Agnieszka Holland i Kasia Adamik: Inny Janosik
asz Janosik jest szokująco nie-Perepeczkowy!
19.10.2009 | aktual.: 27.07.2018 11:37
* Sebastian Łupak:* Wasz Janosik jest szokująco nie-Perepeczkowy!
Agnieszka Holland: Nie sądzę, aby ten prawdziwy Janosik był podobny do Perepeczki. Nie mamy, co prawda, żadnych litografii z tamtych czasów, ale nie sądzę, żeby na początku XVIII wieku żył taki duży mięśniak…
Kasia Adamik: ...bo przecież nie chodziło się wtedy na siłownię! Ludzie mało jedli, panował a bieda, ludzie byli mali i żylaści. Nasz Janosik ma o wiele więcej wspólnego z tym historycznym. A poza tym miał odpowiadać współczesnym gustom, być kimś cool w sensie współczesnym, charyzmatycznym gwiazdorem wielbionym przez dziewczyny, wyglądać jak współczesna młodzież. Przecież gdyby Scorsese robił Janosika, obsadziłby Leonardo DiCaprio, a nie Arnolda Schwarzeneggera, prawda?
SŁ: I dlatego wybrałyście panie do tej roli przystojniaka Václava Jiráˇcka?
KA: Lubimy na niego patrzeć. To, że jest przystojny, nie przeszkadza ( śmiech). To była skomplikowana chemia, bo trudno powiedzieć, dlaczego ktoś wchodzi do pokoju podczas castingu i ma to coś, co przemawia do mnie. Byłyśmy na castingu w Warszawie, Brnie i Pradze. Większość aktorów to byli grzeczni, dobrze wychowani chłopcy, sympatyczni, z dobrych domów. Ale nam potrzebny był ktoś z drapieżnością, kto może pokazać kły i jest groźny, a nie tylko sympatyczny i uśmiechnięty.
AH: Václav ma w sobie niezależność, to aktor, który mierzy się z życiem, ze swoimi słabościami, marzeniami, ograniczeniami. Od razu nam się spodobał. Oczywiście, jest Czechem, co nie podoba się Słowakom, dla których Janosik jest bohaterem narodowym. To tak, jakby w roli Tadeusza Kościuszki obsadzić Rosjanina! Ale myślę, że Słowacy jakoś to przeżyją. Jiracek ostro pracował, m.in. nauczył się dla filmu języka słowackiego.
SŁ: Dlaczego właściwie zdecydowały się panie na ten film? Po co nowy Janosik?
AH: Gdy w 1998 roku kręciłam na Słowacji sceny do filmu „Trzeci cud”, tamtejszy producent opowiedział mi o rzekomo ciekawym scenariuszu filmu o Janosiku z pytaniem, czy nie podjęłabym się jego reżyserii. Szczerze mówiąc, na początku byłam niechętna, mając w pamięci Perepeczkę i „Na szkle malowane” [śpiewogra o Janosiku z lat 70. Ernesta Brylla i Katarzyny Gaertner – przyp. red.]. Miałam w głowie takiego skonwencjonalizowanego Robin Hooda w słowiańskim wydaniu. Ale przeczytałam scenariusz Evy Boruŝoviĉcovej. Biło z niego osobiste podejÊcie do epoki i bohatera. Nawiązywał też do ludowych ballad słowackich, do których jestem bardzo przywiązana. Znałam je od dawna, bo studiowałam w Pradze, nauczyłam się słowackiego, nauczyłam się tych ballad na pamięć, śledziłam słowacki folklor. Podoba mi się jego surrealistyczna wyobraźnia, to, że humor miesza się w nim z mistyką, seksem, okrucieństwem. To wszystko było w tym scenariuszu. Powiedziałam o tym Kasi...
AK: A ja jako dziecko byłam wielką fanką serialu z Perepeczką! Pamiętam, że na podstawie serialu powstały komiksy i je też zbiera- łam. Wizja stworzenia swojej wersji Janosika, potrząśnięcia tym mitem, była bardzo podniecająca!
SŁ: Czy scenariusz trzeba było przerabiać?
