Bunt w "Kuchennych rewolucjach". "Jak pani Magda myśli, że nas zdepcze, to się grubo myli"
GALERIA
Restauracja "Kanion" w Szklarskiej Porębie, której właścicielami są Agata i Marek, przynosiła więcej szkód niż pożytku. Para nie miała co prawda dużego doświadczenia w branży gastronomicznej, ale dysponowała środkami i sprytem, by te luki wypełnić. Budowę i projekt restauracji powierzyli architektowi. A jak zdobyć profesjonalnego kucharza? I na to znaleźli sposób. Marek wyczekiwał na niego pod inną restauracją. Zamierzał… podkupić go od konkurencji.
- Ukradłem go z innego lokalu. Podjechałem pod lokal, aż wysiądzie. Wyszedł, zaprosiłem go do samochodu. Zapytałem ile zarabia. Powiedziałem, że u mnie będzie miał tysiąc więcej i przyszedł - przyznał szczerze. Co zatem poszło nie tak, że Marek musiał poprosić Magdę Gessler o pomoc?
Wszystko wina gości
Kucharz Artur ma wolna rękę. Sam układa menu i wybiera produkty, z których chce przygotowywać wszystkie dania. Niestety, za wszystkie złe opinie kucharz obwinia... gości! Twierdzi, że dania, które niezadowoleni klienci opisują w Internecie, nie są nawet serwowane w ich lokalu. Kto tu kłamie? To sprawdzić postanowiła Magda Gessler.
- Sushi dają? Sushi macie? Po co ludzie mają jeździć do Szklarskiej Poręby, żeby oglądać niby-Japonię? Świetne połączenie. Zupa toskańska, a obok kwaśnica i tagliatelle z krewetkami tygrysimi. Jaka to jest kuchnia? - drwiła ekspertka TVN.
Dania nie zdały egzaminu
Ostatecznie Magda Gessler zamówiła zupę pomidorową, kwaśnicę, żur i sałatę grecką. Na pierwszy ogień poszła pomidorówka.
- Powiem tak: pomyje. Błe! Myślą, że wodę z kitem można sprzedać za duże pieniądze. To jest kit! - oburzyła się.
- Jak kwaśnica nie będzie kwaśna, to zrobię z nimi porządek - mówiła. Kiedy zupa trafiła na stół, okazało się, że owszem - jest kwaśna, ale "gryzie w gardło, bo jest zakwaszana octem".
Kucharz nie wytrzymał napięcia
Cała nadzieja w żurku. No cóż, jak można się było domyślić, poezją smaku nie można było tego nazwać.
- Co to za wodzianka? Woda, pomajerankowana, kompletnie bez żurku. Ten kucharz zaraz dostanie w łeb - irytowała się Gessler.
- To wszystko ku.wa zrobiłem jak w książce pisze. Jeszcze ku.wa rosoły gotowałem pod te jej zupy. To mnie wyśmiała i pocisnęła jak barana! - oburzył się kucharz, gdy wyszedł z lokalu, zapalić papierosa.
Gessler zakończyła wizytę
Tego było już za wiele. Gessler postanowiła zakończyć degustację twierdząc, że "boi się, że zostanie otruta".
- Jestem tuman, debil. No i dobrze, i dziękuję. Chcę po prostu stąd wyjść. Niech mnie lepiej stąd wypuszczą, bo zaraz wszystkie okna polecą. Nie mogę jej ku.wa kaczki zrobić, steka, albo ryby porządnej. Pie.dolić to gówno. Błazna z siebie ostatni raz zrobiłem. Jak myślę, że tu mam jutro przyjść, to rzygać mi się chce - krzyczał kucharz.
Bunt właściciela
Co ciekawe, właściciel wcale nie stanął po stronie Gessler. Postanowił bronić swojego pracownika.
- Jak pani Magda myśli, że nas zdepcze, to się grubo myli - mówił.
Drugiego dnia ekspertka nie odpuszczała.
- Dlaczego wybieracie kucharza, który nie ma pojęcia o regionalnej kuchni? Jak można zatrudnić kucharza, który nie umie gotować? - dziwiła się Magda, który skrytykowała również wystrój knajpy.
W końcu właścicielom zabrakło argumentów, więc potulnie przyjęli krytykę restauratorki.
Kucharz przyjął kontrowersyjną linię obrony
A jak przebiegła inspekcja w kuchni? Jak to przeważnie bywa w lokalach odwiedzanych przez Gessler, do ideału wiele brakowało.
- Frytura stara, albo zła, bo śmierdzi. Co to za zakwas, że jest kiślem? O, Boże! Kompletne g.wno. To jest największe g.wno, jakie w życiu widziałam.
Co na to kucharz? Po raz kolejny postanowił odeprzeć atak Gessler.
- Produkt, produktem, ale ja powiem pani tak: szef musi zarobić. Jeśli szef nie zarobi, to ja nie zarobię. Jeśli szef kupi mi produkt z najwyższej półki i wyda na niego 8 tysięcy, a w kasie będzie 9 tysięcy utargu, to co on na tym zarobi? - tłumaczył.
Test smaku
Gessler postanowiła pokazać właścicielom, co podają gościom. Nałożyła im do szklanki zakwas, którego używają do żuru. Właściciel natychmiast go wypluł:
- Możemy umrzeć po tym! - krzyczał.
Kucharz skomentował, że ten zakwas jest "trochę lepszy od g.wna" i odmówił zjedzenia.
- Jakby ktoś inny mnie tak potraktował gdzieś indziej, od razu przez okno by wypadł - żalił się przed kamerami.
Wszystko poszło zgodnie z planem
Dopiero trzeci dzień sprawił, że w restauracji zaczęła być widoczna metamorfoza.
- Będzie tu leśnie, naturalnie, tak jak dookoła was. Nazwa to „Bistro Sztufada”. Miło, szybko, fajne podanie. Pierwsze danie: polski tatar, zupa będzie na tęgim rosole z namoczonego grochu z dużą, fajną grzanką. Na drugie danie sztufada, czyli szpikowana wołowina wędzoną słoniną, do tego pampuchy, czyli knedliki - zarządziła Gessler.
- Ty nas trułeś do tej pory. Za co myśmy ci płacili? - pytał właściciel swojego kucharza, który wolał zachować milczenie.
Finałowa kolacja okazała się sukcesem. Gdy po miesiącu Gessler wróciła sprawdzić, jak po rewolucji działa restauracja, doznała miłego zaskoczenia. Lokal znów tętnił życiem, a w powietrzu unosił się zapach pysznego jedzenia.