Belfer wrócił po latach. Maciej Stuhr: nie chciałem odmładzać go na siłę
- Nie chciałem, żeby wyglądał jak najlepiej. Trochę przytyłem, trochę przerzedziła mi się czupryna. Zależało mi na tym, żeby pokazać ten upływ czasu. Żeby pokazać to, że życie naprawdę go przeczołgało - mówi Maciej Stuhr o roli Pawła Zawadzkiego, w której wraca w trzecim sezonie serialu "Belfer". W rozmowie z WP odnosi się też do stanu polskiej edukacji.
08.09.2023 | aktual.: 08.09.2023 11:07
"Belfer" powrócił z trzecim sezonem. I jest to powrót, na który warto było czekać. Serial zaliczył już wzloty i upadki. Pierwszy sezon, z 2016 r., wniósł powiew świeżości wśród rodzimych seriali kryminalnych, podbijając serca publiczności. Drugi, który ukazał się po roku, ściągnął twórców na ziemię. Bo, krótko mówiąc, okazał się dość rozczarowujący i nie doskoczył do wysoko zawieszonej poprzeczki. Widzowie i krytycy wskazywali na niedomknięte lub niepotrzebne wątki, brak logiki i "przekombinowaną" historię.
Na trzeci sezon trzeba było czekać kilka dobrych lat. I dobrze. Bo "Belfer" wrócił w znacznie lepszej formie i przywrócił to, za co widzowie go pokochali. Gęstą atmosferę i nieoczywistą kryminalną intrygę, do której rozwiązania prowadzi droga pełna mylnych tropów. Fabuła znowu wciąga i wywołuje chęć, by iść śladami domorosłego detektywa.
"Belfer" także wraca do tego, co było jego siłą i daje wyraziste, pełnokrwiste postaci. Nowi bohaterowie, a szczególnie dodają kolorytu historii, a skomplikowanymi relacjami z głównym bohaterem rysują pełniejszy, ciekawszy, bardziej ludzki obraz tytułowego belfra. Paweł Zawadzki to już nie samotny jeździec szukający sprawiedliwości, ale mężczyzna z przeszłością i skomplikowaną historią rodzinną. O tym, co wzbogaciło postać serialowego belfra, rozmawiamy z Maciejem Stuhrem.
Urszula Korąkiewicz: Na ile czułeś, że historia Pawła Zawadzkiego jest jeszcze niedopowiedziana? Myślałeś o powrocie do tej roli po zakończeniu drugiego sezonu?
Maciej Stuhr: Byłem otwarty. I dobrze, że nie zapadła decyzja ani o zakończeniu tych przygód, ani o jak najszybszej kontynuacji, bo filmy powinno się kręcić wtedy, kiedy ma się coś do powiedzenia. Ta długa przerwa naprawdę dobrze nam zrobiła.
Jak odczuliście to ponowne wejście do tej samej rzeki?
Wszystkim się przewietrzyły głowy, opadły emocje i te dobre, i te gorsze. Złapaliśmy oddech, wróciliśmy z entuzjazmem, nową energią, nowymi pomysłami. Bez wielkiego balastu przeszłości, za to z nowymi możliwościami. Okazały się bardzo ciekawe.
Zwłaszcza że sam Paweł Zawadzki w tym sezonie to bohater jeszcze bardziej intrygujący niż poprzednio. Jest co grać, jest co opowiadać.
U Pawła ostatnimi czasy sporo się wydarzyło. Byliśmy świadkami, jak umierali wokół niego ludzie, jak doświadczał kolejnych traum. No i w końcu - w trzecim sezonie zastajemy go w więzieniu, z którego później wychodzi. Pomyślałem przy pracy nad rolą, że jeśli facet naprawdę to przeżył, to musiało się to na nim odcisnąć. Nie chciałem go odmładzać na siłę, starać się, żeby wyglądał jak najlepiej. Trochę przytyłem, trochę przerzedziła mi się czupryna. Zależało mi na tym, żeby pokazać ten upływ czasu i to, że życie naprawdę go przeczołgało.
To było dla mnie najciekawsze, to był ten smaczek. Tym bardziej że scenarzyści postanowili opowiedzieć o Pawle coś więcej. Do tej pory był postacią raczej tajemniczą, a ten sezon porządnie zagłębia się w jego psychikę. Teraz możemy się sporo dowiedzieć o nim i o tym, co go ukształtowało. A kluczem do świata Pawła jest relacja z jego ojcem. Niełatwa relacja, którą razem z Jackiem Komanem próbowaliśmy uwiarygodnić.
