''Behind the Candelabra'': Michael Douglas jest nie do poznania jako Liberace
Znakomity aktor, który w tym roku wygrał walkę z nowotworem krtani, teraz paraduje na planie za rękę z Damonem w różowych fatałaszkach i z charakterystycznym dla piosenkarza tupecikiem.
Pół Polak, pół wariat?
Jednak to nie ich fikcyjny związek jest największą sensacją kolejnego projektu twórcy „Ocean’s Eleven”, a bardziej główny bohater, w którego wciela się kompletnie odmieniony Douglas. Tym razem Soderbergh wziął na warsztat ikonę homoseksualistów - Wladzia Valentina Liberace. Liberaceto unikatowy artysta, który w latach 70. i 80. był najlepiej opłacanym piosenkarzem estradowym w Las Vegas zaraz po Elvisie Presleyu.
Co ciekawsze, ekscentryczny showman, który wywarł niemały wpływ na amerykańską kulturę masową, był polskiego pochodzenia i zawsze z wyjątkową gorliwością wspominał o tym w wywiadach.
Michael Douglas w roli Wladzia jest nie do poznania. Znakomity aktor, który w tym roku wygrał walkę z nowotworem krtani, teraz paraduje na planie za rękę z Damonem w różowych fatałaszkach i z charakterystycznym dla piosenkarza tupecikiem.
Trzeba to zobaczyć!
Kiczowaty Liberace
Wladziu Valentino Liberace urodził się w 1919 roku w USA, jednak ze względu na silny związek z matką (Polką – Frances Zuchofski) zawsze uważał się za stuprocentowego Polaka. Naszego kraju jednak nigdy nie odwiedził. Ojcem Liberacego był Włoch – Salvatore Liberace.
Wladziu wychowywany był w rodzinie muzyków, dzięki czemu otrzymał solidne wykształcenie klasyczne już we wczesnych latach swojego życia.
Wladziowi Valentinowi na początku jego muzycznej kariery pomógł Ignacy Jan Paderewski - to za jego radą piosenkarz zostawił sobie tylko nazwisko jako imię sceniczne.
Pod koniec lat trzydziestych zdecydował się porzucić karierę pianisty grającego muzykę poważną i wybrał występy estradowe. Grał utwory, które najbardziej podobały się publiczności – transkrypcje przebojów muzyki poważnej oraz popularne piosenki.
Wstydził się homoseksualizmu?
Król kiczu, bo tak przez wielu nazywany był Liberace, najbardziej zapadł w pamięć jako wielbiciel ekstrawaganckich kostiumów, krzykliwej biżuterii oraz równie tandetnej oprawy swych występów, podczas których na fortepianie zawsze stawiał świecznik, a na scenę często wjeżdżał luksusowym samochodem.
Tajemnicą poliszynela był homoseksualizm Liberacego.
Piosenkarz, mimo iż dla jego fanów było to oczywiste, nigdy otwarcie nie mówił o swoich preferencjach.
Swojej prywatności bronił do tego stopnia, że w 1957 roku wygrał proces przeciwko gazecie The Daily Mirror, która w złośliwym artykule posądziła go odmienne skłonności seksualne.
Pazerny kochanek
Obok Michaela Douglasa w filmie „Behind The Candelabra” występuje również Matt Damone, który wcielił się w znacznie młodszego kochanka Wladzia, Scotta Thorsona.
To właśnie na podstawie książki jego autorstwa powstaje nowy obraz Soderbergha.
Thorson w swoich wspomnieniach wyjawia mroczne tajemnice prywatnego życia Liberacego, ujawnia sekrety ich pożycia oraz opowiada o procesie, w którym walczył o 113 milionów dolarów alimentów po śmierci swojego ukochanego.
Ekscentryczny pianista-miliarder
Wladziu Valentino Liberace zmarł 1987 roku na AIDS. Miał 67 lat.
Jak napisano w magazynie People z 1982 roku, „zrealizował marzenia pospolitych ludzi. Jego występy w Las Vegas, trasy koncertowe oraz rekordy (60 milionów sprzedanych płyt) przyniosły mu średni dochód w wysokości 5 milionów dolarów na rok za każdy z ostatnich 30 lat.
W jego posiadaniu znalazło się wiele rezydencji (trzy w samym Las Vegas), pianina (18 według ostatnich ustaleń, w tym instrumenty, na których pracowali Chopin oraz Gershwin), samochody (20, w tym dwa Rolls Royce’y), kamienie szlachetne (na scenie miewa na sobie biżuterię, której wartość wynosi około 3 miliony dolarów oraz posiada zegarek marki Tiffany za 35 tysięcy dolarów, który wygrywa jego przebój pt. „I'll Be Seeing You”), futra (w tym warte 150 tysięcy dolarów czarne futro z norek wysadzane austriackimi kryształami górskimi), antyki (lepiej nie pytać) i nieruchomości.
A wszystko to dzięki temu, że zrezygnował z klasycznego repertuaru pianistycznego na rzecz czegoś, co sam nazywał szczęśliwą stroną muzyki".