Agnieszka Gozdyra: kim jest najbardziej kontrowersyjna dziennikarka Polsat News?
None
Tego o niej nie wiecie
Gozdyra, obok Durczoka, to dziś jedno z najgorętszych nazwisk w polskim dziennikarstwie. Wszystko za sprawą medialnego skandalu, jaki wybuchł po emisji ostatniego odcinka programu "Skandaliści", w którym Jerzy Urban wystąpił w stroju biskupa i palił na wizji papierosa. Nie tylko dziennikarze, ale przede wszystkim widzowie poczuli się zniesmaczeni tym, co zobaczyli na ekranie. Jak poinformował press.pl, do 9 marca br. do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji trafiło kilka skarg - zarówno mailowych jak i telefonicznych.
Zarząd Telewizji Polsat, mimo wysokich wyników oglądalności, zdecydował o zdjęciu z anteny kontrowersyjnego talk-show. Jak podają wirtualnemedia.pl, zawieszony w pełnieniu obowiązków został również Roman Kukielak, zastępca dyrektora Polsat News. Prowadząca i zarazem pomysłodawczyni programu "Skandaliści", Agnieszka Gozdyra, została wysłana na urlop.
Po tej decyzji niektórzy odetchnęli z ulgą, inni zaczęli zastanawiać się, kim tak naprawdę jest najbardziej zadziorna i bezkompromisowa dziennikarka stacji. Na jej twarzy rzadko pojawia się uśmiech, słynie z ciętego języka i nie uznaje półśrodków. Co jeszcze o niej wiemy?
AR/AOS
Wzór do naśladowania czy przeciwieństwo profesjonalizmu?
Niektórzy uważają ją za godną następczynię Moniki Olejnik. Dla innych jest pseudodziennikarką, która coraz chętniej z rozmów z politykami robi widowisko, któremu bliżej do telewizyjnego tabloidu niż do poważnej publicystyki. Oprócz słów zachwytu pod adresem prezenterki, jak grzyby po deszczu wyrastają na Facebooku takie strony jak np. "Wku**ia mnie Agnieszka Gozdyra". Tylko z jednym zgadzają się wszyscy: obok byłej prowadzącej program "Skandaliści" nie można przejść obojętnie. Ona sama nie przejmuje się jednak skrajnymi opiniami i w większości negatywnymi komentarzami pod swoim adresem.
- Krytykują mnie z miliona powodów. Bo jestem kobietą, bo jestem blondynką, bo nie boję się mówić, co myślę, bo idę w kontrze do konserwatywnej większości, a przede wszystkim dlatego, że nic sobie z tego nie robię, co strasznie ich denerwuje - stwierdziła z rozbrajającą szczerością.
Już w trakcie studiów na polonistyce na Uniwersytecie Warszawskim wyróżniała się spośród pozostałych studentów niezwykłą spontanicznością i zaradnością. Pewnego dnia po prostu stanęła w drzwiach znajdującego się w pobliżu uczelni Radia Kolor i zapytała wprost, czy nie potrzebują kogoś do pracy. Potrzebowali. Jej mentorem został Wojciech Cejrowski, który jako pierwszy wprowadzał ją w tajniki dziennikarstwa, co zważając na trudne charaktery obu gwiazd, łatwe nie było.
- Nasze pierwsze spotkanie w radiu było starciem, bo mi się wepchnęła w program. Jakieś pomyłki w rezerwacji studia i w rezultacie ja nagrywam, a Gozdyra pcha się na mój fotel. (...) Agnieszka pracowała za mną w radiu przez kilka następnych lat, kiedy prowadziłem poranne bloki. Nie musiała, ale lubiła przychodzić akurat do mnie. A ja nie musiałem jej zatrudniać, ale lubiłem tę małą wredną i konkretną osobę - mówił podróżnik w rozmowie z dziennik.pl.
