Cezary Pazura: Moje "Pulp fiction"
Na debiut nigdy nie jest za późno. Znany aktor Cezary Pazura postanowił sprawdzić się w roli reżysera. W styczniu na ekrany kin wejdzie jego film „Weekend”. Jak zapewnia reżyser, będzie to zabawa kinem gangsterskim i doskonała rozrywka dla ludzi w każdym wieku. „Pazura nie zrobi widza w konia!” – przekonuje.* *Ewa Jaśkiewicz: Na pierwszy rzut oka widać, że rozpiera Pana radość tworzenia. Wnioskuję, że "Weekend" będzie pełen dobrej energii. Mam też wrażenie, że nie będzie nudny…
*Cezary Pazura:href="http://film.wp.pl/cezary-pazura-6032128470606465c">* Oglądając „Weekend” widz nie może się nudzić! Myślę, że to będzie kino rozrywkowe na naprawdę wysokim poziomie. Zapewnia to świetna obsada, efekty specjalne, nad którymi pracowali fachowcy, spod ręki których wyszło „Casino Royale”, no i oczywiście dobry scenariusz. Jestem pewien, że wiele tekstów wejdzie na stałe do języka potocznego. A radość tworzenia, która mnie dzisiaj – podczas ostatniego dnia zdjęciowego – rozpiera, połączona jest z radością, że dotrwaliśmy do tego właśnie 41. dnia na planie „Weekendu”. To niebagatelny okres! Zazwyczaj film powstaje w ciągu miesiąca. „Weekend” jest filmem akcji, dlatego okres zdjęciowy wydłużył się prawie o jedną czwartą. Zdjęcia były dużym wyzwaniem.
22.07.2010 15:51
E.J.: Jest Pan zmęczony?
Cezary Pazura: Pod koniec zdjęć wszyscy są już lekko zmęczeni, ale jednocześnie wciąż pełni energii i zapału. Muszę się pochwalić, że materiały, które codziennie powstawały, były dokładnie takie, jak zamierzaliśmy, zarówno pod względem aktorskim, jak i technicznym. Odpukać, ale jest O.K.
E.J.: "Weekend" to Pana debiut reżyserski. Czego Pan się nauczył w trakcie jego realizacji?
Cezary Pazura: Zarządzania zespołem. Robiłem to po raz pierwszy w życiu. Nigdy wcześniej nie miałem takiego doświadczenia, aby decydować o pracy tylu pionów jednocześnie. Jako aktor byłem jednym z elementów tej machiny. Jako producent i reżyser musiałem tymi wszystkimi elementami zarządzać i to mi sprawiało największy kłopot. Na szczęście pracuję z profesjonalistami. Rozumiemy się w pół słowa. Mam nadzieję, że jeśli kiedykolwiek będę jeszcze robił film, uda mi się pozyskać tych samych ludzi.
E.J.: No właśnie, jak się takich ludzi pozyskuje. Frycz,Małaszyński, Wilczak, Socha, Lubaszenko – to nazwiska z najwyższej aktorskiej półki...
Cezary Pazura: Rozmowy, rozmowy i jeszcze raz rozmowy (śmiech). Przede wszystkim trzeba ich przekonać do projektu. Przy okazji ja sam przekonałem się, że ludzie są wrażliwi i otwarci na propozycje. To nieprawda, że wszyscy mówią o pieniądzach. Tylko nieliczni mają z tym problem. W mojej ekipie byli ludzie, którzy chcieli zrobić coś oryginalnego. I znaleźli to w materiale, który im zaproponowałem. Pracowali z ochotą, pełnym oddaniem, naprawdę ciężko.
E.J.: To powinien być chyba standard...
Cezary Pazura: Zdarzyło mi się być na niejednym planie filmowym w życiu. Wiem z doświadczenia, że jak ludzie nie mają przekonania do projektu, to i aktorzy słabo grają, a ekipie nie chce się pracować. Nikomu na niczym nie zależy. A u nas dogadywaliśmy się w pół słowa i gestu. Każdy był w odpowiednim miejscu, z odpowiednim nastawieniem i życzliwością. Tego się nauczyłem podczas realizacji „Weekendu”. Była to, powiedziałbym, lekcja wiary w ludzi.
E.J.: Na co dzień o taką wiarę trudno?
