Zmagał się z alkoholowym nałogiem
Do tej pory niewiele osób wiedziało, że życie prywatne cenionego kabaretowego artysty nie przypomina bajki. Kilka lat temu Bronisław Opałko wpadł w szpony niebezpiecznego nałogu. Jak to przeważnie bywa, wszystko zaczęło się bardzo niewinnie.
- Kiedyś graliśmy nawet pięć występów dziennie. Jak się grało ten czwarty, to trzeba było łyczka napić się, bo organizm już nie wytrzymywał fizycznie. Jak delikatnie, czuwając nad sprawą, wypiło się np. drinka, to wchodząc na scenę dostawało się kopa - przyznał Jan Kozłowski, przyjaciel i sceniczny partner kabareciarza w wywiadzie dla "Uwagi!".
Nim się zorientował, Opałko stracił kontrolę nad swoim uporządkowanym dotychczas życiem.
- Z tego diabelnie ciężko jest wyjść. Najgorszy jest ten moment odstawienia. (...) Są przerwy i potem powroty. I to jest największa zakała ten choroby. Totalnie się załamałem. Myślałem nawet o eutanazji. Były takie momenty... - powiedział satyryk.