Cenzura w telewizji: co usiłowały zatuszować stacje telewizyjne?
Czego na pierwszy rzut oka nie dostrzegli widzowie?
Swoboda wypowiedzi, poglądów i ich głoszenia - to oczywiste prawa zagwarantowane w polskiej Konstytucji przynależne nam wszystkim, również mediom. Nie jest jednak niczym nowym stwierdzenie, że cenzura, zwłaszcza w telewizji, nie zniknęła wraz z upadkiem komunizmu. Świadczą o tym liczne przykłady, które co jakiś czas wychodzą na światło dzienne.
Wystarczy choćby przypomnieć o sprawie z 2012 roku, gdy TVN wprowadził w życie specjalne zalecenia dotyczące prywatnej działalności swoich pracowników w obrębie mediów społecznościowych. Zgodnie z opracowanym kodeksem social media, wszyscy dziennikarze informacyjni na swoich prywatnych profilach nie mogli reprezentować osobistych poglądów, które nie są zgodne z polityką stacji. Z nowych przykazań jasno wynikało, że redaktorzy powinni szczególnie roztropnie dobierać treści, które publikują w sieci, tak aby przypadkiem nie zaszkodzić pracodawcy, którego dobro jest nadrzędne. Dokument opublikował wówczas Witold Gadowski, były reporter interwencyjnego magazynu TVN "Superwizjer".
Ale nie tylko TVN ma na swoim koncie problemy z cenzurą. Warto również wspomnieć o ostatnich "wybrykach" TVP, która oprócz podawania zdawkowych informacji na temat tegorocznego finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy m.in. w "Wiadomościach", ocenzurowała charakterystyczną naklejkę w kształcie serduszka na kurtce Arkadiusza Myrchy (tutaj przeczytasz więcej na ten temat) i w jednym z odcinków programu "Rolnik szuka żony" (tutaj więcej informacji). Okazało się jednak, że na tym nie koniec. Co jeszcze usiłowały zatuszować stacje telewizyjne? Czego na pierwszy rzut oka nie dostrzegli widzowie?
Znikający symbol Polski Walczącej
Zamazane logo
To nie koniec wpadek, jakie na swoim koncie odnotował ostatnio TVN. 10 sieprnia 2016 roku Anita Werner powitała widzów "Faktów" słowami: "Dziś w 'Faktach': Smoleńsk, Kaczyński i Duda". Za plecami prowadzącej wyświetlono zdjęcie, na którym widnieje przemawiający do tłumu Jarosław Kaczyński. Polityk trzyma w dłoni mikrofon z niebieską tzw. kostką. Jak się później okazało, w oryginalnym ujęciu widać jeszcze na niej logo Telewizji Republika. TVN postanowiła jednak zamazać nazwę stacji i ukryć ją przed oglądającymi materiał. Efekt? Poirytowani widzowie, którzy bardzo szybko nagłośnili całą sprawę za pośrednictwem portali społecznościowych i dopisali do listy kolejny argument przeciwko wiarygodności telewizji.
Hierarchia wiadomości
Zamazywanie logo i nazw oraz znikające symbole to nie wszystkie formy cenzury, których w ostatnim czasie widzowie byli świadkami. W połowie kwietnia 2016 roku w głosowaniu na temat wyboru nowego sędziego do Trybunału Konstytucyjnego Magdalena Zwiercan z Kukiz'15 dopuściła się głosowania "na dwie ręce". Posłanka, wbrew prawu, oddała głos za swojego partyjnego kolegę - Kornela Morawieckiego. Zachowanie posłanki błyskawicznie wyszło na jaw, a w mediach rozpętała się prawdziwa burza. Temat nie schodził z pierwszych stron gazet i nie znikał z telewizyjnych relacji.
Okazało się jednak, że nie wszystkie stacje uznały aferę ze Zwiercan w roli głównej jako najważniejszą wiadomość dnia. W czasie, gdy dziennikarze informowali o kolejnych faktach w tej sprawie, TVP Info przerwała swoją relację i wyemitowała... powtórkę programu z rozmową Michała Rachonia z Janem Dworakiem, przewodniczącym KRRiT. Poruszany temat w żaden sposób nie nawiązywał do politycznej afery z głosowaniem "na dwie ręce" (w studiu przypomniano dyskusję na temat analizy audycji informacyjnych).
Ale to nie wszystko, co tego dnia przygotowała dla swoich widzów Telewizja Polska. Ostatnie wydanie "Wiadomości" również obfitowało w "niespodzianki". Z materiału, który teoretycznie miał naświetlić kontrowersyjną sytuację z posłanką Kukiz'15, można było się dowiedzieć m.in. o chrzcie Polski i "nieudanej ustawce opozycji". Na koniec widzowie usłyszeli słowa ekspertki:
- W tym przypadku ten jeden głos znaczenia dla wyniku głosowania nie miałby, bo ta większość i tak jest "za" wnioskiem, który był głosowany - podsumowała przed kamerami prof. Genowefa Grabowska, konstytucjonalista z Wyższej Szkoły Menedżerskiej.
