Lekarze walczą o życie jej męża. "To jest okrutne, że akurat teraz"
Anna Dymna w przejmującym wywiadzie opowiedziała o tym, co sądzi o wyroku Trybunału Konstytucyjnego i protestach kobiet. - Jakie prawo może kazać mi tak cierpieć, zmuszać kobietę, żeby nosić w sobie śmierć, żeby ją urodzić? Nie umiem tego pojąć - mówiła aktorka ze łzami w oczach.
30.10.2020 | aktual.: 01.03.2022 14:31
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Anna Dymna była gościem Krzysztofa Skórzyńskiego w programie "Sprawdzam". Aktorka już na wstępie przyznała, że "jest złym rozmówcą", bowiem jest obecnie w bardzo trudnej sytuacji. Od kilkunastu dni jej mąż walczy z koronawirusem.
- Jestem bardzo zmęczona. Miałam wymaz, jestem negatywna, ale mój mąż walczy. Od dwóch dni jest w szpitalu i teraz lekarze walczą o jego zdrowie i życie. Bardzo im dziękuję za ich pracę. To są prawdziwi bohaterowie. To jest tortura, że ludzie walczą o życie, a ktoś nam zafundował w tym czasie coś takiego. Jak jest choroba, to musi być życzliwość i uśmiech. To jest okrutne, że akurat teraz - zamiast zawiesić broń - mamy taką sytuację - powiedziała ze łzami w oczach.
- Życie jest największą wartością. Dlaczego serce mi pęka? Nie umiem odpowiedzieć sobie na to pytanie. Jakbyśmy wszyscy stracili instynkt zachowawczy. Ta ustawa… Ja tego nie rozumiem. Bo od 20 lat przyjaźnię się z ludźmi niepełnosprawnymi. Razem z nimi wiem, że każdy oddech i każda sekunda życia są największą wartością. Jak taka ustawa ma wejść, to najpierw tym kobietom trzeba powiedzieć, co je czeka i to ktoś, kto się na tym zna. Tym ludziom trzeba najpierw przygotować opiekę, żeby mogli godnie żyć - dodała.
Aktorka przyznała, że moment ogłoszenia wyroku przez Trybunał Konstytucyjny jest najgorszym z możliwych.
- Tego nigdy nie pojmę. To najgorszy moment. Teraz wszystko jest bez sensu. Coraz więcej ludzi będzie chorowało. (…) W takich sprawach jak życie człowieka trzeba rozmawiać spokojnie, zawiesić pistolety, usiąść przy stole. Nie da się porozmawiać w takiej atmosferze. To są sprawy najważniejsze, bo chodzi o życie ludzkie. To nie jest dyskusja. To jest żal, rozpacz, krzyk. Ulica ma swoje prawa.
Dymna doskonale wie i rozumie, co czują kobiety, które dowiadują się, że ich dziecko urodzi się chore.
- Nie mam dziecka niepełnosprawnego, ale od 20 lat wiem, jak wygląda życie tych, których to dotyka. Znam losy matek, które mają takie dzieci. Prawo dotyczące eutanazji, takie sztywne prawa doprowadzają do tego, że rodzi się w odwecie wentyl na bezprawie. To są bardzo trudne sprawy. Ideałem by było, żeby każda sprawa była rozpatrywana osobno. Ze specjalistami. Jakie prawo może kazać mi tak cierpieć, zmuszać kobietę, żeby nosić w sobie śmierć, żeby ją urodzić? Nie umiem tego pojąć. To jak zdobywanie codziennie K2. Bez lin i zabezpieczeń.
Pod koniec rozmowy aktorka miała dla wszystkich jedną radę. Chciałaby, aby protestujący wstrzymali strajki, a rządzący rozpoczęli spokojny i rozsądny dialog.
- Ludzkim byłoby powiedzieć, że wszystko teraz zawieszamy i uspokajamy, a decyzje zapadną po pandemii. Bo teraz to wygląda tak, jakby nie było Nowego Testamentu, tylko Stary. Każdemu się wydaje, jak walczy, że ma rację. A nie ma czasu na konfrontację. Trzeba by było to wszystko uspokoić, zawiesić na chwilę. To strasznie rani wszystkich. Jesteśmy ludźmi, wszyscy cierpią. Nieważne, po której stronie stoimy, w jakiego Boga wierzymy. Najgorsze, że teraz w Polsce nie walczy się o coś, tylko z kimś - podsumowała.