Afera po finale Eurowizji. Ekspert mówi o zorganizowanej akcji

Tysiące komentarzy, memy, grafiki, opinie - po finale Eurowizji rozpętała się burza związana z werdyktem ukraińskiego jury, które nie przyznało Polsce punktów. Na początku było to zjawisko spontaniczne, ale bardzo szybko zostało przechwycone przez trolle, które zbudowały na jego podstawie kampanię dezinformacji. O tym, jak się to robi, a przede wszystkim - jak nie dać się oszukać, opowiada Paweł Terpiłowski z organizacji Demagog, zajmującej się weryfikowaniem informacji w internecie i diagnozowaniem kampanii dezinformacyjnych.

Kalush Orchestra z Ukrainy wygrali tegoroczną Eurowizję
Kalush Orchestra z Ukrainy wygrali tegoroczną Eurowizję
Źródło zdjęć: © getty images | GIORGIO PEROTTINO
Przemek Gulda

17.05.2022 | aktual.: 17.05.2022 14:31

Przemek Gulda, Wirtualna Polska: Jak i kiedy pojawiło się zjawisko dezinformacji dotyczącej finału Eurowizji?

Paweł Terpiłowski: Wszystko zaczęło się już w trakcie samego finału. Obserwujemy to zresztą co roku - to wydarzenie wywołuje wielkie zainteresowanie, które objawia się reakcjami publikowanymi na gorąco w internecie. Tak było i tym razem.

Ale na początku miało to chyba charakter organiczny i niezorganizowany?

Tak, oczywiście. Zaczęło się od spontanicznych komentarzy osób, które oglądały transmisję i krytykowały werdykt ukraińskiego jury. Ale już wtedy pojawiły się wątki, które potem, kiedy kampania zaczęła się rozkręcać, były mocno i skutecznie podbijane. Chodziło np. o poszerzanie narracji o antyukraińską retorykę: nie pisano o tym, że to jury nie przyznało punktów, ale że ogólnie Ukraina źle potraktowała Polskę.

Kiedy spontaniczne komentarze zmieniły się w regularną kampanię dezinformacyjną?

Wyraźnym sygnałem, że jedno przechodzi w drugie, było pojawienie się obok słownych komentarzy także memów i grafik. Przygotowanie czegoś takiego - nawet jeśli na początku nie były to "dzieła" zbyt wyrafinowane - zabiera jednak trochę czasu. To wymaga przygotowania, zaplanowania, czyli działań typowych dla kampanii prowadzonych przez trolle.

Wygląda to jak niemal podręcznikowa sytuacja, przy okazji której można budować kampanię dezinformacyjną. Co się na to składa?

Kilka elementów. Po pierwsze: popularność jakiegoś zdarzenia i silne emocje z nim związane. Połączenie tych dwóch kwestii tworzy idealny ekosystem do rozkwitu dezinformacji. Bardzo podobnie było w przypadku innej niedawnej sprawy: zabójstwa na Nowym Świecie. Tam również błyskawicznie pojawiły się duże emocje, podsycane na dodatek kolejnymi nagraniami, trafiającymi do internetu. Taka sytuacja powoduje, że wyłącza się krytyczne myślenie i chłodna ocena sytuacji.

Drugi powód to polityczne tło. Eurowizja od lat jest oceniana jako konkurs, w którym kwestie polityczne mają większe znaczenie niż artystyczne. A to zawsze podbija emocje. Warto przy okazji zwrócić uwagę na pewien paradoks - ci, którzy krytykowali upolitycznienie konkursu, wyrażali jednocześnie oczekiwanie, że Ukraina da Polsce dużo punków z wdzięczności, a więc z powodu, było nie było, politycznego.

Jakie są kolejne elementy, którymi żywią się kampanie dezinformacyjne?

Przepisy, które nie są do końca jasne i zrozumiałe. W tym przypadku dokładnie tak było. Nie wszyscy wiedzieli dokładnie, jak działa system przyznawania punktów podczas konkursu, na czym polega zadanie jury i jak ono pracuje. Na tym tle pojawiało się więc wiele przekazów, które nie miały nic wspólnego z prawdą. Trolle bardzo skutecznie potrafią żerować na niewiedzy. Bo ona powoduje niepewność, na którą odpowiadają podawaniem prostych odpowiedzi i rozwiązań. Ludzie bardzo chętnie je podchwytują i propagują jako swoje.

Co jeszcze jest potrzebne, żeby stworzyć skuteczną kampanię dezinformacyjną?

Element prawdy. Dezinformacyjna narracja nie może być całkiem fikcyjna, musi mieć jakieś zaczepienie w rzeczywistości. Strategia działania trolli jest taka, że pewne elementy danej sytuacji ukrywają, a inne mocno uwypuklają. Bazują więc na prawdzie, ale mocno nią manipulują.

Kalush Orchestra X Ochman - Stefania (Turin):

Jak duża była skala kampanii dezinformacyjnej przy okazji finału Eurowizji?

Spora, ale na pewno nie tak duża, jak w przypadku zabójstwa na Nowym Świecie. Ważnym elementem, który nie pozwolił na pełne rozwinięcie się tej kampanii, była bardzo szybka reakcja ze strony oficjalnych czynników - błyskawicznie pojawiło się dementi, szczegółowe wyjaśnienia. To z miejsca ucięło wiele wątków, na których chciały się opierać trolle.

Czego może uczyć ta sytuacja? Jak się bronić na przyszłość przed podobnymi kampaniami?

Bardzo ważna jest krytyczna ocena sytuacji i chłodne podejście do niej, zwłaszcza kiedy chodzi o coś, co potencjalnie może wywołać wielkie emocje. Trzeba wtedy spróbować nie dać się im ponieść, spojrzeć na wszystko w racjonalny sposób. Zadać sobie pytanie, czy to, co się dzieje, rzeczywiście jest oburzające, czy tylko komuś zależy, żeby tak to przedstawić. Inna fundamentalna sprawa, to oczywiście weryfikacja faktów, które wiążą się z daną sytuacją. Trzeba to robić za każdym razem.

Czy sprawa punktacji na Eurowizji okazała się papierkiem lakmusowym, pokazującym, że w Polakach tkwi jednak mocny potencjał antyukraiński, czy szerzej - ksenofobiczny?

Nie szedłbym tak daleko. Powiedziałbym raczej, że ktwi w nich mocny potencjał na poddawanie się dezinformacji. Było to świetnie widać przy okazji pandemii, kiedy można było zaobserwować wielką skuteczność kampanii dezinformacyjnych o charakterze antyszczepionkowym. Teraz znakomitym pretekstem jest wojna. Kiedy się skończy - pojawi się jakiś kolejny gorący temat, który będzie świetnym przyczynkiem do dezinformacji i polaryzowania dyskursu.

Przemek Gulda, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie