"A teraz łączymy się z Moskwą". Tak rosyjska dezinformacja działa we włoskich mediach
Przez lata Silvio Berlusconi był najlepszym kumplem Putina. Czy to dlatego włoska telewizja daje tak dużo czasu antenowego prokremlowskim propagandystom? Niektóre stacje zapraszają ich tak często, że niedawno powołano komisję, mającą zbadać wpływ rosyjskiej dezinformacji na Włochów. Są też dziennikarze, którzy zaczęli odmawiać pokazywania się obok kremlowskich trolli, przerywając nawet programy na żywo. Problem jest duży.
17.06.2022 | aktual.: 17.06.2022 10:55
Media światowe zmuszone są cytować rosyjskich polityków: Władimira Putina, Siergieja Ławrowa czy Dmitrija Pieskowa, rzecznika Kremla. Czasem cytowany jest rzecznik ministerstwa obrony – Igor Konaszenkow. Ale raczej nie do pomyślenia jest, żeby oddawać czas antenowy największym putinowskim sługusom, którzy stanowią kwintesencję rosyjskich kłamstw, dezinformacji i manipulacji.
Ale nie we Włoszech. W tamtejszej telewizji (stacja La7, siódemka) wypowiadali się ostatnio Maria Zacharowa - rzecznika rosyjskiego MSZ - oraz dziennikarz stacji Rossija1 Władimir Sołowiow. To ludzie Putina, piewcy jego rządów, kłamcy, opowiadający brednie o Ukrainie, Zełenskim, Polsce czy NATO. Włochom to nie przeszkadza. Zacharowa i Sołowiow łączyli się z Rzymem prosto z placu Czerwonego.
Włoski dziennikarz, Alessandro Sallusti, którego zaproszono do tego samego programu, powiedział w pewnej chwili: "Nie będą występował jako listek figowy między dwójką tych dupków". Po czym wyciągnął słuchawkę z ucha i odmówił dalszych wypowiedzi.
Ta gwałtowna reakcja Sallustiego odbiła się we Włoszech szerokim echem. Jak pisze Silvia Borrelli z dziennika "The Financial Times", fragment programu stacji La7 stał się hitem w mediach społecznościowych i wywołał ogólnonarodową dyskusję na temat skali rosyjskiej dezinformacji we włoskich mediach.
Oczywiście dopuszczanie Rosjan do głosu odbywa się w imię obiektywizmu, przedstawiania racji obu stron i rzetelności dziennikarskiej. Jak jednak mówić o rzetelności, skoro Kreml kłamie od rana do nocy od 24 lutego, opowiadając bzdury o niosącej pokój "specoperacji", która "wyzwala" ludność cywilną Ukrainy.
Z Wołodią na Sardynii
Już za czasów ZSRR Moskwa aktywnie wspierała włoskich komunistów. Ale fascynacja Moskwą przetrwała w Rzymie rozpad ZSRR. Gdy premierem (przez cztery kadencje) był Silvio Berlusconi, jego zachwyt Putinem przybierał rozmiary karykaturalne.
Berlusconi to ekscentryczny milioner, były właściciel klubu AC Milan oraz trzech ważnych kanałów telewizyjnych (imperium Mediaset) i gazet, takich jak "Il Giornale". Jako premier miał przemożny wpływ na państwową telewizję RAI. Jak wyliczali eksperci, w pewnym momencie Berlusconi mógł mieć wpływ na informacje docierające do 90 procent odbiorców mediów we Włoszech. Specjalnością jego stacji był tzw. infotainment, czyli sprzedawanie "informacji" jako taniej, płytkiej rozrywki.
Berlusconi nie krył się ze swoją fascynacją Putinem. Panowie odpoczywali razem po trudach rządzenia w willi Włocha na Sardynii. Dzieci Berlusconiego wołały na prezydenta Rosji wujcio Wład, a dla córek Putina Berlusconi był wujaszkiem Silvio. Berlusconi, jako jedyny z czołowych polityków europejskich, pojechał na zajęty przez Rosjan Krym. Putin oprowadzał wtedy Berlusconiego po krymskich winnicach. Rosyjski prezydent miał poczęstować swojego włoskiego przyjaciela butelką hiszpańskiego wina z 1775 r. wartą… 80 tys. euro.