Cezary Pazura: Łatwo stracić wiarę w ludzi patrząc na różne poczynania. Często narzekamy w gazetach i na portalach internetowych, że Polacy to lenie, którym się nic nie chce. A ja myślę... że jeśli ktoś ma projekt i umie porwać ludzi, to nikt nie gada o pieniądzach, lecz myśli o tym, żeby film był dobry.
E.J.:Na czym ta oryginalność "Weekendu", o której Pan przed chwilą mówił, polega?
Cezary Pazura: „Weekend” to film akcji. Niektórzy mówią „gangsterski”, choć ja wolę określenie "chuligański". Nie pamiętam, żebym oglądał coś podobnego w polskim wydaniu. W amerykańskich produkcjach owszem - "Pulp Fiction", "Przekręt". "Killer" był komedią na temat. Olaf Lubaszenko i jego kino autorskie to jeszcze coś innego. A tu chodzi o pewien rodzaj zabawy kinem gangsterskim.
E.J.: Czym konkretnie ta zabawa się przejawia?
Cezary Pazura: Posłużę się przykładem. Kto najlepiej fałszuje na scenie? Ten, kto ma świetny słuch. Jeżeli robimy sobie żart na temat kina gangsterskiego, to musimy to wykonać jak stuprocentowe kino gangsterskie. Każdy element musi być prawdziwy. Dopiero my nadajemy temu dystans i własny sznyt. To film na emocjach, a ja chciałbym te emocje okiełznać. To dopiero prawdziwa zabawa w kino!
E.J.: W Pana filmie nie zabraknie mocnych momentów – rozlewu krwi i łamania kości...
Cezary Pazura: Tak. I nie boimy się tego, bo wszystko ubrane jest w cudzysłów. Widz od początku będzie wiedział, że bawimy się w kino! Konwencja jest narzucona od pierwszych kadrów. Mimo że leje się krew, łamią ręce i rozbijają samochody, wszyscy wiemy, że to zabawa i dlatego nas to nie razi. Lubię takie filmy. To mi przypomina Jamesa Bonda, który jest niezniszczalny i wszystko mu wychodzi. Tak będzie w "Weekendzie". Zło musi przegrać, dobro zwyciężyć. To przypowieść na temat z bardzo wieloma humorystycznymi momentami i świetną obsadą. Jednym słowem - kino rozrywkowe.
E.J.: I widz to Pana zdaniem „kupi”?
Cezary Pazura: Jak już kupi, to nie będzie czuł się oszukany. Jestem uczniem pokolenia wychowanego w poszanowaniu dla widza. Widz jest naszym bogiem, to on nas kreuje. Od niego zależy, czy jesteśmy, czy nas nie ma. Uważam, że jeśli ktoś przychodzi do kina i kupuje bilet, to po wyjściu z kina nie może mieć poczucia, że wyrzucił pieniądze w błoto. Musi wiedzieć, że te 20 czy 18 złotych, w zależności od tego ile kosztuje bilet, to dobra inwestycja.
E.J.:To zależy czy bilet kupi w ciągu tygodnia czy w weekend...
Cezary Pazura: No właśnie (śmiech). Dobra - wydałem, obejrzałem, Pazura mnie nie zrobił w konia. Powiem znajomym, żeby też poszli.
E.J.: "Weekend" dobry nie tylko na weekend...
Cezary Pazura: Dokładnie. Żeby „Weekend” był oglądany też w tygodniu. Żyjemy w czasach trudnych i momentami ponurych. Dlatego kawałek innego świata, który może nas zabawić, rozśmieszyć i wzruszyć, z pewnością się przyda. Z kina każdy powinien wyjść rozluźniony.
E.J.: W Pana filmie krew mężczyźnie nie straszna, pościgi również, a czego, tak prywatnie, Pana zdaniem najbardziej się boją faceci?
Cezary Pazura: Rozsądni faceci boją się praktycznie jednego – kobiet! A nierozsądni... boją się reszty. Każdy dzień przynosi jakieś niespodzianki. Chciałbym nie stracić kontroli nad tym, co dzieje w moim życiu (śmiech).
E.J.: Skoro o kobietach mowa, jak ocenia Pan Małgosię Sochę, która zagrała w „Weekendzie” killerkę?