Językowa wyrocznia, która marzyła o pracy w telewizji
W Radiu Kolor spędziła kolejnych jedenaście lat. To tam, pod czujnym i wymagającym okiem Cejrowskiego, uczyła się dziennikarskiego warsztatu. Najpierw pracowała jako serwisant, redagując informacje otrzymane z PAPu, a gdy nabrała doświadczenia, awansowała na szefową działu newsów.
Po ukończeniu studiów pomagała koleżance, zastępując ją na stanowisku nauczycielki języka polskiego w jednej z warszawskich szkół średnich. Jej zamiłowanie do ojczystego języka stało się później niemalże legendarne. Gdy tylko któryś z uczniów lub pracowników radia miał problem z gramatyką, ortografią czy składnią, bez zastanowienia zwracał się o pomoc do Gozdyry, która była w tej kwestii prawdziwym autorytetem.
Po ukończeniu kolejnych studiów, tym razem na kierunku Public Relations w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie, dziennikarka pracowała w "Życiu Warszawy". Nie było to jednak spełnienie jej marzeń. Brakowało jej adrenaliny i dreszczyku, który z pewnością towarzyszy występom przed kamerami. Po krótkim namyśle, rzuciła pracę za biurkiem i ruszyła na podbój telewizji.
Dostrzeżono w niej potencjał na nieustępliwą dziennikarkę
Najpierw trafiła do TVP, a później Telewizji Biznes, gdzie relacjonowała wybory parlamentarne w 2007 roku, zaprzysiężenie sejmu i przeprowadzała rozmowy z politykami. Kiedy otrzymała propozycję przejścia do Polsat News, nie wahała się ani chwili. Od razu przyjęła ofertę stacji, a wkrótce po tym została prowadzącą magazynów "To był dzień", "Rozmowa Wydarzeń" i "Tak czy nie".
- Szczerze mówiąc, niespecjalnie było się nad czym zastanawiać. Praca przy takim projekcie to gigantyczna szansa i wyzwanie. Miałam już na koncie doświadczenia radiowe i prasowe, także telewizyjne, bo pracowałam wcześniej w TV Biznes. Natomiast praca w kanale informacyjnym, który dopiero się rodzi - taka możliwość zdarza się raz w życiu. Bo to nie tylko kolejne doświadczenie zawodowe, ale i możliwość tworzenia czegoś od podstaw. Fajnie będzie kiedyś powspominać i pomyśleć "też tam wtedy byłam i miałam w tym swój udział". Podwójna satysfakcja - mówiła w rozmowie z serwisem cyfrowypolsatnews.pl.
Na wizji Gozdyra czuła się jak ryba w wodzie. Wreszcie poczuła, że robi to, co kocha najbardziej. Jednak jej pewność siebie, która niekiedy zakrawa na bezczelność, w połączeniu z rosnącą rozpoznawalnością, przysporzyła dziennikarce wielu problemów i skandali.
Chciała, aby w sieci wrzało - udało się
Medialnych afer w jej CV nie brakuje. Wystarczy choćby przypomnieć rozmowę transseksualisty Rafalali oraz Artura Zawiszy, jednego z liderów Ruchu Narodowego w prowadzonym przez nią programie "Tak czy nie". Po wyemitowaniu krótkiego felietonu, który wprowadził widzów w tematykę odcinka, Zawisza bez żadnych ogródek stwierdził, że jest zażenowany, że musi przebywać w studio z "tym czymś". Zirytowana Rafalala postanowiła ostro zareagować i rzuciła w polityka szklanką z wodą. Mokry gość w odwecie wykrzyczał, że "mamy do czynienia z męską dzi*ką, która za dwieście złotych za godzinę świadczy usługi seksualne", a ta określiła go "głupim człowiekiem, który kłamie na wizji". Zaskoczona całą sytuacją Gozdyra usiłowała uspokoić gości. Niestety, nic z tego. Rozjuszony Zawisza zarzucił dziennikarce, że "robi burdel ze studia telewizyjnego", po czym opuścił studio. Na głowę prowadzącej posypały się gromy.
