"Anna German. Tajemnica Białego Anioła": Joanna Moro miała dość! Chciała porzucić rolę życia
W najnowszym wywiadzie Joanna Moro opowiedziała o trudach związanych z pracą na planie telewizyjnego hitu. Okazuje się, że gwiazda przeszła załamanie. Tym wyznaniem zaskoczyła wszystkich...
''Psychicznie byłam wykończona''
Musiała wiele poświęcić
Jak wspomina aktorka, na planie serialu przeżyła chwile załamania. Wszystko przez wymagającego reżysera, który wprowadzał liczne poprawki w scenariuszu.
- Potrafił nocami do mnie dzwonić, że zmienia mój jutrzejszy tekst.
Ale nie tylko!
Wzięła na siebie zbyt wiele
Aktorka była zmęczona ciągłym powtarzaniem scen, które często kręcone były w trudnych warunkach. Moro wraca myślami zwłaszcza do jednego z ujęć nagrywanego nocą. Chociaż panowały wówczas minusowe temperatury, aktorzy musieli udawać, że akcja dzieje się latem.
- Nad tą jedną sceną pracowaliśmy trzynaście godzin. Wielokrotnie zmienialiśmy światło, zdejmowałam i wkładałam mokre ubranie. Psychicznie byłam wykończona - żali się w wywiadzie.
To nie było łatwe
Nie lepiej było podczas realizacji scen po wypadku serialowej Anny German. Reżyser chciał, by zaprezentowane ujęcia wyglądały jak najbardziej realnie. Odtwórczyni roli piosenkarki musiała wiec przez kilka godzin leżeć nieruchomo w mokrym gipsie, w którym czuła się jak w zamknięciu.
Już samo założenie takiego "pancerza" było nie lada wyzwaniem. Zajmowało to nawet kilkadziesiąt minut. Zdjęcia trzeba było parę razy powtarzać, przez co te nieprzyjemne sceny kręcone były przez kilka dni.
Zmęczenie wzięło górę nad rozsądkiem
Okazuje się, że aktorka znalazła się na skraju wytrzymałości. Była gotowa porzucić rolę bez względu na konsekwencje, jakie ją czekały.
- Zadzwoniłam do męża, że już nie daję rady, ze zapłacę karę za zerwanie zdjęć, ale nie chcę już się tak męczyć dla filmu, który nawet nie wiem, czy będzie dobry, czy się ludziom spodoba.
Potrzebowała wsparcia
Ukochany nie pozwolił jej jednak zrezygnować z dalszych występów w serialu. Nie chciał, by chwila załamania zaważyła na jej karierze i aby żona do końca życia żałowała, że tak łatwo się poddała.
- Powiedział: "Ogarnij się, dziewczyno, co ty w ogóle gadasz". Zawsze potrafił postawić mnie do pionu - przyznaje na łamach "Gali".
Trudny powrót
Moro wzięła sobie słowa męża do serca. Zacisnęła zęby i dopięła projekt do końca. Wiele tygodni ciężkiej pracy wybiły ją z "normalnego rytmu". Gdy wróciła do Polski, nie umiała się odnaleźć.
- Na początku trudno mi było znowu być tą Joasią, która jest w domu, wypije z mężem herbatę, pobawi się z dziećmi. Musi minąć trochę czasu, żeby wyjść z roli. I niczego tu nie da się przyśpieszyć.
Ciemna strona sławy
Jak przyznaje, nie oznacza to, że się zmieniła. Wciąż jest tą samą Joanną, co przed zagraniem roli życia.
Aktorka nie spodziewała się, że produkcja odniesie aż tak wielki sukces. Niemal z dnia na dzień stała się popularna. Na własnej skórze odczuła nie tylko pozytywne aspekty sławy, ale także jej ciemną stronę.
Prasa brukowa rozpisywała się na temat kryzysu w jej małżeństwie. Ona jednak nie komentowała tych sensacyjnych doniesień. Nie pozowała do zdjęć z mężem i dziećmi. Ustaliła z ukochanym, że ich rodzina "nigdy nie zostanie pokazana".
Nikt ich nie rozłączy
Pogłoski o kłopotach pary powróciły ze zdwojoną siłą, kiedy Joanna została uczestniczką "Tańca z gwiazdami". Mówiło się, że z partnerem z parkietu, Rafałem Maserakiem, połączyło ją coś więcej niż tylko przyjaźń. W rozmowie na łamach "Gali" sama zainteresowana w końcu zabrała głos w tej sprawie.
- Na plotkarskich portalach piszą bzdury, że mąż jest zazdrosny. Śmieszy nas to. Mirek jest dojrzałym, poważnym mężczyzną, starszym ode mnie o jedenaście lat. Wie, jaki jest mój zawód, przeszedł ze mną Akademię Teatralną, serial. Ufamy sobie - ucięła wszelkie spekulacje.