Seriale zagraniczne''Bez litości'' - stylowa przemoc i rosyjska mafia (recenzja)

''Bez litości'' - stylowa przemoc i rosyjska mafia (recenzja)

Dwa powyższe sformułowania powinny wystarczyć by zachęcić widzów chętnych na mocne wrażenia by wybrali się do kina. A gdyby jeszcze dodać, że w roli głównej gra Denzel Washington, a reżyseruje Antoine Fuqua (który najbardziej znany jest chyba jako autor „Dnia próby”) to właściwie prawdopodobnie nic co napiszę poniżej nie odwiedzie nikogo od zakupu biletu. Choć parę powodów do zastanowienia się nad tym by się znalazło...

Fabuła to tak naprawdę zbieranina schematów znanych z kina akcji i thrillerów, która tak naprawdę stanowi jedynie pretekst dla pokazania scen przemocy. Emerytowany agent wywiadu Robert McCall (Denzel Washington) postanawia pomóc młodej prostytutce Teri (Chloe Grace Moretz), gdy ta wplątuje się w kłopoty ze strony rosyjskiej mafii. Opis ten jest niemalże żywcem wyjęty z podręcznika dla scenarzystów filmów zemsty bądź opowieści samurajskich. Mamy samotnego mściciela, młodą damę (nie dziewicę) w tarapatach i zbirów z czeluści świata przestępczego. I wiadomo, że gdy główny bohater zajmie się tymi odpowiedzialnymi za krzywdę kobiety, to okaże się, że byli oni tylko jednym z ogniw całego łańcucha. I wtedy zaczyna się prawdziwa zabawa.

''Bez litości'' - stylowa przemoc i rosyjska mafia (recenzja)

25.09.2014 10:01

Problem tylko w tym, że „Bez litości” jest zbyt wątłe (i nie za mądre) jeśli chodzi o treść (choć domyślam się, że widownia docelowa niespecjalnie się tym przejmuje) i nadmiernie dopieszczone od strony wizualnej. Zdjęcia, muzyka, kadrowanie – wszystko wygląda ładnie, idealnie wykalkulowane i przez to jest trochę sztuczne oraz napuszone. Trochę tak jakby reżyser chciał zrobić kino zemsty w wersji art house. Bije z tego pustką. Nie pomagają też powielane schematy oraz uciekanie się do najprostszych skojarzeń i stereotypów. Rosyjscy mafiozi są nieokrzesanymi brutalami, nawet policjanci są skorumpowani, tyle, że w najbardziej typowy sposób (wyciągają łapówki od właścicieli małych knajp po czym planują pójście na prostytutki, zabrakło im jedynie pączka w rękach). Z kolei główny bohater jest szlachetny i niemal nieskazitelny, niczym posąg, każdy jego ruch oraz zachowania są przemyślane i bezbłędne.

Można na to spojrzeć z większym zrozumieniem gdy uświadomimy sobie, że „Bez litości” oparty jest na względnie popularnym w latach 80. serialu telewizyjnym, który swego czasu był też emitowany i w Polsce pod tytułem „McCall”. I gdzieś trochę głębiej w całej strukturze filmu czuć formułę serialową. „Bez litości” ogląda się trochę jak swoisty odcinek pilotowy serii, która dopiero ma się rozkręcić. Skojarzenia z komiksowymi „origin story” również są na miejscu. Zresztą określenie „komiksowy” jest w tym przypadku mocno na miejscu. Przynajmniej w tym negatywnym tego słowa znaczeniu. Jak wspominałem wcześniej, film jest pełen skrótów, stereotypów i schematów, nad którymi jakoś chyba nikomu nie chciało się bardziej popracować.

A w środku tego wszystkiego, wyborny jak zawsze Denzel Washington. Tylko trochę go szkoda w produkcji tego typu, bo aktor z takim talentem i charyzmą (widoczną gołym okiem na ekranie) trochę marnuje tu swój potencjał. Ale skoro już to właśnie on gra główną rolę to widzom pozostaje się tylko cieszyć bo to głównie on dźwiga cały film na swoich barkach. Każda scena należy do niego, a bijący z niego spokój połączony z koncentracją i siłą sprawiają, że wiemy iż każda sytuacja, w której się znajduje jest pod jego kontrolą. Nie każdy aktor ma taką osobowość i filmową personę, która poniosła by to tak bezbłędnie jak Washington.

Koniec końców, „Bez litości” jest filmem udanym połowicznie. Bywa interesujacy i trzymający w napięciu, ale też i nudny oraz trochę za długi i rozwlekły. Jest tu parę niezłych scen (choćby finałowa potyczka w sklepie z narzędziami – kandydatka na obiekt kultu fanów filmowej przemocy), ale jako całość raczej lekko rozczarowuje.

Ocena: 5/10

recenzjabez litościbaza seriali
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)