- Można zrobić kulturalną debatę: gdzie jeden z gości mówi: "Ma pan rację panie profesorze", a drugi potakuje: "Tak, ma pan jeszcze większą rację panie doktorze". Ale to nie ten program. Naszym zamiarem jest pokazanie skrajnych punktów widzenia, chcemy też stawiać na inny zestaw gości niż u konkurencji - tłumaczyła później.
Niecałe pół roku później o prezenterce znów zrobiło się głośno. W styczniu br. gośćmi Gozdyry w "Tak czy nie" byli Michał Wiśniewski oraz Jarosław Jakimowicz. Być może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że celebryci mieli dyskutować na temat trwającego wówczas protestu lekarzy z Porozumienia Zielonogórskiego. Dlaczego właśnie oni? Prowadząca dyskusję uargumentowała fakt zaproszenia wokalisty i aktora do programu tym, że "każdy z nich był lub jest pacjentem". Wśród internautów od razu pojawiły się kpiące komentarze, sugerujące, aby do kolejnego odcinka zaprosić np. Natalię Siwiec i dowiedzieć się, co modelka myśli na temat polityki zagranicznej lub poznać zdanie Dody w sprawie bezpieczeństwa energetycznego i nuklearnego.
Ale to nie wszystkie wpadki, jakie ma na koncie Gozdyra.
Zmartwychwstanie Romana Dmowskiego
Podczas rozmowy, którą prowadziła z Januszem Korwin-Mikkem, doszło do sporego zgrzytu, który do dzisiaj uważa się za największą wpadkę dziennikarki.
- Twierdzę, że powinny być dwie partie narodowe, bo istnieją narodowi socjaliści i istnieją narodowi liberałowie tacy jak Taylor, Haydel, Dmowski czy Rybarski. Ci ludzie mogliby być spokojnie we Kongresie Nowej Prawicy - powiedział w studiu Polsat News polityk.
- Dlaczego nie są? Dlaczego nie są u pana? - dopytywała wyraźnie zaciekawiona Gozdyra.
Zdzwoniony Korwin-Mikke udał, że nie słyszał pytania i taktownie zmienił temat. Nie chciał bowiem wyprowadzać zaaferowanej dziennikarki z błędu, oznajmiając, że Roman Dmowski nie żyje. I to od 2 stycznia 1939 roku.
Nigdy nie daje za wygraną
Co jakiś czas szerokim echem odbijają się również posty publikowane przez prezenterkę na różnych portalach społecznościowych. Gwiazda Polsat News chętnie wchodzi w polemikę, zajadle broni swojego zdania i reaguje na każdą prowokację.
- Były sytuacje, w których przegięłam i są rzeczy, których żałuję. Ale na szczęście wyciągam wnioski. Już wiem na przykład, że nie ma co wdawać się w zbędne dyskusje z ludźmi, którzy chcą cię sprowokować, obrazić i sprawić, że odpowiesz w podobny sposób, by potem krzyczeć na całe gardło, że ktoś był wobec nich chamski - mówiła w rozmowie z dziennik.pl.
Za swoją niesubordynację już raz solidnie przypłaciła. Gdy na Twitterze zamieściła zdjęcia z obszernymi fragmentami artykułu Magdaleny Rigamonti z "Wprost" i wdała się w nieprzyjemną dyskusję z Michałem Majewskim, szefem działu śledczego we wspomnianym tygodniku, kierownictwo Polsat News na kilka dni zawiesiło ją w pracy. Po ostatnim odcinku programu "Skandaliści" wysłano ją na urlop.
Co dalej z karierą jednej z najbardziej kontrowersyjnych dziennikarek w Polsce? Oficjalnie wciąż nie wiadomo, ale sama zainteresowana z pewnością nie da tak łatwo za wygraną.
AR/AOS