Andrzej Turski: niezwykłe życie dziennikarza
None
Wojownik
Andrzej Turski zmarł po trwającej prawie miesiąc walce o życie w szpitalu, w którym po zawale znalazł się na początku grudnia.
Nie po raz pierwszy jednak zmagał się ze śmiercią, bo ta w ostatnich latach dwukrotnie zaglądała mu w oczy. Ostatnie tygodnie zasłużonego dziennikarza zdominowały jednak nie tylko doniesienia o stanie jego zdrowia, ale też bulwersujące oskarżenia na temat problemów z alkoholem, które kilka tygodni temu wysunęły media braci Karnowskich.
Choć Andrzej Turski dla większości dziennikarzy i odbiorców był wzorem profesjonalisty, nie po raz pierwszy spotkał się atakami prawicowych środowisk. W 2006 roku za ich sprawą stracił nawet na kilka lat swój sztandarowy program, magazyn "7 dni świat". Kiedy latem 2013 roku zapadła decyzja o przywróceniu go na antenę, Turski nie krył satysfakcji z tego zwycięstwa.
Mówiąc o życiu prezentera "Panoramy" bez zbytniej przesady można więc powiedzieć, że wciąż o coś walczył. O zdrowie, dobre imię, losy swojej kariery, a nawet o swoje, idealne na pierwszy rzut oka, małżeństwo.
KŻ/AOS
Choroba, która pokonała małżeński kryzys
Niezapomniany prezenter "Panoramy" zmarł w wyniku zawału, jednak poważne kłopoty ze zdrowiem zaczęły się niepozornie już w 2004 roku. Z objawami przeziębienia dziennikarz poszedł do lekarza. Kiedy jednak kolejne antybiotyki nie przyniosły poprawy, wykonano szczegółowe badania. Te nie pozostawiły wątpliwości, że Turski cierpi na ziarnicę i to w zaawansowanym stadium. Dzięki błyskawicznie podjętej chemioterapii nastąpiła remisja choroby. Dziennikarz zawsze jednak podkreślał, jak ogromną rolę w leczeniu odegrała jego żona, Zofia. W najcięższych chwilach zrezygnowała nawet z pracy, by jak najwięcej czasu spędzać z mężem.
- Zosia zamknęła swój prywatny gabinet po to, by być przy mnie, by mnie wspierać, podtrzymywać na duchu i troszczyć się o mnie. Jeździła ze mną na każdą chemioterapię. Zawsze była obok mnie - wyznał w rozmowie z tygodnikiem "Świat i Ludzie".
Poświęcenie godne uznania, tym bardziej, że w ich związku nie zawsze układało się najlepiej. Najlepszym tego dowodem był chociażby dwukrotnie składany pozew rozwodowy, za każdym razem jednak kończący się fiaskiem.
- Po tak zwanych rozprawach pojednawczych nie wznawiałem sprawy. Za drugim razem ona już wiedziała, że i tak nie wznowię. Po pierwszej rozprawie zabrałem ją na kawę, po drugiej też, ale ona już się śmiała. Sędzia coś pie**ł, pie**ł, a ja zapytałem: Zosiu, czy przyjmiesz zaproszenie na kawę?". A ona na to: "Z przyjemnością". I mówi do mnie: "Dalszego ciągu nie będzie, widzę po tobie". Ja na to: "Co masz na myśli? Jeśli chodzi o nasze życie, to dalszy ciąg będzie, jeśli chodzi o ten pie****ny sąd, to nie sądzę"- opowiadał w wywiadzie dla "Newsweeka".
Choć miłość okulistki i dziennikarza zaczęła się jeszcze na podwórku (obydwoje wychowywali się na Mokotowie) i ostatecznie przetrwała 46 lat, to do najprostszych nie należała. Paradoksalnie jednak to właśnie choroba zbliżyła ich do siebie po latach kryzysu.
Nowotwór zabrał mu żonę
Kiedy po kilku latach nowotwór powtórnie zaatakował dziennikarza, wsparcie Zofii i determinacja w walce o powrót do zdrowia po raz drugi okazały się niezawodne. W 2008 roku Turski znów odniósł zwycięstwo nad rakiem, jednak szczęście małżonków niebawem przyćmiła kolejna choroba, tym razem Zofii. Nowotwór jelita grubego okazał się dla żony dziennikarza śmiertelną diagnozą. Choć Turski do końca wierzył, że żona powtórzy jego scenariusz:
- Zosia nie wypytywała o swoją chorobę. Raz tylko zaniepokoiła się: "Andrzej, kiedy ja wyzdrowieję?". Powiedziałem wtedy: "Zosiu, jesteś po siódmej chemii, jeszcze pięć razy i będzie OK" - wspominał w wywiadzie dla "Newsweeka". Niestety, stało się inaczej. W maju 2010 roku Zofia Turska zmarła. Z najbliższych osób pozostała mu jedynie córka, Urszula, do złudzenia przypominająca swoją matkę.
Rocznica ślubu w zaświatach
Podobnie jak ojciec Urszula również wybrała pracę w telewizji. Od kilku lat możemy oglądać ją na antenie TVP 2. Wspólnie z Tomaszem Kammelem prowadzi "Pytanie na śniadanie". Po informacji o zawale Turskiego prezenter wyraźnie zaangażował się w pomoc. Za pośrednictwem portali społecznościowych apelował o krew dla prezentera "Panoramy". Jakiś czas temu również na Facebooku Urszula Chincz podziękowała wszystkim za słowa otuchy i wsparcia, które otrzymała po śmierci ojca.