Stworzyliście żywą relację, która opiera się na ciągłym ścieraniu. Początkowo wydaje się, że Pawła i kapitana Bogdana dzieli prawie wszystko. To pozwala wysunąć wniosek, że trzeci sezon to nie tylko kolejna kryminalna zagadka, ale też opowieść o różnicach pokoleniowych.
Rzeczywiście mamy tu spory przekrój pokoleniowy. Bo oprócz Jacka i mnie są też postaci z zupełnie innych pokoleń, no i najmłodsi - nasza belfrowa młodzież. I doszliśmy z reżyserem, Łukaszem Grzegorzkiem, do podobnych wniosków. To trochę przypowieść o tym, jak trudno jest czasem dialogować pomiędzy pokoleniami.
Także na temat wychowania i pedagogicznego podejścia do młodych ludzi. Paweł i jego ojciec to w tym temacie zupełnie dwa różne światy. Ale tu chodziło chyba nie tyle o pokazanie różnicy, co pokoleniowej zmiany?
Są różne specyfiki pokoleń. Jedne przywary się zmieniają, inne wręcz przeciwnie. Ale tak, na pewno zmienia się model ojcostwa. Model męskości w ogóle. Nie wiem, czy jest w kryzysie, ale z pewnością w trakcie jakiejś wielkiej zmiany. My jesteśmy zupełnie innymi ojcami niż nasi. Nasze dzieci żyją już w zupełnie innych realiach. W innym świecie. Nie jest to nic szczególnie odkrywczego, tak dzieje się od tysiącleci. Ale jestem też daleki od malkontenctwa i tego, żeby patrzeć na kolejne pokolenie i twierdzić: "ech ta dzisiejsza młodzież, co ona wie o życiu".
A jakie jest to młode aktorskie pokolenie? Jak się dogadujesz z młodszymi kolegami po fachu?
Znam ich dość dobrze i zawsze obserwuję ich z wielką sympatią. Tak się złożyło, że moje rzeczywistości mi się trochę mieszają. Bo gdzieś od ośmiu lat, czyli odkąd zostałem belfrem w serialu, jestem też belfrem naprawdę. W naszej obsadzie są też moi studenci. Kiedy jesteśmy w tej samej robocie – w moim interesie leży, żeby grali dobrze. Ja też zresztą. Przypominam, że gramy do tej samej bramki, że możemy się od siebie uczyć.
Ja mogę im coś doradzić, podpowiedzieć techniczne tajniki zawodu, ale z drugiej strony uważnie ich podpatruję. Jak sprzedają swoją energię, swoją osobowość, jak podchodzą do sceny. Nie tyle po to, żeby ich naśladować, ale to jest naprawdę fajny punkt odniesienia. W jakiś sposób mnie to trochę odmładza. Praca ze studentami to naprawdę miłe uczucie. Oni obdarzyli mnie zaufaniem, ja ich ogromną sympatią. I myślę, że z tymi, z którymi miałem okazję dłużej popracować, nawiązaliśmy fajną relację.
Pozostając w tym temacie, ojciec Pawła bez ogródek stwierdza, że dzisiejsza młodzież jest "za delikatna", zbyt wrażliwa. Zgadzasz się z tym stwierdzeniem?
Ale przecież my o to walczyliśmy! O to, żeby młodzi ludzie byli delikatniejsi. Żeby zwrócili się w stronę uczuć i potrafili o nich mówić. Wałkowaliśmy to w kolejnych wywiadach w kolorowych pismach, krzewiliśmy idee, choć sami według nich nie żyliśmy. Ale powtarzaliśmy: żeby o siebie zadbać, żeby pamiętać, że praca to nie wszystko. Żeby na łożu śmierci nie powiedzieć: jeśli czegoś żałuję, to tego, że za mało pracowałem.
Dzisiaj taki przykładowy młody człowiek idzie po pracy na jogę. I twierdzi, że ma inne, równie ważne sprawy, nauczył się zachować balans. Dla nas? Dla naszego pokolenia praca była prawie bogiem. Dla mojego ojca – tym bardziej. On jest cały zdefiniowany przez pracę, mimo że jest już starszym człowiekiem i nie za bardzo może jej wykonywać. Podejście młodych jest dla niego naprawdę trudne do zrozumienia. Ale nam właśnie chodziło o tę zmianę. Wychowaliśmy sobie to pokolenie.