AH: Eva Boruŝoviĉcova kończyła szkołę filmową w Bratysławie. Scenariusz „Janosika” zacz ęła jeszcze jako pracę dyplomową. Przeczytał a wszystkie dokumenty na jego temat, przekopała się przez archiwa. Pisała z siedem lat! Scenariusz miał 500 stron! Przyjechała do mnie do Los Angeles, siedziałam z nią miesiąc i to przerabiałyśmy. Ona była, oczywiście, bardzo przywiązana do tekstu, miała jego jasną wizję, ale zaufała nam. Pewnie pisząc go, myślała, że kiedyś sama to zrobi, tylko nie było nikogo, kto by dał jej pieniądze, a na słowackie warunki to bardzo kosztowny film. Ale jej wizja była bardzo zapładniająca. Potem i my miałyśmy kłopoty finansowe, bo w 2003 roku, po 40 procentach zdjęć, producent słowacki zbankrutował i zostałyśmy z tą niedorżniętą kurą. Straciłyśmy wiarę i było nam bardzo przykro, bo przywiązałyśmy się do tego projektu. Na szczęście pieniądze – po pięcioletniej przerwie – się znalazły!
SŁ: Scenariusz jest oparty na oryginalnych dokumentach...
AH: Fakty są nieźle znane. Kontekst życia i to, kiedy Janosik zbójował – to wszystko został o zapisane w protokołach sądowych. 80 procent tej historii to prawda.
KA: Z dokumentów wiadomo, kogo złupił, co ukradł, ile to trwało. Wiadomo, że był w wojsku u Rakoczego, walcząc z Habsburgami, że to niejaki herszt Uhorczik wciągnął go do zbójowania. Przesłuchanie, tortury, sposób zabicia – to wszystko prawda. Podobnie jak kontekst rodzinny. Wiadomo też, że był miejscową gwiazdą, że kobiety go uwielbiały i że ktoś go zdradził.
AH: Starałyśmy się właściwie zrekonstruować epokę. Kostium to nie XIX-wieczna góralszczyzna, jak w polskim serialu, nie jakaś cepeliowska wizja. U nas kostiumolodzy zrobili dokładne badania, jakie ubrania nosili górale w XVII wieku, w jakich wnętrzach żyli, jaka była obyczajowość, folklor, muzyka źródłowa. Bardzo nam zależało, aby był zakorzeniony w epoce. W każdym detalu chciałyśmy być jak najbliżej prawdy: instrumenty, tańce, płaczki na pogrzebie, muzyka weselna, lanie miodu. Kostiumolodzy, konsultanci muzyczni, etnografowie przekopali się przez źródła.
KA: Film był kręcony m.in. w Terchovej, czyli miasteczku, w którym Juraj Janosik się urodził, i na szlakach, na których zbójował. Te miejsca są absolutnie prawdziwe.
SŁ: Film zakorzeniony w epoce, ale jednak bardzo współczesny.
AH: Chciałyśmy, żeby miał współczesną energię, wymowę i filozofię bohatera.
KA: Janosik to może taki nowoczesny weteran wojenny? Chłopak, który wrócił z Iraku czy Afganistanu i ma problem ze znalezieniem miejsca w świecie. Świat, do którego wraca po wojnie, nie pasuje mu. Zaczyna więc szukać swojego miejsca.
AH: Odczuwa potrzebę wolności, ale trudno mu znaleźć się w innym układzie niż przest ępcza banda. Tak, jak współcześni młodzi ludzie szuka wolności w zabawie. Młodzi wyobrażają sobie, że spełnienie jest w tym, co jest cool, co jest zabawne, ryzykowne, pobudza adrenalinę i jest na pograniczu prawa. Nie moralizujemy, nie mówimy, czy to jest dobre, czy złe. Ale los zaciska pętlę wokół człowieka, który żyje jak on...
SŁ: Zapytam trochę seksistowsko: jak kobietom udało się tak dobrze wyobrazić sobie, co przeżywa niesiony testosteronem i adrenaliną zbuntowany nastolatek?
AH: Flaubert powiedział, że „pani Bovary to ja”. Podobnie my możemy powiedzieć, że młodzi, piękni, pełni testosteronu chłopcy to my! Nie miałam wrażenia alienacji. Kręciłam już przecież w tylu krajach, z różnymi bohaterami z różnych epok. Następuje po prostu taka mimikra, upodobnienie.
SŁ: Czy dlatego, że film ma mieć współczesną wymowę, nie ma w nim archaizacji językowej?
AH: Gwara góralska w polskim serialu z lat 70. to była cepeliada. Do końca nie wiadomo, jak wyglądała ta polszczyzna góralska w tamtych latach. Literaci XIX-wieczni mieli jedynie pewne wyobrażenia, jak ten język mógł wyglądać. A taki stereotyp folkloru, te wszystkie „juści i naści”, jest zupełnie nie w moim guście. To by skonwencjonalizowało ten język. A poza wszystkim innym, wersja oryginalna filmu to wersja słowacka, a słowacki jest z natury nieco anachroniczny, ludowy, chłopsko-pasterski. Słowacki nie był językiem literackim do drugiej połowy XIX wieku, więc przechował w sobie archaiczność.
