Anna Delvey wyłudziła 200 tys. dolarów i trafiła do więzienia. Netflix dał jej o wiele więcej
W maju 2019 r. Anna Delvey została skazana na więzienie, w którym miała spędzić od 4 do 12 lat za trzy kradzieże i próbę dokonania kolejnej. Wyłudziła 200 tys. dolarów. Mamy luty 2022 r. Anna Delvey znów stoi w świetle reflektorów.
14.02.2022 | aktual.: 14.02.2022 12:49
Życie pisze najlepsze scenariusze, prawda? W Netfliksie wiedzą o tym doskonale. Gdy w maju 2019 r. sędzia odczytywał wyrok dla Anny Delvey, ponoć Netflix i HBO już ostrzyli sobie pazury, by ruszyć do boju o prawa do stworzenia serialu lub filmu na swoje platformy. Najlepiej naostrzone pazury miał Netflix. I tak po trzech latach od wyroku historia Anny Delvey wraca i ląduje na pierwszy miejscu najchętniej oglądanych produkcji Netfliksa. "Kim jest Anna?" jest numerem 1 i to nie tylko w Polsce.
Pstrokaty serial kręcony w ślicznych miejscówkach na całym świecie to jeden wielki bałagan, który prezentuje historię Anny Delvey z perspektywy dziennikarki, ujawniającej wielkie oszustwo. Działania serialowej dziennikarki Vivian Kent, jak i tej prawdziwej reporterki – Jessiki Pressler – są wątpliwie moralnie. Jak i całe to serialowe przedsięwzięcie.
To kim w końcu jest Anna?
Anna Sorokin, urodzona w 1991 r. w miasteczku oddalonym 20-minut od Moskwy, jest córką kierowcy ciężarówek i właścicielki niewielkiego sklepiku spożywczego. Rodzina przeprowadziła się do Niemiec, gdy Anna miała 16 lat. Dziewczyna uwierzyła w powiedzenie "think big", czyli mierz wysoko i wyrwała się do wielkiego świata. Studiowała chwilę w Londynie, pracowała w firmie PR-owej, była stażystką w magazynie modowym w Paryżu, aż w końcu trafiła do Nowego Jorku.
Z Anny Sorokin przechrzciła się na Annę Delvey. Zaczęła podawać się za dziedziczkę wielkiej, 60-milionowej fortuny (w euro, czyli robiła podwójne wrażenie).
Anna dobrze wiedziała, jak roztaczać wokół siebie czar milionerki. Spała tylko w najlepszych hotelach. Wypożyczała od znajomych luksusowe auta. Jadała tylko w najlepszych restauracjach. Zadawała się z najmożniejszymi osobami z miasta, które zanim się zorientowały, opłacały luksusowe życie Anny.
Żyła na koszt innych ludzi przez 4 lata. Była na tyle bezczelna (i trzeba też przyznać, że odważna), że w 2016 r. poprosiła Citibank o wielomilionową pożyczkę na otwarcie biznesu. Przedstawiła dokumenty (sfałszowane), potwierdzające, że ma majątek w wysokości 60 mln euro na koncie w Szwajcarii. Miesiąc później złożyła te same dokumenty w banku Fortress. Gdy ci z Fortress zobowiązali ją do zapłacenia 100 tys. dolarów za obsługę transakcji, Anna wyciągnęła pieniądze od Citibanku. W końcu Fortress postanowiło, że wyśle reprezentanta do Szwajcarii, by sprawdził osobiście stan majątku Delvey. Szybko wycofała się z całego biznesu.
Historia zaczęła się sypać, gdy Anna zabrała edytorkę "Vanity Fair" Rachel Williams na wyszukaną wycieczkę do Maroka. Zatrzymały się w słynnym hotelu La Mamounia, który pokazywany jest dziś turystom jako jedna z największych atrakcji Marakeszu. Żyły swoim najlepszym życiem do momentu, w którym Williams pochorowała się i musiała wracać do kraju. Anna została w Maroko, aż w końcu musiała dzwonić do przyjaciółki, by ta ratowała ją i opłaciła cały pobyt ze swoich środków. Williams poszła na policję.
Wielka saga oszustki
Gdyby Anna nie próbowała zaciągnąć pożyczki w banku i gdyby nie wyrolowała Rachel Williams na kilkanaście tysięcy dolarów, pewnie dalej żyłaby na koszt nowojorskich bogaczy. W 2017 r. została aresztowana pod 6 zarzutami o wyłudzenia znacznej sumy pieniędzy od biznesmenów i właścicieli hoteli. Wyłudziła 200 tys. dolarów i szykowała się do wzięcia wielomilionowej pożyczki.
Miesiącami rozpisywano się o wielkim oszustwie, o absurdalnym procesie, podczas którego Anna urządziła sobie rewię mody, i o tym, jak cała ta sprawa ośmieszyła nowojorskie elity. Wystarczyła tzw. dobra gadka. Wystarczyło, że Anna pojawiła się w sukience od projektanta, by przekonać elity, że warto robić z nią biznesy.
