Beata Tadla przyznała, że Kamil Durczok blokował jej karierę
Beata Tadla długo nie mogła rozmawiać na temat swojego zwolnienia z Telewizji Polskiej. Teraz, gdy przestała ją obowiązywać umowa z TVP, śmiało opowiada o kulisach pracy na Woronicza. Nie boi się również mówić o byłych współpracownikach i szefach.
12.05.2016 | aktual.: 12.05.2016 13:41
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
- Kiedyś zdecydowałam się przyjąć propozycję TVP, bo w TVN24 i TVN poczułam nad sobą szklany sufit. Wiedziałam, że tam nic więcej nie zrobię, że karty są rozdane - powiedziała w niedawnym wywiadzie z Magdaleną Rigamonti.
Na pytanie, czy jej przełożonym był wówczas Kamil Durczok, dziennikarka odpowiedziała:
- Tak. Był szefem. Wiadomo było, że nie poprowadzę wydania specjalnego, wieczoru wyborczego, nie zmierzę się z nowymi wyzwaniami. Zeznaję w procesie i nie mogę w ogóle wypowiadać się na jego temat. Przeszłam do TVP, bo wiedziałam, że będę mogła robić rzeczy, o których nie było mowy w poprzedniej stacji. Lubię się sprawdzać, uczyć.
Jak na te zarzuty zareagował sam Durczok? Były szef "Faktów" jak ognia unika wywiadów, więc uparcie milczy również i w tej sprawie - w przeciwieństwie do jego żony. Marianna Dufek-Durczok po raz kolejny skomentowała w imieniu swojego męża słowa Tadli.
- Dziennikarz musi być odporny na różne opinie. Każdy ma inną wrażliwość, różną samoocenę siebie, inne ambicje. Nasze poczucie własnej wartości jest czasem mierzone przez szefa. Pani Beata widocznie ma jakąś wyjątkową wrażliwość. Zmieniała telewizje, cóż w tym dziwnego. Mój mąż też kiedyś przeszedł z TVP do TVN, bo każdy szuka miejsca, w którym może się bardziej spełniać. Beata Tadla jest w tej chwili wolnym rodnikiem na rynku medialnym i walczy o swój PR - podsumowała na łamach "Na Żywo".