SŁ: Skąd u Janosika i jego kompanów potrzeba filozofowania o życiu i religijnej transcendencji?
AH: W tamtych czasach do zbójnictwa lgnęli najróżniejsi ludzie – studenci, jacyś intelektualiści z rozbitej armii powstańczej Rakoczego. Szukali życia, wolności, nowych sensów. Przenieśli do zbójowania swoje ideały polityczne i filozoficzne. W każdej takiej drużynie mogło być dwóch, trzech ludzi z pewnym wykształceniem, którzy poszukiwali nie tylko zysku, ale i spełnienia. Podobnie Janosik: czujemy, że zysk nie jest jego jedyną perspektywą, że ma swoją tajemnicę. Jest w nim dążenie do czegoś, co jest poza nim. W wizjach quasi-religijnych wyraża się jego wnętrze. On się wyraża poprzez działania i poprzez wizje, nie zwierza się, mówi mało o sobie, jest introwertyczny. Wizje to jakby przedłużenie jego duszy, jego lęków czy głębszych potrzeb. Chłopska mitologia słowiańska była mieszanką chrześcijaństwa i pogaństwa. Panowało mnóstwo zabobonów, wierzeń, połączeń pogańskich wierzeń z mitologią biblijną.
SŁ: Pytanie czysto techniczne: czy trudno kręcić film przygodowy w wysokich Tatrach?
KA: Szalenie trudno! Pierwsze zdjęcia robił yśmy jesienią i zimą w wysokich górach słowackich. Panowały ekstremalne warunki atmosferyczne: śnieg, zadymki, mgły. Nie miałyśmy pewności siebie, popełniłyśmy kilka błędów.
AH: Zwłaszcza, że polskie i słowackie ekipy nie są przyzwyczajone do robienia du- żych filmów. Nie ma na to pieniędzy, środków, ludzi, czasu. Wszystko się robi po raz pierwszy.
KA: A my nie chciałyśmy robić filmu kung fu z Hongkongu. Chciałyśmy, aby zasadzki i bitwy były prawdopodobne, żeby były 1 do 1, bez fajerwerków i skakania po drzewach, bez efektów komputerowych.
SŁ: Janosik jest kimś innym dla Polaków niż dla Słowaków. Kim jest dla naszych sąsiadów z południa i jak w związku z tym mogą odebrać ten film?
AH: Dla Słowaków to postać historyczna, a nie jakiś bajkowy, komediowy mit. Oni już zrobili pięć filmów o Janosiku i jedną animację, więc nie są przywiązani do jednego bohatera. My mamy Kościuszkę czy Pułaskiego, a oni to naród chłopsko-pastersko-zbójniczy i ich jedynym bohaterem jest zbójnik! Zwłaszcza w czasach komunistycznych powstał o tam wiele marksistowskich interpretacji Janosika jako pierwszego komunisty, który zabierał bogatym i dawał biednym. Ale Słowacy są otwarci na nowe interpretacje i sądzę, że ten pierwszy Janosik całkowicie historyczny ich zaciekawi.
SŁ: Jako miłośnik dobrej telewizji nie mogę nie zapytać pań o serial „Ekipa”, który reżyserowałyście. To był właściwie w Polsce pionierski, trudny serial political fiction. Jak oceniacie, panie, ten eksperyment i czy można liczyć na jego kontynuację?
AH: Ten serial nie poszedł tak, jak byśmy chciały. Polsat okazał się trochę nieszczęśliwy ze swoim zwyczajem, żeby przerywać filmy 20 minutami reklam plus totolotek. A „Ekipa”, szczególnie dla polskiego widza, była serialem trudnym i wymagającym. Powinna była się znaleźć w bezreklamowej telewizji. Ale jesteśmy zadowolone z przygody twórczej i politycznej, i z ogromnej ilości entuzjastycznych reakcji. To była walka, bo zdjęcia trwały non stop przez 102 dni; niesamowity wysiłek, zwłaszcza że serial był na wysokim poziomie scenariuszowym, realizacyjnym i aktorskim. Ekipa filmowa mimo zmęczenia była nam jednak oddana, a polscy aktorzy są genialni!
KA: Ja uwielbiam pracować przy serialach, bo dają czas, żeby opowiedzieć o ludziach w tak całościowy sposób, w 20, 30 godzin, żeby pokazać ich przeżycia, wybory, złożoność. W serialu jest miejsce na... na...
