Usłyszała, że jej czas już minął
W rozmowie z Krystyną Pytlakowską Młynarska przyznała, że w pewnym momencie poczuła, że staje się balastem dla TVP. Jeśli nie będzie dostosowywać się do tego, co zostanie jej narzucone, zostanie zepchnięta na boczny tor. Początkowo obawiała się, że jeśli tupnie nogą i przeciwstawi się szefom, nigdy już nie wróci na antenę, a jej obowiązki szybko przejmą inni - tym bardziej, że chętnych nie brakowało.
- Bardzo często chowałam prawdziwą siebie, udawałam kogoś innego. Bardzo to było frustrujące. Zaspokajałam oczekiwania innych, w tym moich szefów, a one nie zawsze były zgodne z moimi. Musiałam się naginać, udawać, dostosowywać. (...) Bałam się, że jeśli odmówię, to już mi nic więcej nie zaproponują. Nie to, że mnie wyrzucą, bo miałam etat, ale że będę niewidzialna, odsuwana od nowych programów, od nowych wyzwań. (...) Usłyszałam, że mój czas się skończył w TVP po 17 latach pracy. I, co ciekawe, powiedział to facet, który nie grzeszył dorobkiem telewizyjnym, w zdrowym wyglądzie przeszkadzała mu ciąża gastronomiczna, ale bardzo był z siebie zadowolony. Dotarło do mnie, że muszę szukać innego miejsca dla siebie, ale też zrozumiałam raz na zawsze, że nikt nie będzie mi mówił, gdzie się kończę, a gdzie zaczynam. To był zwrotny moment w moim życiu - mówiła na łamach "Vivy!".