Beata Tadla po wizycie w Kijowie: "Nigdy nie byłam tak blisko śmierci i zagrożenia"
Przejęcie i dramatyzm tego, co w ostatnich dniach działo się na Ukrainie, mogliśmy wyczytać z twarzy Beaty Tadli i jej zalanych łzami oczu, kiedy dla widzów Telewizji Polskiej relacjonowała sytuację zza naszej wschodniej granicy. Emocje trudno było jednak utrzymać na wodzy, kiedy tuż obok najpierw padają strzały, a później ludzie.
25.02.2014 | aktual.: 25.02.2014 13:19
O niewyobrażalnym strachu o własne życie opowiedziała na łamach "Super Expressu". Przyznała, że nigdy nie była tak blisko śmierci i zagrożenia. To z pewnością dlatego czułym uściskom Beaty Tadli i Jarosława Kreta nie było końca, kiedy spotkali się na lotnisku po powrocie dziennikarki z Kijowa. Trudno się temu dziwić, skoro jeszcze kilka dni wcześniej nikt się nie spodziewał, że ogłoszony w środę rozejm pomiędzy protestującymi na Majdanie a obozem władzy, kilkanaście godzin później zamieni się regularną wojnę. Z pewnością takiego obrotu wydarzeń nie przewidziała też Tadla, która pojechała na Ukrainę w zastępstwie za szefa "Wiadomości", Piotra Kraśkę. Tak w relacji dla wspomnianej gazety opisała swoje zaskoczenie, kiedy w czwartek 20 lutego, w dniu największej eskalacji konfliktu, obudziły ją strzały.
Ten strój to nie żadna fanaberia. Dopiero przed chwilą pozwolono zdjąć mi hełm, bo weszliśmy do środka _ "Rano obudziły nas wybuchy i strzały. Z hotelowego okna obserwowaliśmy najpierw szturm sił specjalnych, a potem to, jak były wypierane z Majdanu. Płonęły samochody, wznosiły się barykady, tuż pod moim oknem reanimowano zakrwawionego człowieka. Groza narastała. Nagle ktoś upadł trafiony kulą. Natychmiast wciągnięto go do holu hotelu, w którym byliśmy zakwaterowani. A potem kolejnego i kolejnego"_- czytamy w tabloidzie.
To, co działo się nie tylko na ulicach Kijowa, ale i w hotelu "Ukraina", położonym w centrum stolicy i zrazem gorących rewolucyjnych wydarzeń, mogliśmy obserwować w "Wiadomościach". Ubrane w specjalną ochronną odzież, wyraźnie poddenerwowane dziennikarki TVP, Maria Stepan i Beata Tadla relacjonowały zajścia na Ukrainie.
- Ten strój to nie żadna fanaberia. Dopiero przed chwilą pozwolono zdjąć mi hełm, bo weszliśmy do środka - wyjaśniała Tadla. Wagę sytuacji potwierdziła w relacji dla "Super Expressu".
Kilkadziesiąt minut przed czwartkowym wydaniem Wiadomości tuż obok, na schodach, zabito człowieka "Kilkadziesiąt minut przed czwartkowym wydaniem "Wiadomości", tuż obok, na schodach, zabito człowieka, a dosłownie kilka minut przed programem ciała zaczęto wynosić i kłaść tuż za moimi plecami. Kiedy szykowaliśmy się do wejścia, sekundy przed "Wiadomościami", matka zabitego chłopaka wydała z siebie tak rozpaczliwy krzyk, że ugięły się pode mną kolana. Nigdy wcześniej nie słyszałam czegoś tak przeraźliwego. Nie jestem cyborgiem i żaden ze mnie korespondent wojenny. Tego wszystkiego nie da się zapomnieć. To pozostanie we mnie jak tatuaże w głowie. Nigdy nie byłam tak blisko śmierci i zagrożenia".