Widzowie nie mieli pojęcia. Przegrał ze swoimi słabościami
Rekordy popularności na Netfliksie bije serial "Cobra Kai". To kontynuacja kultowych filmów z serii "Karate Kid", w których jedną z głównych ról zagrał uwielbiany Pat Morita. Mało kto wiedział, że aktor zmaga się z demonami.
23.09.2020 16:44
Patowi Moricie sławę przyniosła rola mistrza Miyagi w cieszącej się ogromną popularnością serii "Karate Kid”, choć aktor nie miał bladego pojęcia o wschodnich sztukach walki. Wiele razy kazano mu też naśladować obcy akcent i kaleczyć angielszczyznę, mimo że urodził się w Kalifornii i był pełnoprawnym obywatelem USA.
Dzieciństwo spędził w szpitalach, karierę zaczynał od występów w restauracjach i barach, ale nie dał się zrazić początkowym niepowodzeniom. Jego starania doceniono nominacją do Oscara.
Uzależnienie stało się, pośrednio, przyczyną jego śmierci. Morita zmarł w wieku 73 lat.
Szpitalne dzieciństwo
Urodził się 28 czerwca 1932 r. Kiedy miał dwa lata, lekarze zdiagnozowali u niego gruźlicę ośrodkowego układu nerwowego i przez dziewięć kolejnych lat Morita przebywał w różnych szpitalach.
Jego stan był poważny. Obawiano się nawet, że nigdy nie będzie mógł chodzić. Dopiero po operacji odzyskał władzę w nogach i mógł rozpocząć normalne życie.
Ale nie od razu – ze szpitala przewieziono go prosto do Arizony, gdzie w czasie wojny, ze względu na japońskie pochodzenie, internowano całą jego rodzinę. Tam też poznał księdza, któremu Noriyuki Morita zawdzięcza swoje sceniczne imię – Pat.
Komik z restauracji
Po wojnie wraz z rodziną wrócił do Kalifornii i zaczął rozmyślać nad swoją przyszłością. Marzyła mu się kariera komika - już jako nastolatek zabawiał gości w rodzinnej restauracji, potem występował ze swoim programem w rozmaitych barach i nocnych klubach.
Na ekranie zadebiutował dość późno, bo w 1967 r., filmem "Na wskroś nowoczesna Millie".
I choć stale próbował odnaleźć się w branży, zwrócił na siebie uwagę dopiero rolą w serialu "M.A.S.H." w 1973 r.
Czekając na sukces
W 1975 r. jego nazwisko wreszcie stało się rozpoznawalne, głównie dzięki kultowemu serialowi "Happy Days".
Zachęcony odniesionym sukcesem Morita opuścił ekipę po trzecim sezonie, by zagrać główną rolę w komediowym "Mr. T and Tina", ale sitcom okazał się ogromną porażką i błyskawicznie zniknął z anteny.
Aktor, jak niepyszny, wrócił do "Happy Days", na boku grywając w czym się dało – produkcjach telewizyjnych i niezbyt udanych filmach, wciąż czekając na swoją wielką szansę.
Mistrz bez pasa karate
A ta nadarzyła się w 1984 r., gdy Moricie zaproponowano rolę Keisuke Miyagiego w filmie "Karate Kid" w reżyserii Johna G. Avildsena.
Co zabawne, aktor mówiący świetną angielszczyzną musiał udawać japoński akcent, a w dodatku nie wiedział nic o wschodnich sztukach walki i... wcale nie zamierzał ich poznawać.
- Nigdy nie nauczyłem się karate - wielokrotnie tłumaczył dziennikarzom. - To oznacza, że muszę być niezłym aktorem. Gram tak, jakbym potrafił dosłownie wszystko.
Niekomfortowa nominacja
"Karate Kid" cieszyło się ogromną sympatią widzów i krytyki – doczekało się trzech sequeli – a Moritę wreszcie doceniono. Aktor otrzymał nominację do Oscara i Złotego Globu. On sam nie był jednak zadowolony ze zdobytego nagle rozgłosu.
- Dziwnie się czuję w takich sytuacjach - tłumaczył dziennikarzom. - To, że zostałem nominowany do Oscara za rolę drugoplanową w "Karate Kid", było prawdziwą niespodzianką, ale poczułem się trochę niekomfortowo.
Ostatni film
Od tamtej pory Morita nie narzekał już na brak propozycji, choć nigdy nie powtórzył już sukcesu "Karate Kid". Grał w filmach, pojawiał się gościnnie w serialach i użyczał głosu (m.in. w disnejowskiej animacji "Mulan").
Wreszcie zaczął też układać sobie życie osobiste – po dwóch rozwodach związał się z aktorką Evelyn Guerrero.
Niestety, coraz częściej zaglądał do kieliszka. Chociaż lekarze, ze względu na jego stan zdrowia, kazali mu odstawić alkohol, aktor nie słuchał ich rad. Zmarł z powodu niewydolności nerek 24 listopada 2005 r. Ostatni film, w którym wystąpił, "Royal Kill", miał premierę 4 lata po jego śmierci.