencje i indywidualni dziennikarze oraz politycy powołują się na "informacje" rosyjskie, często zmyślone.
Dr Bogusz: - W mediach społecznościowych widziałem np. chińskie wpisy o masakrze w Buczy: "tu widać kałuże, a przecież ciała są suche. Czyli to ustawka wyreżyserowana przez Kijów".
Skąd ta synergia Chin z Rosją?
- Chiny deklarują neutralność, ale w rzeczywistości są sojusznikiem Rosji. Formalnie Pekin jest za pokojem czy "humanitaryzmem." Ale to tylko słowa wytrychy. To jest sojusz dwóch państw autorytarnych dążących do zmiany istniejącego na świecie porządku. Elity skupione wokół Putina i Xi Jinpinga zabezpieczają swoje rządy - mówi dr Bogusz.
Dlatego za wojnę w Ukrainie media w Pekinie tak chętnie obwiniają USA i Europę, twierdząc, że to rzekomo prowokacyjne działania NATO zmusiły Rosję do "specoperacji".
Jaki cel mają Chiny w tej wojnie?
Dr Bogusz: - Chińczycy bardzo chcieliby skłócenia USA z Europą. To się na razie nie udaje, ale Xi Jinping nie traci nadziei. Dla Chin byłoby dobre, gdyby Europa pozostała z jednej strony pod rosyjską presją militarną, a z drugiej była uzależniona od chińskiej gospodarki.
Wydaje się, że ta polityka dezinformacji przynosi w Chinach efekty. Chiński portal "The Global Times" (organ Komunistycznej Partii Chin publikujący po angielsku) twierdzi, że aż 90 proc. chińskich internautów uznaje, że głównym winowajcą wojny w Ukrainie nie jest wcale Rosja, ale USA.
Według tych samych badań 5 proc. chińskich internatów uznaje, że USA zachowują się sprawiedliwie, a kolejne 5 proc. nie ma zdania w tej sprawie.
Redaktorzy "The Global Times" kierują się swoją logiką: gdyby tylko złe kraje NATO przestały dozbrajać Ukraińców, przestały wysyłać tam amunicję, sprzęt i czołgi, pewnie mielibyśmy już w Ukrainie pokój. Rosja z pewnością dogadałaby się jakoś z bezbronną i podbitą Ukrainą. A tak - z winy USA - wojna trwa nadal.
Jak widać, Chiny stoją w tej wojnie po stronie Rosji i próbują wmówić światu, że tylko Pekin i Moskwa są w stanie zapewnić Ukrainie, Europie i całemu globowi pokój i dobrobyt.