AH: Proszę wybaczyć, ale gdy Kasia mówi o serialu, podnieca się tak, jak premier Tusk, gdy mówi o piłce nożnej ( śmiech). Polska publiczność telewizyjna jest rozleniwiona przez natłok przeciętnych telenowel i banalnych formatów, i trzeba dać jej kopa. I pewnie jeszcze spróbujemy to zrobić!
SŁ: Ą propos premiera Tuska i nowej ustawy o mediach publicznych. Pani Agnieszko, była pani gościem prezydenta Kaczyńskiego i namawiała go, by jej nie podpisywał. Kazimierz Kutz (PO) napisał w związku z tym napastliwy felieton porównujący panią do Wandy Jakubowskiej, komunistycznej reżyserki filmowej...
AH: Jego insynuacje, że wiszę u czyjejś klamki i że chcę zostać nowym prezesem TVP, są tak żenujące, że trudno na nie odpowiadać. To świadczy o kompletnym zaślepieniu albo kompleksie strasznym Kutza, sama nie wiem. Mam nadzieję, że to się stało w ferworze i że on się uspokoi. To człowiek, którego szanuję, znam go od wielu lat i lubię jego filmy. To wymienianie się listami w gazetach jest żałosne. Ja rozmawiam nie tylko z Kaczyńskim, z Kutzem też się chętnie spotkam i porozmawiam. Co do wizyty w pałacu prezydenckim, to wielokrotnie wyrażałam swoją opinię o polityce PiS i braci Kaczyńskich, kiedy byli u władzy. Prezydent Kaczyński nie jest politykiem, do którego jest mi blisko. Ale jako środowisko filmowe znaleźliśmy się w sytuacji, w której rządząca partia, PO, nie chciała z nami rozmawiać na temat zagrożeń dla mediów publicznych, zawartych w ustawach, które oni przyjęli. Natrafiliśmy z ich strony na ścianę, beton! Karty były w rękach prezydenta, wyraził ochotę konsultacji z przedstawicielami środowisk
twórczych, a ja odpowiedziałam, że jest to naturalnie możliwe. Prezydent Kaczyński, czy się go lubi, czy nie, jest demokratycznie wybranym prezydentem RP, więc kiedy chce ze mną rozmawiać, to ja z nim rozmawiam. Kutz zareagował, jakbym popełniła jakiś akt kolaboracji i poszła do namiestnika okupacyjnego. Zresztą to było interesujące spotkanie i weszło na pierwsze strony gazet, co wywołało wreszcie jakąś szerszą dyskusję i reakcję również ze strony partii, z którą Kutz jest związany. Mam pretensje do PO, bo myślę, że jej politycy mieli możliwość uratowania mediów publicznych, uwolnienia ich od politycznych nacisków, uniezależnienia od wpływów partyjnych i prymitywnej komercji. Mogły raz na zawsze zlikwidować sytuację, w której taki Farfał zostaje prezesem publicznej telewizji, a PiS i SLD czy inne kolejne partie zawłaszczają media – nasze wspólne dobro – dla siebie. Boję się, żeby wskutek tych wszystkich gier podjazdowych i gier interesów nie nastąpił koniec mediów publicznych w Polsce.
SŁ: Nad czym panie teraz będą pracować?
AH: Wbrew temu, co myśli Kutz, nie będę walczyć o fotel prezesa TVP. Za mało płacą (śmiech). Zrobiłam pilotowy odcinek serialu „Treme” dla amerykańskiej HBO. Pilot spotkał się ze świetnym przyjęciem i rozbudujemy go do pełnego metrażu. Nakręcę też odcinek finalny sezonu. Producentami są ludzie od słynnych seriali: „The Wire” i „Generation Kill”. Akcja „Treme” toczy się w Nowym Orleanie cztery miesiące po przejściu huraganu Katrina. To mozaika tamtejszej kultury w obliczu tragedii. Skończyłam też przeróbki scenariusza do filmu „Ukryci”, który pokazuje życie w kanałach we Lwowie w czasie II wojny światowej. To będzie koprodukcja niemiecko- -kanadyjsko-polska.
KA: W przyszłym roku zamierzam zacząć zdjęcia do filmu „Dumka”, o Polce, która jedzie do Czeczenii pomagać uchodźcom w czasie II wojny czeczeńskiej. Scenariusz napisał Filip Łobodziński. Będę także nagrywać operę Trelińskiego w Operze Narodowej.