Anna Gunn: miała 40 lat, gdy zaczęła grać w Breaking Bad. Nie spodziewała się nienawiści widzów
Marzyła o sławie. Ale czy o takiej?
Niektórzy widzowie mają problem z oddzieleniem fikcji od rzeczywistości i zdarza się, że utożsamiają aktora z graną przez niego postacią. Pół biedy, jeśli bohater jest pozytywny i powszechnie lubiany. Gorzej, jeśli niechęć publiczności odbija się na samym aktorze, a nawet jego karierze.
Anna Gunn, która w tym roku skończyła 50 lat, nie spodziewała się, że przyjmując rolę Skyler, żony Waltera White'a w serialu "Breaking Bad", będzie musiała znosić obelżywe komentarze pod swoim adresem i dorobi się licznego grona internetowych hejterów.
10 lat temu dołączenie do obsady serialu było dla niej ogromną szansą.
Aktorka drugiego planu
O występowaniu przed kamerami marzyła od najmłodszych lat. Chodziła na rozmaite kursy i pobierała lekcje aktorstwa, a po ukończeniu uniwersytetu w 1990 roku, przeniosła się do Los Angeles, by mieć większe szanse na rozpoczęcie kariery.
Cierpliwie chodziła na przesłuchania, czekając, aż wreszcie zostanie dostrzeżona. Początkowo otrzymywała niewielkie role w serialach i filmach telewizyjnych. W 1992 roku dołączyła do obsady "Down the Shore", potem pojawiła się w trzech odcinkach "Murder One", zagrała w "Santa Fe", "Wrogu publicznym" czy "Straconych duszach". Wciąż jednak pozostawała niezauważona, w cieniu bardziej charyzmatycznych i przebojowych artystów.
Na dłużej zagościła w udanym serialu "Deadwood", ale prawdziwy przełom w jej karierze nadszedł trzy lata później,
Przełom w karierze
W 2008 roku, gdy zaproponowano jej rolę Skyler White w "Breaking Bad", aktorka była zachwycona. Krytycy docenili jej występ, zasypując artystkę kolejnymi nagrodami. Widzowie jednak nie podzielali tego entuzjazmu. Postać grana przez Gunn nie cieszyła się sympatią, a w internecie pojawiały się mało uprzejme komentarze zarówno pod adresem Skyler, jak i samej aktorki.
Gunn była zszokowana i ciężko zniosła tę narastającą wokół jej osoby niechęć. Dziwiła się też, że widzowie nie potrafią oddzielić osoby aktora od kreowanej postaci.
Szykany w internecie
- Nie byłam zupełnie przygotowana na takie reakcje - mówiła w "E!".
- Tysiące ludzi zalajkowały na Facebooku stronę "Nienawidzę Skyler White". Dziesiątki tysięcy zalajkowały inną, z nazwą, która nie nadaje się do druku. Wiedziałam, że nie powinnam czytać tych postów, ale chciałam zrozumieć, o co chodzi. Ludzie narzekali, że Skyler jest "obłudną harpią" i że "nie zasługuje na to wspaniałe życie, które ma". "Jeszcze nigdy nie darzyłem żadnej postaci z serialu aż taką nienawiścią", napisał ktoś. Było mi przykro, że tak wiele osób reaguje na Skyler takim jadem. Czyżby nie potrafili znieść kobiety, która nie chce cierpieć po cichu ani "stać przy mężczyźnie"? Gardzą nią, bo nie chce się poddać? A może dlatego, że jest równa Walterowi? - kwitowała kuriozalną sytuację.
Bała się o swoje bezpieczeństwo
Z czasem sytuacja zaczęła się pogarszać. Widzowie przenieśli bowiem negatywne uczucia, jakie żywili do bohaterki, na grającą ją aktorkę.
- Już i tak bardzo ostre komentarze w sieci nagle stały się wręcz osobistymi atakami. Pamiętam jeden z nich: "Czy ktoś mógłby mi powiedzieć, gdzie znajdę Annę Gunn, żebym mógł ją zabić?". Naprawdę się bałam. Podjęłam odpowiednie kroki w celu zapewnienia sobie bezpieczeństwa, ale przede wszystkim byłam zaskoczona - jak to możliwe, że nagle sama stałam się ofiarą takiej nienawiści? Musiałam sobie ciągle powtarzać, że niechęć ludzi do Skyler nie ma nic wspólnego ze mną. Uważam, że wiele osób pokazało, jak postrzega kobiety. Ponieważ Skyler nie odpowiadała wygodnemu ideałowi archetypicznej kobiety, stała się swoistym testem Rorschacha dla społeczeństwa, miarą naszego stosunku do płci. I generalnie cieszę się, że taka dyskusja się odbyła.
Po zakończeniu emisji serialu Gunn wystąpiła w "Gracepoint" i "Shades of Blue", a ostatnio zagrała w komedii "You Can Choose Your Family".