Dopiero niedawno, po ujawnieniu masakry w Buczy, Berlusconi zdobył się na słowa potępienia dawnego przyjaciela: - Poznałem Putina 20 lat temu, zawsze wydawał mi się człowiekiem o wielkim poczuciu zdrowego rozsądku, człowiekiem demokracji, człowiekiem pokoju. Niestety, okazało się, że nim nie jest, całkowicie się myliłem. Jestem rozczarowany i zasmucony.
Trochę późno na to przebudzenie.
Kremlowska lista płac
Przez lata włoskie media – w tym te skupione w rękach Berlusconiego - były więc przychylne Putinowi i Rosji.
A teraz, po ataku na Ukrainę? Premier Włoch Mario Draghi próbuje uniezależnić kraj od rosyjskiego gazu i zajmuje proukraińskie stanowisko. W czwartek (16 czerwca) premier Draghi, kanclerz Niemiec Olaf Scholz i prezydent Francji Emmanuel Macron wybrali się nawet w podróż do Kijowa.
Mimo to część włoskich mediów dalej pozwala prokremlowskim propagandystom z Moskwy i Rzymu mówić, że rosyjska armia nie zabija cywilów, Rosja została sprowokowana przez "nazistów", a winni wszystkiemu są tak naprawdę NATO i USA.
Głosy te padają przede wszystkim w programach publicystycznych i debatach typu talk show. W telewizji Berlusconiego Siergiej Ławrow opowiadał np. o tym, że na Ukrainie rządzą faszyści, a przy okazji powiedział, że... "we krwi Hitlera płynęła żydowska krew".
Włoski dziennikarz Toni Capuzzo uznał, że masakra w Buczy to wyreżyserowana ustawka i ogłosił to publicznie. Pewien włoski naukowiec wzywał Ukrainę do poddania się.
Rzetelni dziennikarze protestują. Alessandro Sallusti: - Co innego spierać się z Rosjanami o fakty, a co innego wysłuchiwać ich kłamstw, wymówek i oskarżeń pod adresem Zachodu oraz opowiastek o wielkości Matuszki Rosji. Najwidoczniej jednak dla tych Włochów, którzy są przeciwko Unii Europejskiej, Putin jest sojusznikiem.
Dalsza część tekstu pod materiałem wideo.
Analityczka Nathalie Tocci, cytowana przez "The Financial Times": - Nie wiemy, ilu z powielających kłamstwa włoskich dziennikarzy to pożyteczni idioci, a ilu jest po prostu na liście płac Kremla.
Zbada to parlament
Tradycyjnie już rosyjska propaganda daje wymierne efekty. Tak było w innych krajach, gdzie działały rosyjskie służby, tak jest też w Italii. Według badań cytowanych przez portal Politico jedynie 30 procent Włochów uważa, że należy nadal dozbrajać Ukrainę NATO-owską bronią.
Nic więc dziwnego, że sprawą rosyjskiej dezinformacji zajęła się właśnie specjalna komisja włoskiego parlamentu ds. bezpieczeństwa (nazywa się Copasir). Zbada ona, kto i jak rozsiewa dezinformację i jaki wpływ ma ona na włoskie społeczeństwo.
Andrea Romano, poseł Partii Demokratycznej, członek komisji, powiedział w serwisie Politico: - Rozsiewanie dezinformacji to część strategii militarnej Rosji. Reżim Putina jest w tej materii bardzo aktywny. Potrafi zasiewać wątpliwości, dezorientować odbiorców, przenikać z kłamstwami do debaty publicznej. Nie można na to przymykać oczu.
Dlaczego nie można dawać przestrzeni do dyskusji rosyjskim propagandystom?
Romano: - Przecież nie zaprosilibyśmy na debatę o Holokauście z jednej strony Anny Frank, a z drugiej Goebbelsa.
Sebastian Łupak, dziennikarz Wirtualnej Polski