Beata i długo, długo nic. Dlaczego festiwale nie budzą takich emocji, jak kiedyś?
Co ludzie chcą oglądać w letnie wieczory? To spędza sen z powiek nie tylko prezesowi Kurskiemu, ale wszystkim telewizjom. W okresie lata, gdy kończą się ramówki programowe, sezony seriali i wszytko to, co na co dzień przyciąga widzów przed telewizory, telewizyjni włodarze dwoją się i troją, by wymyślić dla widzów dobrą rozrywkę. I wtedy wchodzi Beata cała na złoto.
29.05.2017 | aktual.: 30.05.2017 11:51
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Nikt tak nie wymiata jak Kozidrak Beata - hasło znane i lubiane, dzięki festiwalowi Super Hit w Sopocie zyskało znów na wartości. Sobotni koncert, reklamowany jako absolutnie zatrzęsienie gwiazd, został totalnie zdominowany przez naszą divę. Na nic zdały się dziwaczne stroje Margaret, Lisowskiej i Natalii Nykiel, wygibasy półnagich tancerek i "nowoczesne" rytmy. Gdy prowadzący chodzili między rzędami publiczności i pytali "na kogo czekacie?", a później "kto podoba się wam najbardziej?" - odpowiedź była tylko jedna: Beata. Skonfundowani musieli udawać przed kamerami, że tłum czeka też na innych artystów, ale - co tu kryć - Kozidrak jak zawsze skradła całe show. Mało tego - udowodniła, że jej nowe hity z ostatniej płyty grzeją ludzi tak samo, jak największe przeboje Bajmu. Zamiast "Białej armii" czy "Co mi panie dasz?" zaśpiewała "Niebiesko-zielone" i "Upiłam się Tobą" - a publiczność znała każde słowo i śpiewała razem z nią.
Płyta "B3" okazała się dla Beaty nie tylko komercyjnym sukcesem, ale - dosłownie - drugą młodością i kompletnym zwrotem w karierze, czego chyba nikt się po niej nie spodziewał. Z ulubionej wokalistki mam i babć stała się wokalistką, którą grają najmodniejsze kluby, a młodzież na potęgę ogląda w internecie. Jak to zrobiła? Cóż, odpowiedź chyba jest tylko jedna - po prostu jest królową. Na scenie w Sopocie pokazała prawdziwy popis - nie tylko umiejętności wokalnych - ale humoru, energii i świetnej formy, której połowę młodsze koleżanki mogą jej tylko pozazdrościć. Próżno szukać w jej pokoleniu (Beata ma 57 lat!) nie tylko równie dobrze wyglądających ale przede wszystkim tak bawiących się życiem kobiet. Beata pokazuje, że metryka nie ma dla niej znaczenia.
Beata to żywa legenda, choć nie wskazuje na to metryka, bo jej wiek amerykańscy naukowcy szacują na coś pomiędzy 30, a 35 lat. Nic dziwnego, że na jej widok, gdy z jej boskich ust wydobywają się pierwsze słowa "Szklanki wody" z nieba leci złoty deszcz, a publiczność szaleje. Przy tych hitach, których jest niezliczona ilość, nie da się nie bawić! Jak można w ogóle porównywać ją do Sarsy, Natalii Nykiel czy Antka Smykiewicza, którzy też gościli na tym festiwalu i to nie w roli pucybutów Beaty do której co najwyżej mogliby pretendować? Brawo dla tych, którzy postawili ich na jednej scenie, bo przecież Beata, jak na królową przystało, powinna tam mieć swój własny koncert. Za kilka lat o tych ludziach nikt nie będzie pamiętał i nikt nie będzie już potrafił zanucić tej ich jednej piosenki, dzięki której mają teraz wątpliwe "pięć minut". A Beata trwa od lat i nic nie zapowiada się, że kiedyś się zatrzyma. Z jej piosenkami można się łatwo utożsamiać. Kto z nas nie czuł się np. jak bohaterka "Plamy na ścianie", czy nie miał takiego Józka, któremu nie chciało się darować nocy. Śpiewali ją nasi rodzice, my, a później będą nasze dzieci i wnuki, bo jej muzyka jest ponadczasowa. Do tego kipi seksem, więc czego chcieć więcej?- przekonuje w rozmowie z Teleshow Bartosz Pańczyk z "Faktu".
Egzaltowany występ Sylwii Grzeszczak (wstępniak do popowego kawałka dyskusyjnej jakości, zerżnięty żywcem z "Nothing else matters" Metalliki? Serio?) czy sztuczne, pseudo uwodzące wygibasy Moniki Lewczuk, wypadły kompletnie blado przy mega energetycznym wykonie Kozidrak. Mimo, że scena była ogromna i przy innych występach - nawet wypełniona tancerzami - wydawała się potwornie pusta, dla Beaty wydawała się być wręcz za mała.
No i wisienka na torcie - Beata nie boi się ani żadnej władzy, ani żadnych konsekwencji w postaci odwołanych przez włodarzy miast koncertów - wprost w oko kamery rzuciła z uśmiechem "tylko nie przenoście mi Opola do Krakowa", odwołując się oczywiście do afery wokół Opola i puszczając oko do zachwyconej publiczności.
Zobaczcie "Gwiazdy na robocie" z Beatą Kozidrak: