"365 dni". Ostro podsumował nr 1 Netfliksa w Polsce. Bardzo ostro
- Słuchajcie, dawno nie widziałem tak złego filmu. Takiego paszkwilu filmowego - mówi Marcin Łukański z vloga Na Gałęzi. Nie da się ukryć, że o filmie "365 dni" nie ma on nic dobrego do powiedzenia.
"365 dni" Blanki Lipińskiej odniosło najpierw sukces w księgarniach (książki dalej są na listach "top"), a potem w kinach. Film przyciągnął do kin ponad 1,6 mln widzów, bijąc rekordy tego roku. Jeśli pandemia potrwa dłużej, to film na podstawie powieści Blanki będzie najlepiej oglądanym filmem 2020 r. w Polsce. Wszystko wskazuje, że właśnie tak się stanie. Ale tak jak film i książki mają rzeszę fanów, to nie brakuje też krytyków.
Erotyk od 1 kwietnia można oglądać na Netfliksie. Premiera na popularnej platformie sprawiła, że w sieci zaroiło się od kolejnych recenzji.
Ostro o filmie Barbary Białowąs wypowiedział się Marcin Łukański, który na YouTube prowadzi kanał "Na Gałęzi". Film widziało już ponad 70 tys. osób; a Łukański w sumie może się pochwalić gronem ponad 350 tys. subskrybentów (dla porównania Blanka Lipińska ma blisko 450 tys. obserwatorów na Instagramie).
Łukański, który jest operatorem i montażystą, krok po kroku rozprawia się z filmem.
- Jest mi żal wszystkich twórców, którzy starają się wykrzesać coś, co nazywa się sztuką, którzy myślą, dumają nad swoimi filmami. Gdyby film "365 dni" zrealizowali studenci pierwszego roku filmówki, zostaliby zjechani - komentuje.
Wylicza, że film jest poszatkowany, nie ma w nim fabuły, a bohaterów nic a nic nie łączy.
- Problemem nie są sceny seksu. Seks jest czymś normalnym i ja bym się nad tymi scenami nie pastwił. Problemem jest to, że nic absolutnie nie prowadzi do tych scen seksu. Gdyby emocje się nawarstwiały, czuć było ogień, zmianę bohaterów, dałoby się poczuć naturalność i to, że są wynikiem jakiejś chemii między bohaterami - punktuje.
Zwraca dość celnie uwagę, że sceny seksu przeplatane są ujęciami, jak Laura i Massimo chodzą po ulicach, po klubach, po sklepach i niewiele więcej się dzieje. "365 dni" mogło być ciekawą historią, która pokazuje niewygodną dla widza relację. Nie pastwi się nad założeniami "365 dni", ale nad realizacją tej opowieści.
Jego zdaniem aktorzy mieli do wykonania najtrudniejszą pracę, bo twórcy nie dali im materiału, nad którym mogli pracować. Przez ułomność scenariusza są jak lalki albo roboty. - W tym filmie w ogóle nie ma relacji międzyludzkich - komentuje.
Całą opinię Łukańskiego możecie zobaczyć w poniższym materiale:
Od momentu publikacji "365 dni" na Netfliksie, film zajmuje pierwsze miejsce wśród 10 najczęściej oglądanych produkcji w Polsce. Trudno się dziwić. Film narobił sporo szumu w sieci, pojawiło się dużo kontrowersji (podbijanych przez krytyków). Sami możecie zobaczyć i ocenić. Pandemia trwa, więc to jeden z tych filmów, które można nadrobić, nudząc się w domowej kwarantannie.