"Artyści": teatr w soczewce i bez cenzury - RECENZJA
Pojawienie się na antenie Telewizji Polskiej serialu obsypanego nagrodami bezkompromisowego duetu twórców teatralnych, Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego nasunęło pytanie – czy produkcja nie będzie zbyt trudna, zbyt hermetyczna dla przeciętnego widza? Po obejrzeniu pierwszego odcinka wątpliwości się rozwiewają. Od hermetyczności serial ratuje zręczna zabawa konwencją.
05.09.2016 | aktual.: 06.09.2016 07:18
"Artyści" to produkcja balansująca na granicy teatru telewizji i serialu obyczajowego. Nie brakuje tu także elementu fantastyki i niepokojącej aury thrillera. Choć śledzenie przeplatających się wątków nie jest łatwe, warto się przełamać. Bo wszystko podane jest w intrygujący, wciągający widza sposób.
Strzępka i Demirski rzetelnie przygotowali się do jej realizacji oglądając setki polskich i zagranicznych, kasowych i niszowych seriali. I to widać. Widać inspirację zachodnim stylem tworzenia seriali, ale także ukłon oddany polskim produkcjom. Jak opowiadali sami twórcy, chcieli przedstawić w nim cały przekrój teatralnej społeczności, tak jak twórcy serialu "Dom" zamknęli przekrój polskiego społeczeństwa w jednej kamienicy.
I trudno zaprzeczyć, udało im się to. Warto podkreślić, że nie tylko wiernie odtworzyli to, jak teatr funkcjonuje na co dzień, ale przede wszystkim, bez cenzury odzierają dzisiejszą rzeczywistość polskich teatrów z cukierkowych, nieraz fałszywych pochwał władz miast i pełnych patosu działań "mistrzów", przekonanych o swojej wielkiej artystycznej wartości. Rzeczywistość "Artystów" to walka o przetrwanie, dotacje, przepychanki z urzędem miasta, to problemy aktorów ledwo wiążących koniec z końcem, ale gotowych poświęcić wiele dla swojej pasji. Jeżeli zestawi się jego fabułę z obecną sytuacją polskich teatrów, jak chociażby ostatnią głośną sprawą protestów w Teatrze Polskim przeciwko powołaniu Cezarego Morawskiego na dyrektora to wniosek nasuwa się sam – "Artyści" to niezwykle aktualny, bardzo dobry serial środowiskowy.
Nie zapominajmy jednak, że serial to przede wszystkim rozrywka. A i tej tu nie brakuje. Uważny widz znajdzie tu i czarny humor, i ironię, i branżowe żarty, ale i sączącą się, gęstą atmosferę thrillera. Już na samym początku Strzępka i Demirski serwują mu mocne sceny – widowiskowe samobójstwo dyrektora teatru. Nowy kandydat natomiast na rozmowie kwalifikacyjnej jest przesłuchiwany niczym świadek zbrodni. I to poczucie osaczenia, ciągłego oceniania i wrażenia,że stał się częścią niezrozumiałych intryg i układów nie tylko będzie się nawarstwiać, ale też udzielać widzowi.
Duszna atmosfera to także zasługa ciemnej kolorystyki przedstawionego świata. Ponure, przydymione barwy realizowanych zdjęć autorstwa Bartosza Nalazka i sączące się we wnętrzach Huty Sendzimira minimalistyczne światło świetnie oddają ducha fabuły. Surowa, elektroniczna muzyka dopełnia tego wyobrażenia i sprawia, że widz może poczuć się przytłoczony, ale ma coraz większą chęć odkrycia tego, co wydarzy się dalej.
Bardzo dobrze w głównej roli wypada Marcin Czarnik. Jako nowo powołany dyrektor teatru musi stawić czoła nieprzychylemu zespołowi, walczyć o teatr z urzędem miasta, ścierać się z nieustępliwym dyrektorem finansowym i jeszcze zrealizować nową repertuarową wizję, a do tego odnaleźć się w wielkim mieście. Jego wiara, że można coś zmienić zderza się z brutalną rzeczywistością stolicy. W efekcie daje osobie znać jego charakter niestabilnego emocjonalnie, pełnego jednocześnie pasji i lęków idealisty, a to wszystko czyni Czarnika w swojej roli naprawdę autentycznym.
Warto zauważyć, że "Artyści" balansują na granicy teatru telewizji i serialu. To z kolei zasługa chwilami przerysowanej, ale nie przesadzonej gry obsady złożonej ze świetnych aktorów teatralnych. Począwszy od znakomitych Ewy Dałkowskiej (sprzątaczki rozmawiającej z duchami) i portiera, Edwarda Linde-Lubaszenko, którzy przewrotnie grają pozornie najmniej znaczące, a jednak najbardziej wyraziste postaci, przez uznanych Dorotę Segdę, Tomasza Karolaka, po młodych obiecujących aktorów. Łukasz Adamski porównał "Artystów" do "Birdmana" z brawurową rolą Michaela Keatona pisząc, że rodzimy serial jest niemniej błyskotliwie osadzony w teatralnej rzeczywistości, niż film Alejandro Gonzáleza Iñárritu na Broadwayu. I sporo w tym racji, ale warto pamiętać, że to nie opowieść o chęci zerwania z wizerunkiem superbohatera, to raczej niemniej heroiczna codzienna walka o przetrwanie na "polskim podwórku". Doczekaliśmy się produkcji, która odsłania przed widzem kulisy sztuki rzetelnie, bez patosu, ale z polotem i autoironią. I pragnieniem tworzenia czegoś ważnego, wartościowego.
Pierwszy odcinek swoim rozedrganiem pomiędzy wątkami rozbudza ciekawość. Przyciągnie nie tylko zainteresowanych teatralną tematyką. Widza poszukującego wysmakowanej rozrywki też przyciągnie.