Cezary Pazura: Małgosia ma to „coś”. Aktorka, która ma talent komediowy, ma każdy inny. Udowodniła, że w zależności od potrzeb może być femme fatale, kobietą-gangsterem, kobietą tajemniczą, smutną, zamyśloną. Choć muszę przyznać, że jej temperament jest nie do okiełznania. Nie raz doprowadzała ekipę do śmiechu. To wulkan energii. Powinna zagrać Cześnika w "Zemście" (śmiech).
E.J.: Okres zdjęciowy ma Pan już za sobą. Czas na odpoczynek?
Cezary Pazura: Tak, ale kontrolowany. Teraz będę częstym gościem w montażowni, ponieważ do 20 sierpnia musimy pokazać koproducentom pierwszą wersję, tzw. off line. Jeśli zaakceptują, to po poprawkach będziemy dodawać efekty komputerowe, czyścić obraz, dokonywać korekty barwnej, udźwiękawiać, aż powstanie kopia właściwa, czyli kopia-matka. Myślę że będzie to październik-listopad. Potem znowu kolaudacja, napisy i w styczniu premiera...
E.J.: Jednym słowem okres postprodukcji będzie nie mniej absorbujący...
Cezary Pazura: Tak, zwłaszcza że mamy bardzo dużo materiału. Scenę można opowiedzieć szybko mniejszą ilością ujęć, a my robiliśmy ich bardzo dużo po to, żeby film był bardziej nasycony. Kiedy ogląda się amerykańskie filmy, np. "Pościg", kamera jest wszędzie – nad kołem, pod kołem, na dachu, w środku samochodu, na zewnątrz. Tak robiliśmy ten film. Montażystów czeka ciężka praca. Chciałbym, aby to bogactwo ujęć znalazło się w filmie.
E.J.: Jakiś romantyczny moment pod tytułem - „A może byśmy tak, najmilsza, wpadli na dzień do Tomaszowa” - się znajdzie?
Cezary Pazura: Trzeba o tym pomyśleć (śmiech). Choć zorientowałem się, że brakuje mi zdjęć Łodzi nocą. Nie wiem, czy nie będziemy musieli wrócić z kamerą i trochę podokręcać, żeby dać filmowi właściwy oddech...
E.J.: Wymarzony koniec zdjęć zbiegł się urodzinami Pana córeczki Amelki...
Cezary Pazura: Tak się wszystko pięknie zsynchronizowało. 25 czerwca moja córeczka skończyła roczek, a zaraz potem padł ostatni klaps na planie. Ten właśnie rok był najtrudniejszy pod każdym względem, ale jednocześnie bardzo fajny.
E.J.: Jakie trudności ma Pan na myśli?
Cezary Pazura: Jeszcze miesiąc przed zdjęciami byłem podłamany. Miałem przeświadczenie, że to nie ruszy. Pomysł na film powstał cztery lata temu, ale – po różnych perturbacjach – dopiero półtora roku temu wziąłem się za to osobiście i założyłem spółkę producencką Cezar 10. Julek Machulski powiedział kiedyś żartem: "Trzeba nakręcić jakiś film, bo nie ma co oglądać" (śmiech). Kręcę więc film, żeby coś zobaczyć. To będzie fajne kino, dla takich dorosłych dzieciaków jak ja (śmiech).
E.J.: Po "Weekendzie" Pana spółka producencka zabierze się za kolejny projekt?
Cezary Pazura: Już się zabrała. Dopinamy budżet na film Olafa Lubaszenko. Będzie to druga część słynnego "Sztosu", który cieszył się wielkim powodzeniem parę lat temu. Druga część będzie się nazywać "Chwila nieuwagi, czyli drugi sztos". Akcja rozpoczyna się dzień przed wybuchem stanu wojennego. Nasi bohaterowie przemierzają całą Polskę i przemycają różne rzeczy, m.in. szefa „Solidarności” krakowskiej, który na początku jest przebrany za Lajkonika...
E.J.: Brzmi intrygująco...
Cezary Pazura: To nie wszystko! Zaczyna się turniejem skoków narciarskich armii zaprzyjaźnionych. Jesteśmy po rozmowach z prezesem Apoloniuszem Tajnerem, który obiecał, że skoczkowie będą skakać starym stylem, czyli z nartami ułożonymi równolegle. Jak widać są ludzie, którzy chcą się poświęcić dla filmu i spróbować się nie zabić (śmiech).
* E.J.: Dziękuję za rozmowę.*