"Ania, nie Anna": jak zareagowałaby Lucy Maud Montgomery na serial Netflixa?

W pierwszym sezonie "Ani, nie Anny" twórcy serialu pokazali, że nie mają zamiaru trzymać się zbyt kurczowo książkowego pierwowzoru. W drugim pozwolili sobie na jeszcze więcej swobody. Czy ich wersja spodobałaby się Lucy Maud Montgomery?

"Ania, nie Anna": jak zareagowałaby Lucy Maud Montgomery na serial Netflixa?
Źródło zdjęć: © East News

09.07.2018 | aktual.: 17.07.2018 15:17

Cykl powieści o rudowłosej, osieroconej dziewczynce, przygarniętej przez rodzeństwo Marylę i Mateusza Cuthbertów z Avonlea, znają wszyscy. Chyba wszyscy kojarzą też miniserial z 1985 roku, z Megan Follows w roli głównej, który wiernie oddał atmosferę książek Lucy Maud Montgomery. Netflix postanowił pójść w zupełnie innym kierunku. Zaserwował Zielone Wzgórze, jakiego chyba nikt się nie spodziewał. Mroczniejsze, surowsze i z zupełnie nowymi historiami. Drugi sezon jeszcze bardziej odcina się od pierwowzoru, wprowadzając nowe elementy i tylko luźno bazując na stworzonych przez Montgomery historiach.

Pierwsza część cyklu, "Ania z Zielonego Wzgórza", została opublikowana w 1908 roku. Zyskała ogromną popularność – w ciągu pierwszego roku dodrukowywano ją dziesięć razy. Przetłumaczono ją na 36 języków. Zdobyła uznanie samego Marka Twaina, który nazwał bohaterkę najukochańszym dzieckiem literackim od czasów "Alicji w Krainie Czarów". Książka, napisana w bardzo lekkim, nierzadko komicznym stylu, ma za zadanie przede wszystkim bawić. Jej nostalgiczny ton i radość życia tryskająca z każdej strony, składają się na rozrywkę, która jest po prostu ucieczką od codzienności.

Serial Netflixa rezygnuje z eskapistycznej funkcji. Twórcy "Ani nie Anny" postanowili pokazać rzeczywistość, w jakiej funkcjonuje bohaterka, w bardziej realny sposób. Anię prześladują traumatyczne wspomnienia z sierocińca, gdzie, z powodu swojej odmienności, spotykała się z przemocą – zarówno ze strony rówieśników, jak i opiekunów. Zło wkracza też na Zielone Wzgórze, gdzie pojawiają się dwaj lokatorzy, skrywający wiele tajemnic. A Maryla i Mateusz zmagają się z problemami finansowymi.

Rozbuchana wyobraźnia i skłonność do egzaltacji Ani są nie tylko częścią jej osobowości, ale i sposobem na ucieczkę od problemów. A czasem metodą na ich rozwiązanie. Dzięki takiemu podejściu twórcy serialu mogli pozwolić sobie na uwspółcześnienie historii i dodanie do niej takich tematów, jak przemoc czy seksizm. Pojawia się też wątek rasowy – dzięki wprowadzeniu czarnoskórego bohatera do Avonlea – oraz homoseksualny, z udziałem ciotki Josephine. Pytanie tylko, czy to nie za dużo, jak na opowieść, którą wszyscy kojarzą z zupełnie innej strony.

Czy Lucy Maud Montgomery zaakceptowałaby taką wersję tej historii? Odpowiedź mogłaby brzmieć "nie", gdyby nie ostatnia część cyklu, w której autorka sama wywróciła do góry nogami cały świat Ani. "Ania z Wyspy Księcia Edwarda" to gorzkie dopełnienie serii, które w niczym nie przypomina poprzednich części. Porusza tematy, które wcześniej nie miały miejsca w historii Ani, jak zdrada, starość, mizoginia czy zemsta. Książka, którą Montgomery zawiozła do wydawcy niedługo przed śmiercią, została opublikowana dopiero 67 lat później. Sama autorka zmagała się z depresją, a członkowie jej rodziny twierdzą, że popełniła samobójstwo.

Być może twórcy "Ani, nie Anny" są bliżej oryginału niż mogłoby się wydawać – ich serial to wciąż pozytywna opowieść, która potrafi bawić i podnosić na duchu. Czytając między wierszami i dodając nowe wątki do znanej historii, po prostu odkrywają ją z nowej strony. Ale jedno pozostaje niezmienne: przekonanie o tym, że, bez względu na to, jak trudne sytuacje zaserwuje nam życie, wyobraźnia może nas ocalić.

Zobacz także
Komentarze (27)