"Moi rodzice dziś obchodzą 43. rocznicę ślubu. A teraz znów są razem. Ogrom wsparcia i ciepłych słów od Was jest niezwykły. Dziękuję" - napisała pod wspólnym zdjęciem rodziców 31 stycznia 2013 roku.
Andrzej Turski do historii przejdzie jako doskonały dziennikarz, ceniony nie tylko w swojej branży, przez ludzi mediów, ale i wyróżniony najwyższymi państwowymi odznaczeniami m.in. Krzyżem Oficerskim i Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Niewiele jednak brakowało, a zostałby muzykiem, i to z pewnością równie wielkiego formatu. O czym być może nie każdy wie, pierwszą prawdziwą pasją dziennikarza była gitara.
Niedoszła gwiazda rocka
Jeszcze w liceum Turski był członkiem kapeli Chochoły, a później również Pesymistów i Czterech. Ta ostatnia formacja słynęła z odważnych gitarowych interpretacji fug Jana Sebastiana Bacha. Z sentymentem wspominał to na łamach "Newsweeka" Zbigniew Hołdys, który przyznał, że sam długo nie zdawał sobie sprawy z tego, że znany dziennikarz był kiedyś świetnie zapowiadającym się rockmanem. Kiedy jednak pod koniec lat 60. świeżo upieczony absolwent filologii polskiej i zapalony muzyk otrzymał ofertę pracy w Redakcji Młodzieżowej Polskiego Radia, wybrał dziennikarstwo. I choć za sprawą zawodowej ścieżki zrezygnował z grania, to rockowe brzmienie wciąż było bliskie jego sercu. Z pewnością dlatego tak chętnie promował młodych artystów na radiowej antenie, najpierw Jedynki, a potem Trójki, której szefował na początku lat 80.
Stery przy Myśliwieckiej objął w wyjątkowo trudnym okresie stanu wojennego. Mimo wymagających okoliczności, dziennikarze, którzy pamiętają Turskiego z tamtego okresu, wspominają go wyjątkowo ciepło. To właśnie w Trójce po raz pierwszy zetknęła się z Turskim m.in. Monika Olejnik czy pracujący tam do dziś Piotr Baron. Jednak nawet najlepsze świadectwo, które Turskiemu wystawili byli podopiecznymi, nie zapobiegło atakom na jego osobę, które po latach przypuścił m.in. Bronisław Wildestein. Kiedy w 2007 został prezesem TVP, zaczął rozliczać Turskiego za dziennikarską działalność w czasach PRL.
Walka o dobre imię
"Karą" dla Turskiego, który w latach 1974-1990 należał do PZPR, było zdjęcie z anteny jego autorskiego programu "7 dni świat". Magazynu, który po transferze z eteru na szklany ekran, potwierdził jego pozycję w telewizji. Program poświęcony tematyce międzynarodowej Turski stworzył w 1989 roku, po dwóch latach spędzonych na Woronicza na stanowisku dyrektora TVP1. Magazyn pojawiał się w ramówce nieprzerwanie przez 18 lat do czasu Bronisława Wildsteina. W jednym z ostatnich wywiadów Turskiego dla tygodnika "Wprost" dziennikarz wyznał, że ma czyste sumienie, a decyzja byłego prezesa o zdjęciu jego programu była oparta wyłącznie na pogłoskach dotyczących czasów, kiedy Turski był naczelnym Programu III Polskiego Radia. W rozmowie z Magdaleną Rigamonti sam przytoczył niektóre z nich.
- Mówili, że w stanie wojennym byłem katem Polskiego Radia. O mnie, o facecie, który wtedy wznowił radiową Trójkę. Powiem nieskromnie - beze mnie Trójki by już dawno nie było. I ludzie, którzy tam pracują, dobrze o tym wiedzą.
Ale to niejedyne niepochlebne opinie, które w prawicowych środowiskach krążyły na temat Turskiego. Mówiono o nim "weryfikator", co nawiązywało do akcji oczyszczania radiowej redakcji z osób niewygodnych dla ówczesnej władzy. Turski tak jednak wspominał te wydarzenia.
- Ja weryfikowałem członków redakcji młodzieżowej. Razem ze mną było dwóch betoniarzy. Naciskali na mnie, żeby tego wyrzucić, bo Żyd, tego - bo wywrotowiec. Ale nikt nie stracił pracy! Jak ktoś mówi: "Turski weryfikator", to niech spada na drzewo. Mnie też w styczniu 1982 roku weryfikowali - wyznał. Poza tym, jak podkreślał, za jego czasów Trójka nie była pupilem partyjnych decydentów.
-_ Betoniarze nas nienawidzili i to jest moje świadectwo moralności_.
Jesienią 2013 roku "7 dni świat" po sześcioletniej przerwie wrócił na wizję. Jak się później okazało, starcie z przeciwnikami z własnego środowiska nie było najtrudniejsze. Choroba okazała się najgroźniejszym przeciwnikiem.
KŻ/AOS