Nic więc dziwnego, że w internecie błyskawicznie pojawiły się oskarżenia, że w TVP panuje cenzura i manipulacja.
Odcinek wstrzymany z powodu kontrowersyjnego tematu
Jeden z kwietniowych odcinków programu "Pegaz" poświęcony był m.in. spektaklowi "Hymn narodowy" Przemysława Wojcieszka. Reżyser uznawany jest za jednego z ważniejszych niezależnych twórców, a jego sztuki cechują się bezkompromisowością i nieraz kontrowersją. W jego spektaklu (wyreżyserowanym w Teatrze im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy) nie ma żadnego tabu. Jak zapowiadał Wojcieszek, dostało się wszystkim: zarówno i przede wszystkim tym u władzy, ale i tym, co przeciw nim protestują. Nieoczekiwanie, emisja odcinka została wstrzymana.
- Dowiedziałem się właśnie, że w związku z materiałem o naszym spektaklu HYMN NARODOWY i rozmową ze mną wstrzymano cały odcinek wczorajszego PEGAZA. Jest to najbardziej chwalebna recenzja tego, co wspólnie zrobiliśmy w Legnicy. W takich chwilach czuję, że teatr ma sens i wartość. I jestem tym bardziej dumny, że go robię - napisał Wojcieszek na swoim profilu na Facebooku (zachowano oryginalną pisownię).
- W środowym (6 kwietnia) wydaniu miało być o ostrym jak brzytwa legnickim "Hymnie narodowym" Wojcieszka. Nie było. Ktoś jak najsłuszniej zadbał, by nie wspominać o sztuce, w której pojawiają się demony polskiej polityki. Tym bardziej, że to Antoni, Krystyna, a nawet - o zgrozo! - Jarosław, a teatralna publiczność się śmieje i bije brawa. To niedopuszczalne - skomentował na Facebooku dziennikarz Grzegorz Żurawiński (zachowano oryginalną pisownię). Redaktor nie szczędził słów krytyki pod adresem TVP. Napisał otwarcie, że zadziałały nożyce cenzora, a tym samym "Pegazowi" podcięto skrzydła.
Wysłaliśmy zapytanie w tej sprawie do TVP. Stacja odpowiedziała wówczas, że odcinek nie został wyemitowany z przyczyn technicznych.
Tajemnicze zniknięcie
Listopadowy odcinek "Sondy 2" został poświęcony Puszczy Białowieskiej. Adam Wajrak opowiadał widzom o życiu puszczy i m.in. o wpływie korników na drzewa, które mają być powodem ich niepotrzebnej wycinki. W programie usłyszeliśmy opinię prof. Bogumiły Jędrzejewskiej z Instytutu Badań Ssaków PAN, która powiedziała na antenie, że "puszcza da sobie radę z tym problemem sama". Ministerstwo Środowiska nie podziela jednak tego stanowiska. Według urzędników, właśnie z powodu korników planowane jest zwiększenie wycinki drzew w puszczy.
Jakiś czas po opublikowaniu odcinka na platformie vod.tvp.pl, materiał zniknął ze strony. Zwykły zbieg okoliczności, czy zadziałała cenzura? Adam Wajrak nie miał najmniejszych wątpliwości, że o przypadku nie było tu mowy.
- Jakoś dziwnie odcinek "Sondy 2" o Puszczy Białowieskiej wyparował ze stron TVP. Jestem jednak pewien, że to jakiś błąd techniczny i zaraz tam wróci, bo przecież gdyby było inaczej to byłaby cenzura. A przecież w naszym kraju jej nie ma. Poza tym przecież rząd cieszy się takim poparciem społecznym, a Lasy Państwowe takim szacunkiem, że w życiu by się nie przestraszyły tak niewinnego programu naukowego, nawet jeżeli odrobinę nie jest po ich myśli i absolutnie nie musiałby się uciekać do takich słabych ruchów. Prawda, że mam rację? Powiedzcie, że mam rację… proszę - napisał na swoim profilu na Facebooku (zachowano oryginalną pisownię).
Tomasz Rożek, prowadzący "Sondę 2", nie chciał komentować sprawy. Dopiero po interwencji "Pressserwisu" odcinek został przywrócony na stronę. Powodem zniknięcia materiału miały być jednak tylko problemy techniczne.
- Jedynym powodem chwilowego zniknięcia odcinka "Sondy 2" ze strony VOD były kłopoty techniczne, a konkretnie przejściowe problemy z integracją baz danych, którą obecnie przeprowadzamy - poinformowało Wirtualną Polskę Centrum Informacji TVP.
Co ciekawe, taka odpowiedź Telewizji Polskiej nie zadowoliła Adama Wajraka.
- Wiedziałem, że tak się to skończy, czyli zwaleniem na problemy techniczne. Jestem przekonany, że prawie na pewno poszło tam o politykę, a komuś ten program się nie spodobał. Zapewne komuś w ministerstwie - podsumował w rozmowie z "Pressserwisem".