Na tym w głównej mierze skupia się "Kim jest Anna?" Netfliksa. Showrunnerka Shonda Rhimes teoretycznie robi wiele, by pokazać Annę z tej mrocznej strony i przypadkiem nie robić z niej wzoru do naśladowania, ale przez to serial jest jednym wielkim bałaganem, którego nie da się oglądać. Może o Annie Sorokin powinny powstawać szczere filmy dokumentalne, a nie seriale w wersji "bling bling".
Produkcja niby zabezpieczyła się, opowiadają tę historię z perspektywy dziennikarki – ale wątpliwych moralnie wątków nie dało się uniknąć. Serialowa Vivian Kent robi wszystko, by Anna była w centrum uwagi. Jest nią szczerze zafascynowana i robi z niej gwiazdę tylko po to, by odzyskać karierę w mediach.
Prawdziwa reporterka, która ujawniła oszustwo Delvey, to Jessica Pressler. W 2014 r. napisała reportaż o studencie, który dorobił się 72 mln dolarów na giełdzie. Szybko okazało się, że chłopak zmyślił całą tę niesamowitą historię, a kariera Pressler legła na jakiś czas w gruzach. Tyle że już w grudniu 2015 r. napisała tekst o striptizerkach, które okradały swoich majętnych klientów. To ta historia, którą zaadaptowano na film z Jennifer Lopez w jednej z głównych ról. "Ślicznotki" stały się hitem – teraz kolejnym jest "Kim jest Anna?", bazującym na tym, co "odkryła" Pressler.
Amerykańscy dziennikarze, m.i.n. Emily Palmer z "New York Times", punktują, że Pressler łamała zasady etyki dziennikarskiej. Po pierwsze współpracując w sprawie z prawnikami Delvey, po drugie – dostarczając jej do więzienia i do sądu eleganckie ubrania.
Nowe życie Anny? Nie tak prędko
By Netflix mógł pokazać historię Anny w serialu, zapłacono skazanej 300 tys. dolarów. To więcej, niż oficjalnie wyłudziła od nowojorskiej elity.
I gdy "Kim jest Anna?" jest masowo odtwarzane na Netfliksie, prawdziwa Anna siedzi w ośrodku ICE dla nielegalnych imigrantów, czekając na decyzję o deportacji.
Delvey napisała długie oświadczenie o tym, co dzieje się w jej życiu i co myśli o serialu Netfliksa. Czytając tekst, który opublikował "Insider", można się zastanowić, czy robienie kolejnych produkcji bazujących na prawdziwych historiach, czyimś życiu, nie wymyka się gigantom branży streamingowej spod kontroli.
"Wyobrażałam sobie, że show będzie podsumowaniem przeszłości i możliwością zamknięcia w końcu pewnego rozdziału" – pisze Delvey.
"Po prawie czterech latach przygotowań, godzinach rozmów telefonicznych i spotkaniach z twórcami, serial opowiada moją historię z perspektywy dziennikarki. Czekam niecierpliwie na to, by móc zobaczyć efekt. Zobaczyć to, co zrobili z materiałami, które im dostarczyłam. Ale nie mogę przestać myśleć, że to musztarda po obiedzie. Ponurą ironią jest bowiem to, że znów jestem zamknięta w jednej celi w kolejnym okropnym ośrodku, będąc przekonaną, że historia się powtarza" – opisuje.
Pisze o tym, że każdy dzień jest jak z "Dnia świstaka". Że na wolność wychodzą mordercy i gwałciciele, ale nie ona.
"To, czego nie zobaczycie na Netfliksie, to mojego nowego nawyku. Każdego dnia metodycznie obgryzam skórę wokół paznokci, aż nabrzmi krwią. Ściskam skórę i czekam, aż pojawi się kropla krwi, która następnie spada do zlewu. Zmywam ją i powtarzam czynność. Nie osiągam nic innego, jak tylko tę obsesyjną fiksację, przez którą marnuję kolejny dzień, którego już nigdy nie odzyskam" – relacjonuje.
Anna na zawsze zostanie zapamiętana jako "fałszywa dziedziczka", także dzięki serialowi Netfliksa. Choć tym razem bogatsza o 300 tys. dolarów, których nie wyłudziła.
Serial trenduje, a Anna pisze: "Czy już zawsze będę oceniana za swoje 20-letnie życie? Czy mogę zrobić cokolwiek, by zamknąć ten rozdział? Czy już zawsze będę zamknięta w przeszłości bez szansy, by iść do przodu? Jak wiele lat będzie wypominać mi się otworzenie rachunku w banku, zanim społecznie akceptowalne będzie to, że pozwoli mi się otworzyć swoje własne konto?".
Kim jest Anna? Nie wiadomo. Może bohaterką Netfliksa? Legendą Nowego Jorku, jak nazywają ją dziś w komentarzach na Instagramie internauci? Manipulatorką? Ofiarą społeczeństwa, który nie wierzy w resocjalizację? Może twórczynią kolejnej fałszywej tożsamości?