Anna Gzyra: Jestem w bardzo dobrym okresie swojego życia

Anna Gzyra: Jestem w bardzo dobrym okresie swojego życia
Źródło zdjęć: © AKPA

20.06.2016 13:26

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Anna Gzyra, gdy pojawia się w którejś z telewizyjnych produkcji, nie pozostawia nikogo obojętnym. Wprowadza duże zamieszanie w życiu bohaterów i sprawia, że jedni widzowie jej kibicują, inni za wszelką cenę chcieliby zmienić jej postępowanie, dając dobre rady. W rozmowie z Wirtualną Polską opowiada, co decyduje o tym, że dostaje właśnie takie role, jak łączy obowiązki zapracowanej aktorki i młodej mamy oraz o projekcie, który wywarł na niej szczególnie duże wrażenie.

Postaci, które pani gra w serialach, zawsze wzbudzały sporo emocji. Czy to w "M jak miłość" jako Sylwia wchodząca w niełatwe związki z Pawłem i Jankiem, czy potem w "Przyjaciółkach" jako żona ukochanego Ingi. Czy to pani wybiera takie role, które sporo mieszają w życiu uczuciowym bohaterów, lubi takie wyzwania, czy to przypadek?

Jest to całkowity przypadek (śmiech). Zazwyczaj role są pisane w taki sposób, żeby scenariusz był ciekawy, nieprzewidywalny i dotykał widza. Stąd też bohaterów często spotykają przeróżne sytuacje, niekoniecznie łatwe i przyjemne. Granym przeze mnie postaciom, rzeczywiście zdarza się łamać schematy i reguły, ale dzięki temu widz jest poruszony i czeka na ciąg dalszy. A ja mam ciekawą postać do stworzenia.

Czy w związku z takimi rolami zdarzało się pani, że widzowie krytykowali pani zachowanie, utożsamiali szczególnie z którąś z bohaterek?

Na początku mojej współpracy z serialem "M jak Miłość", zdarzało się, że słyszałam od nieznajomych mi osób spotkanych gdzieś przypadkowo, dobre rady. Proszę zostawić Pawła (Rafał Mroczek)
, niech Pani nie niszczy związku Pawła i Magdy (Mroczek i Anna Mucha)
, niech Pani zakocha się w kimś innym (śmiech). To było całkiem zabawne, bo przecież nie mam wpływu na scenariusz. Ale zdecydowanie częściej spotykam się z miłymi czy nawet bardzo miłymi reakcjami widzów.

Obecnie też wciela się pani w swojego rodzaju czarny charakter. Najpierw pani bohaterka była kochanką Artura z "Pierwszej miłości", teraz mają razem pracować. To nie jest łatwa sytuacja. Czy znajdzie się z niej jakieś wyjście?

Z każdej sytuacji jest wyjście. Artur (Łukasz Płoszajski) i Tola poznali się w pracy. W wyniku ich romansu Artur ją zwolnił, a następnie poprosił, żeby wróciła i mu pomogła ratować firmę. Artur ceni jej kompetencje zawodowe, umiejętności i zaradność. Wie, że dzięki Toli, ma szansę uratować firmę. Jeśli chodzi o sprawy zawodowe, zawsze ta dwójka stanowiła zgrany tandem. Teraz tym bardziej muszą współpracować, zapomnieć o tym, co było i realizować wyznaczony cel - odzyskać firmę.

(Fot. AKPA)

Cały czas jest pani aktywna zawodowo. Jak sprawnie pogodzić czas między pracę a obowiązki młodej mamy? Czy już w jakiś sposób zaraża pani pasją córkę?

Pogodzenie obowiązków zawodowych i domowych jest jak najbardziej możliwe, choć czasami bywa trudne. Przy ogromnej pomocy mojego męża udaje się nam to całkiem dobrze. Helenka jest wspaniałą, prawie już sześcioletnią, mądrą i rezolutną dziewczynką. Pracuję dużo, często poza Warszawą, ale gdy jestem z Helenką, to jestem cała dla niej. Jest moim ukochanym Skarbem i chciałabym z nią być możliwie jak najwięcej. Ale uwielbiam też swoją pracę, nowe wyzwania i doświadczenia. Aczkolwiek połączenie tych dwóch obszarów nie byłoby możliwe, gdyby nie wsparcie męża i najbliższych.

Jaka jest Anna Gzyra poza planem? Łagodna czy drapieżna, odważnie realizuje swoje cele?

Jestem 31 letnią kobietą, szczęśliwą żoną i mamą. Mam wspaniałą rodzinę, sprawdzonych przyjaciół, wielu dobrych znajomych. Mam zdrowie, co jest bezcenne. Realizuję siebie, swoje pasję i zamiłowania. Dużo podróżuję, poznaję nowych ludzi, kraje, sytuacje a moją kotwicą jest mój mąż i córka. Jestem w bardzo dobrym okresie swojego życia.

Widzowie bardzo doceniali pani rolę z filmu "Jutro idziemy do kina". Od premiery minęło już sporo czasu, nie tęskni pani za dużym ekranem? Za rolą, która będzie wymagająca, ale da dużą satysfakcję? Jeśli tak, to jaka się marzy?

Chcę grać, to najważniejsze. Oczywiście, że film to film i pewnie każdy aktor chce jak najczęściej mierzyć się z dużym ekranem. Ale doceniam to, co mam i się z tego cieszę.

Zrealizowała pani serial dokumentalny "Rozkaz sumienia". Skąd pomysł na pochylenie się nad Batalionami Chłopskimi? Dlaczego akurat taka tematyka? Wybór był podyktowany względami osobistymi czy pasjonuje się pani historią?

Zostałam zaproszona do tego projektu. Scenariusz był już gotowy. Zgodziłam wziąć się w nim udział, bo zafascynowała mnie sprawa i główny temat serialu. Pamiętam, taką scenę nad grobami, gdzie miałam opowiedzieć widzom o tym, ile osób zostało zabitych, jak ich torturowano, co się później działo z dziećmi poległych, i łzy nie pozwalały mi mówić.

Czy gdyby miała pani taką ochotę i okazję, zrezygnowałaby pani z aktorstwa i stanęła po drugiej stronie kamery?

Lubię nowe wyzwania i poznawanie nowych obszarów. Gdyby kiedyś tak się stało, że dostałabym propozycję wyreżyserowania czegoś, pewnie długo bym się zastanawiała, ale.. nie mówię nie!

Rozmawiała: Urszula Korąkiewicz

Zobacz także: Tomasz Oświeciński o "M jak miłość"