Nie dla polskich widzów
Widzowie dopatrzyli się cenzury nie tylko na antenie TVN i TVP. Podobną wpadkę zaliczył również Polsat.
"Jeden z największych reżyserów naszych czasów, laureat Oscara Martin Scorsese przedstawia prawdziwą historię jednego z najbardziej kontrowersyjnych bohaterów Wall Street" - w ten sposób Polsat reklamował produkcję, której telewizyjna premiera odbyła się w poniedziałkowy wieczór 4 kwietnia 2016 roku. Nic dziwnego, że zachęceni takimi zapowiedziami widzowie zasiedli przed telewizorami.
Niestety, oglądający nie mieli okazji zobaczyć oryginalnej wersji filmu. Wszystko dlatego, że Polsat wyemitował ocenzurowaną wersję kinowego hitu. Zabrakło m.in. sceny pierwszego seksu Jordana Belforta i Naomi Lapaglia, seksu w firmie i na imprezach, homoseksualnej orgii czy nagiej Robbie. Oprócz tego, przekleństwa, które stanowią znaczną część wypowiedzi bohaterów i którymi naszpikowany jest film, zostały złagodzone i przetłumaczone jako niewulgarne wyrazy. W najbardziej kontrowersyjnych momentach fabuły została również wyciszona oryginalna ścieżka dźwiękowa w języku angielskim.
Poirytowani widzowie nie kryli oburzenia tymi zmianami i zarzucili stacji ocenzurowanie filmu. Głos w sprawie zabrał rzecznik prasowy Polsatu, Tomasz Matwiejczuk, który w imieniu Polsatu wydał oficjalne oświadczenie (zachowano oryginalną pisownię):
"Drodzy Widzowie! Nie cenzurujemy filmów i nie dokonujemy w nich żadnych zmian, co oznacza że nie ocenzurowaliśmy filmu "Wilk z Wall Street". Wersję filmu, którą wyemitowaliśmy, otrzymaliśmy od dystrybutora, jest to wersja emitowana w innych krajach Europy. Jest to więc wersja zaakceptowana bez wątpienia przez twórców filmu i jego dystrybutora. Możemy jedynie dodać, że wersja kinowa filmu najprawdopodobniej nie mogłaby zostać wyemitowana o godzinie 20.00 ze względu na polskie przepisy prawa i regulacje Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Emisja filmu w wersji kinowej mogłaby się odbyć dopiero po godzinie 23.00, co oznacza że zakończyłaby się dopiero po godzinie 2.00 w nocy. Oczywiście wolelibyśmy wyemitować wersję kinową, ale nie jest to możliwe przed godziną 23.00 ze względu na obowiązujące w Polsce przepisy prawa. Przypominam również, że często nawet w kinach wyświetlane są różne wersje filmów - co ma miejsce np. w przypadku wersji reżyserskich, które zwykle zawierają o wiele więcej materiału zdjęciowego niż wersje znane szerokiej publiczności. Co więcej, w samych Stanach Zjednoczonych dość często zdarza się, że wersja kinowa różni się od telewizyjnej."
Warto jednak zaznaczyć, że podobne praktyki mają miejsce na amerykańskim rynku telewizyjnym - z tą różnicą, że za oceanem widzowie są wcześniej uprzedzani, że stacja ingerowała w treść oryginalnego filmu. W Polsacie zabrakło tego "szczegółu".
Sportowcom też się dostało
Okazuje się, że nie tylko polska telewizja sporo w tym temacie przeskrobała. Wystarczy wspomnieć o katalońskiej stacji TV3, która postanowiła wyretuszować wygląd Cristiano Ronaldo. Na jednym z ujęć dziennikarze usunęli mięśnie brzucha piłkarza Realu Madryt. Gdy widzowie zaczęli wysyłać do stacji zażalenia, twórcy programu "Esport Club" wyjaśniali, że nie mieli złych intencji. Chcieli jedynie zlikwidować "pewne znaki reklamowe". Niestety, mało kto uwierzył w ich zapewnienia. Telewizja TV3 kojarzona jest bowiem z otwartą niechęcią do Realu Madryt, a szczególnie do najsłynniejszego zawodnika tej drużyny, czyli właśnie Cristiano Ronaldo.
Działanie cenzury nie ominęło także innego sportowca. Podczas ubiegłorocznej gali Złotej Piłki FIFA zaprezentowano sylwetkę jednego z nominowanych do nagrody - Neymara. Krótkie wideo przedstawiało relację z finałowego meczu Barcelony z Juventusem i cieszącego się ze zwycięstwa piłkarza. Niestety, widzowie gali nie zobaczyli, jaki napis widniał na opace skaczącego zawodnika, bowiem twórcy widowiska zadbali o to, aby go ocenzurować. Zanim materiał filmowy trafił w ręce montażystów, na skrawku materiału napisane było: "100% Jesus". Cóż, jak widać, nie tylko polska telewizja ma się czego wstydzić.