Anna Popek tłumaczy się z sesji w szpitalu

Dziennikarka przyznała, że problemy zdrowotne spiętrzyły się przez jej zapracowanie oraz fakt, że nie doleczyła wcześniejszego przeziębienia. Niepokojących objawów nie mogła jednak dłużej ignorować. Jej obawy okazały się słuszne.

- Najgorsze było pierwsze badanie, kiedy zobaczyłam, że moje serce trzepocze jak ptak w klatce. Miałam wrażenie, że za chwilę mogę umrzeć. Uświadomiłam sobie, jak niewiele trzeba, by człowiek przestał istnieć. Mówi się, że to mężczyźni mają zawały. Kobiety nie dopuszczają do siebie myśli, że ich serce może chorować. Prędzej pójdą na zabieg medycyny estetycznej czy do kosmetyczki, niż zbadać serce – powiedziała „Dobremu Tygodniowi”.

Pobyt w szpitalu spowodował, że zwolniła tempo i zmieniła swój tryb życia. Postanowiła też podzielić się swoim doświadczeniem dla dobra ogółu. W wywiadzie, jakiego udzieliła, wytłumaczyła się z sesji zdjęciowej w szpitalu, która szerokim echem odbiła się w mediach.

- Wiem, że wiele osób miało mi to za złe, ale naprawdę fotografowanie się w nocnej koszuli nie było moim marzeniem. Po prostu jako dziennikarka chciałam zwrócić uwagę na problem. Takim placówkom jak Centrum Kardiologii w Józefowie, gdzie przeszła zabieg ablacji, po którym moje serce równomiernie bije i nie muszę brać leków, grozi zamknięcie. Zamknięcie szpitali oznacza, że więcej Polaków będzie umierało na choroby serca. A w kardiologii ważna jest tzw. złota godzina: jeśli w ciągu 60 minut od wystąpienia niebezpiecznych objawów uda się pacjenta dowieźć na specjalistyczny oddział, to jest szansa, że przeżyje – tłumaczyła na łamach tygodnika.

Zobacz także: Anna Popek o fanach: "Dostaje ciekawe propozycje"