Pomówmy w takim razie o emocjach – w tym sezonie znów, nie zdradzając wiele, twojego bohatera życie nie oszczędza. Pomijając kwestie aktorskiego rzemiosła, jak schodzisz z emocjonalnego wyeksploatowania?
Najczęściej przez sport, który towarzyszy mojemu życiu. W ubiegłym roku musiałem trochę odpuścić przez kontuzję kolana, ale po zdjęciach do "Belfra" mogłem wrócić do formy. Sport zawsze oczyszcza mi umysł, serce i ciało. Kiedy tych emocji jest naprawdę za dużo, to nawet pół godziny czy godzina aktywności mnie bardzo dobrze ustawia.
Ale muszę też dodać, że mam wspaniałą rodzinę. Moja żona, która jest przecudowną osobą, dba o to, by w nasz dom był zawsze pełen ludzi, troszczy się o moich bliskich i przyjaciół czasami nawet bardziej niż ja, co przyznaję z pewnym zawstydzeniem. Wiem, że robię fajne i ważne rzeczy, ale mam to szczęście, że w domu czekają mnie jeszcze ważniejsze. Rodzina i przyjaciele świetnie mnie umiejscawiają w świecie i miejscu, w którym chcę być. Dzięki najbliższym wracam do balansu.
Wykorzystajmy jeszcze twoje doświadczenie belfra - wychodząc nieco poza temat, co byś powiedział, gdybyś na przykład musiał pracować z młodzieżą na takim materiale jak "Historia i Teraźniejszość" Wojciecha Roszkowskiego?
Trudno jest mi komentować stan polskiej edukacji, ale współczuję i nauczycielom, i uczniom, z czym się muszą borykać. Mam nadzieję jednak, że zdrowy rozsądek zwycięża i ideologia jest traktowana tak, jak powinna być traktowana. No, ale przecież to nie jedyne problemy szkolnictwa. Myślę, że czeka nas, a przynajmniej powinna, wielka dyskusja o tym, czego i jak uczyć młodych ludzi. Szczególnie w dzisiejszych czasach, kiedy każdy z nas ma całą wiedzę świata w swojej kieszeni. Musimy ich nauczyć, jak z tej wiedzy korzystać.
Świat przyniósł zupełnie nowe wyzwania i pułapki. Szczególnie wirtualny, o którym belfrowie wiedzą mniej niż uczniowie. Z drugiej strony, dzieciaki, szczególnie te młodsze, nie wiedzą, jakie niebezpieczeństwa czyhają w sieci. Nie uczymy ich tego. To dużo ważniejsze niż wkuwanie skomplikowanych regułek. Musimy myśleć o tym, jak realnie pomóc dzieciom funkcjonować w tym świecie. Przydałoby się stworzyć przedmiot taki jak "wychowanie do życia w internecie". To mój ulubiony postulat.
A nawiązując do lekcji, w przypadku "Belfra", czy to aby na pewno jest "ostatnia"?
Producent chyba się trochę tym podtytułem podłożył. Przynajmniej mnie nie nic o tym nie wiadomo, żadne plotki na ten temat nie krążą. Wiele będzie zależało od tego, jak widzowie przyjmą trzeci sezon. A doświadczenie uczy, że jeśli widzowie coś chcą oglądać, to i martwego bohatera można spod ziemi wykopać. Wszystko jest możliwe.
Rozmawiała: Urszula Korąkiewicz, dziennikarka Wirtualnej Polski
Trzeci sezon "Belfra" to nieoczywista kryminalna intryga w wykonaniu gwiazdorskiej obsady. Oprócz Macieja Stuhra występują m.in. Jacek Koman, Mirosław Baka, Roma Gąsiorowska, Agata Kulesza, Katarzyna Herman, Jan Jankowski i Marek Kalita oraz aktorzy młodego pokolenia: Michael Zieliński, Roman Garncarczyk, Wiktoria Kruszczyńska, Hubert Miłkowski, Kamil Pudlik, Karolina Kowalska i Maciej Miszczak. Premiera 8 września na Canal + Online i Canal + Premium. Kolejne co tydzień w piątek.