Byliśmy w cukierni Gessler. Ceny poszybowały w górę, a jakość obsługi w dół
Święta za pasem, a szał przygotowań do nich rozkręcił się już na dobre. Niektórzy jednak zamiast samemu przygotowywać ciasta, sięgają po ofertę lokali, które specjalizują się w ich produkcji. Jednym z nich jest oczywiście cukiernia Magdy Gessler "Słodki... Słony", która w swojej ofercie ma i pierniki, i makowce, i serniki. Za wszystko trzeba słono zapłacić. Ale czy rzeczywiście warto?
Na test ciast w cukierni Gessler wybrałyśmy się z koleżanką przed południem w dzień powszedni. Naszym zamiarem było zjedzenie ich na miejscu przy stoliku. Już na wejściu zaskoczyło mnie, że choć w pierwszym pomieszczeniu nie było wielu klientów, nikt z czteroosobowej obsługi się nami nie zainteresował.
Dlaczego tak się stało, było jasne już po chwili. Wspomniane cztery osoby, to zdecydowanie za mało jak na pełną salę liczącą w sumie ok. 20 stolików oraz osoby składające duże zamówienia świąteczne i ustalające menu z jedną z pracownic. A jeśli doliczyć do tego podchodzących klientów z zewnątrz, zamawiających słodkości na wynos, okazuje się, że pracy dziewczyny mają aż nadto.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Obejrzałyśmy ciasta w gablocie, rozejrzałyśmy się po sali i w końcu zaczepiłyśmy uwijającą się między stolikami kelnerkę, która poinformowała nas, że ciasta mamy zamówić przy ladzie, a następnie usiąść przy jakimkolwiek stoliku.
Jako że przez całe studia pracowałam w restauracjach i barach, moje doświadczenie podpowiadało mi, że to system co najmniej dziwny i z pewnością wprowadzający sporo chaosu. Nie pomyliłam się.
Zajęłyśmy miejsce na antresoli, gdzie czekałyśmy około 15 minut na zamówione przez nas ciasta, kawę i herbatę. Niestety dwie osoby, które zajęły swoje stoliki później od nas, zostały obsłużone szybciej.
W końcu napoje i ciasta wylądowały jednak przed nami. Na pierwszy rzut oka wszystko prezentowało się wyśmienicie. Duże kubki do napojów sprawiały wrażenie, że przynajmniej w pewnym stopniu ich zawartość jest warta swojej ceny (duże cappuccino 20 zł, herbata zimowa 22 zł!).
A ciasta? Przyznaję od razu, że nie jestem fanką deserów z makiem. Ale makowiec od Gessler był naprawdę pyszny. Mnóstwo maku przerobionego na przyjemną masę, w której wyraźnie czuć było migdały, do tego sporo rodzynek i nuty pomarańczowe. Takie ciasto na świątecznym stole z pewnością robi wrażenie na gościach.
Na drugi ogień poszedł sernik krakowski (wersja świąteczna nie była dostępna na porcje). I tutaj muszę pochwalić cukiernika za umiejętność stworzenia wspaniałej konsystencji ciasta – nie było ani przesadnie kremowe, ani zbyt twarde, za to idealnie wilgotne. Pierwsze wrażenie było bardzo dobre. Jednak w miarę jedzenia jedna rzecz zaczęła w tym serniku przeszkadzać. Pomarańczowy aromat, który był tak intensywny, że w pewnym momencie zaczął dominować smak reszty. Podobny aromat był też wyczuwalny w makowcu, więc jeśli ktoś pokusi się o ciasta świąteczne od Magdy Gessler, musi liczyć się z tym, że będą one smakowały pomarańczą.
Żeby nie pozostawać tylko w temacie świątecznym, na naszym stoliku wylądował też "serniczek z kajmakiem". Mała porcja okazała się bardzo smacznym wyrobem. Mocno kremowy i zarazem puszysty spód uzupełniała warstwa gęstego kajmaku. Nie był to jednak najlepszy sernik, jaki w życiu jadłam i raczej po niego nie wrócę. A to dlatego, że, pomijając cenę, w sernikach szukam zawsze równowagi pomiędzy słodyczą a kwasowością. A tego w wyrobie Gessler brakuje. Jej serniczek z kajmakiem jest po prostu bardzo słodki.
Na koniec przeglądam ofertę słonych potraw. Domawiam obiad na wynos, ale w klimacie świątecznym – pierogi z kapustą i prawdziwkami. Kelnerka dość szybko przynosi zapakowane zamówienie. Gdy je później otwieram w pracy, jestem dość mocno rozczarowana. Pierogów jest 6 sztuk. Nie są wypełnione nadzieniem po brzegi, wręcz wyglądają na dość płaskie. Kiedy ich próbuję, rozczarowanie jest jeszcze większe.
Owszem, dość mocno wyczuwalny jest aromat leśnych grzybów. Ale czy kucharz uznał, że w takim układzie nie trzeba ich doprawiać? Do tego kapusta też ma dość niewyraźny smak. Nie są to najlepsze pierogi w moim życiu. Ale jestem niemal pewna, że najdroższe. Za te 6 sztuk, którymi nie sposób się nasycić, zapłaciłam... 55 zł.
Ceny w "Słodkim... Słonym" są bardzo wysokie. Za kilogram makowca zapłacić trzeba 160 zł (w zeszłym roku było to 130 zł). Kawałek, który wylądował w moim brzuchu kosztował 16 zł. Za porcję sernika krakowskiego zapłaciłam 22 zł (niecały kilogram sernika świątecznego kosztuje 95 zł), a mały serniczek z kajmakiem wyniósł mnie 20 zł. Do tego do rachunku doliczono 10% obsługi kelnerskiej i na koniec przyszło mi zapłacić 200,20 zł.
Czy było warto? W moim odczuciu zdecydowanie nie. Gessler oszczędza na obsłudze kosztem gości swojego lokalu, przez co czułam się tam zaniedbana. Choć kelnerki były bardzo miłe, widać było, że mają dużo stresu i zwyczajnie nie są w stanie dopieścić gości, bo są w ciągłym biegu. Wnętrze cukierni zupełnie nie trafia w mój gust: jest mroczne i przaśne. A ciasta? Owszem, smaczne, ale za tę cenę i rozgłos spodziewałam się czegoś, co będę wspominać tygodniami. Tymczasem żaden ze smaków u Gessler nie zrobił na mnie większego wrażenia.
W moim odczuciu z cukiernią Gessler śmiało mogą konkurować małe rzemieślnicze cukiernie, których ostatnio w Polsce pojawia się coraz więcej. Do tego często wchodzą we współpracę z kawiarniami speciality, gdzie tym samym oprócz pysznego wypieku lub ciasta wypić możemy też bardzo dobrą kawę. Nie są to tanie wyroby, ale i tak zapłacimy mniej niż u Gessler. A co do oferty świątecznej - osobiście wybrałabym ciasta z lokalnej cukierni. Te ze "Słodki... Słony" zwyczajnie nie są warte swojej ceny.