Bohater bez skazy

Steve Rogers (Chris Evans)
nie ma łatwego życia. Jest mały, słaby i chorowity. Uniemożliwia mu to zrealizowanie największego marzenia - zaciągnięcia się do armii i walki ze złem na świecie ("Nie chcę nikogo zabijać - odpowiada pytany, czy chce mordować nazistów. - Nie lubię łobuzów. Obojętne, skąd pochodzą"). Szansę daje mu zbiegły z faszystowskich Niemiec naukowiec Abraham Erskine. Dzięki jego serum cherlawy chłopiec przemienia się w niezwyciężonego nadczłowieka. I choć początkowo służy rządowi Stanów Zjednoczonych jako maskotka zbierająca fundusze na wojnę (o jego przygodach powstaje nawet komiks!), to w końcu staje przeciwko prawdziwemu złu. Musi się bowiem zmierzyć z przerażającym Red Skullem (Hugo Weaving)
, mutantem takim jak on, miłośnikiem okultyzmu i dowódcą Hydry, organizacji tak złej, że wyrzeka się jej nawet Hitler, a jej członkowie Hail Hydrują (tak, mają własne pozdrowienie) dwoma rękoma zamiast jedną!

Bohater bez skazy
Źródło zdjęć: © Marvel

08.08.2011 | aktual.: 29.10.2013 16:51

Łatwo jest się nabijać z faceta biegającego w amerykańskiej fladze. "Kapitan Ameryka" tego nie robi - Johnston unika pastiszu i nawet w najbardziej niedorzecznych momentach opowiada historię jankeskiego nadczłowieka, personifikacji wszystkich patriotycznych cnót, z kamienną twarzą. Sekunduje mu w tym Chris Evans. Przed przemianą kreowany przez niego Rogers jest niezłomny i rozbrajający w swojej dobroci. Po przemianie zaś nie staje się bezmyślnym superherosem, ale pozostaje facetem, którego moglibyśmy polubić, gdybyśmy wierzyli, że ludzie potrafią być dobrzy. To dosyć niecodziennie podejście w świecie po cynicznym i prześmiewczym Iron Manie czy psychotycznym Batmanie.Ale dzięki temu "Pierwszy Avenger" unika żenujących momentów i tanich dowcipów. Bywa też niesamowicie naiwny, tak jak naiwne bywały tylko pierwsze komiksy superbohaterskie. Widać to zwłaszcza w dopisanym na siłę wątku romantycznym, zakończonym oczywistym pocałunkiem i ckliwym pożegnaniem.

Niestety produkcja Johnstona nie unika superbohaterskiej sztampy. Gdy po świetnym pierwszym akcie, ciągniętym przede wszystkim dzięki zaskakującemu Evansowi, przychodzi czas na nieco akcji,* "Kapitan Ameryka" zmienia się w plastikową superprodukcję.* Wybuchy, strzelaniny i bijatyki wyglądają tak jak powinny, ale brak im dramatyzmu i wyrazistości. Traci ją także sam Kapitan, zepchnięty na drugi plan przez Red Skulla, pułkownika Chestera Phillipsa (Tommy Lee Jones) i Peggy Carter (Hayley Atwell). W rezultacie nowa produkcja Marvel Studios jest jak bohater, o którym opowiada - podręcznikowo poprawna, nic więcej.

"Kapitan Ameryka" domyka wstęp do największego filmowego przedsięwzięcia w historii Marvela - "The Avengers". Zwiastun zapowiadanej na 2012 rok produkcji możemy zresztą zobaczyć po napisach końcowych. Wszystkie karty są już na stole - Kapitan, Thor, Czarna Wdowa, Nick Fury, Loki - pozostaje je zebrać w jednym filmie. Marvelowi należy się szacunek już za samą próbę stworzenia jednorodnego filmowego uniwersum wzorowanego na komiksowym. Oczekiwania są jednak ogromne i jeżeli Jossowi Whedonowi poślizgnie się noga fani będą bezlitośni.

Na szczęście, po kiepskim "Thorze", "Kapitan Ameryka" daje nieco nadziei.

  • Film wyświetlany jest w Polsce pod absurdalnym tytułem "Captain America: Pierwsze starcie", który nie dość, że razi angielszczyzną, to jeszcze gubi nawiązanie do "The Avengers". Dlatego odmawiam posługiwania się nim.
Źródło artykułu:WP Kobieta
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)