Trwa ładowanie...
d6gvbec
ekranizacja
08-12-2009 13:38

2009: Ekranizacje komiksów

d6gvbec
d6gvbec

Największa porażka roku

"X-Men Origins: Wolverine"

Fot. Imperial CinePix

d6gvbec

Miało być pięknie. Po bardzo dobrze przyjętym cyklu ,,X-Men" (którego druga część jest dziś uznawana za dowód na to, że można nakręcić dobry film o mutantach) wszyscy spodziewali się naprawdę wiele. Zwłaszcza, że głównym bohaterem miał zostać uwielbiany przez tłumy Wolverine. Dlaczego więc się nie udało?
Być może dlatego, że postanowiono namieszać w komiksowym oryginale sięgając po historie tak od siebie odległe jak Origins i Weapon X. W efekcie powstała bezsensowna fabuła, idiotyzmy której naprawdę trudno zignorować.
Być może dlatego, że zgwałcono postacie drugoplanowe. Poza Loganem w filmie pojawia się cała kupa innych mutantów, i niemal wszyscy zostali w jakiś sposób skrzywdzeni. Oczywiście największe szkody wyrządzono bardzo popularnego Deadpoolowi, ale oberwało się też choćby Sabretoothowi - jednej z najbardziej znanych postaci negatywnych w uniwersum Marvela.
A być może zawinił całkowity brak szacunku, jaki okazano widzowi. No bo przecież rozumiemy, że to film o niezniszczalnym, zmutowanym kolesiu i jego niezniszczalnych, zmutowanych kompanach, ale litości! Po co Rosomakowi pazury, skoro w filmie nie ma ani kropli krwi?!

Nowa klasyka

"Strażnicy"

Fot. UIP United International Pictures

d6gvbec

O ile po ,,X-Men Origins: Wolverine" wszyscy spodziewali się bardzo wiele, o tyle ekranizacji ,,Strażników" Dave'a Gibbonsa i Alana Moore'a bali się nawet najwięksi optymiści. Do tej pory uważano, że dzieła Moore'a są nieprzekładalne na język filmu. Przecież wcześniej rozczarował ,,V jak Vendetta", a ,,Liga Niezwykłych Dżentelmenów" do dziś budzi to krępujące uczucie zażenowania, które każe nam pomyśleć chwilkę, zanim przyznamy się komuś, że lubimy komiksy.
Ale Zackowi Snyderowi się udało. Przede wszystkim dlatego, że pozostał tak wierny oryginałowi jak to możliwe, a jednocześnie nie bał się zmienić kilku scen, tak by lepiej pasowały do medium filmowego (największą z tych zmian jest zakończenie, które w oryginale było bardzo komiksowe).
Dzięki tej wierności ,,Strażnicy" mogą się wydawać filmem nieco niedzisiejszym - zbyt długim, przytłaczająco ponurym i mocno przegadanym - ale przecież tak samo niedzisiejszy wydaje się być dzisiaj komiksowy oryginał. Najważniejsze zaś, że Snyderowi udało się uchwycić ducha oryginału i zadać te same, poważne pytania dotyczące idei superbohatera - jednej z najbardziej komiksowych idei wszech czasów.

Zupełnie niepotrzebny sequel

"Transformers II: Zemsta upadłych"

Fot. UIP United International Pictures

d6gvbec

(tak wiemy, że najpierw były zabawki)
Pierwsza część Transformersów miała w sobie wszystko, czego oczekujemy od porządnego kina rozrywkowego. Mnóstwo udanych żartów, całe tony zapierającej dech w piersiach akcji, świetnie zarysowane postacie i niesamowitą Megan Fox. I wszystko byłoby dobrze, gdyby druga część była po prostu ulepszoną poprzedniczką. Niestety, Michaelowi Bayowi - największemu szpanerowi w Hollywood - to nie wystarczyło. I nakręcił niemiłosiernie długi film przepełniony głupotą, patosem i amerykańskimi wartościami.
W efekcie Transformers II to film męczący i, w pewnych momentach, żenujący. Za długi, za głośny, zbyt efekciarski i nieśmieszny (dominuje poczucie humoru na poziomie małego, złośliwego robota kopulującego z nogą Megan). A niektóre jego sceny (główny bohater odwiedzający zaświaty, czy pochłaniający piasek Devastator) na zawsze pozostaną w naszej pamięci. Przed premierą każdego filmu komiksowego będziemy się modlić, by jego twórcy nie wpadli na coś równie głupiego.

*Najstraszniejszy film roku *

"Koralina i tajemnicze drzwi"

Fot. UIP United International Pictures

d6gvbec

(tak, wiemy, że wcześniej była powieść, ale Neil Gaiman jest stuprocentowym komiksiarzem, a na podstawie książki powstał też komiks)
,,Koralina" Gaimana udowadnia, że dzieci można traktować jak dorosłych. Opowiadać im poważne, głębokie historie z kilkoma warstwami, z wiarą, że je zrozumieją. Na szczęście tą samą ścieżką poszedł twórca animowanej adaptacji ,,Koraliny" - Henry Selick. Jego film nie obraża młodego widza. Podchodzi do niego z powagą, nie straszy go prostymi sztuczkami, lecz powoli, misternie buduje przerażającą atmosferę, której nie powstydziliby się mistrzowie kina grozy dla dorosłych.
,,Koralina" to jeden z tych filmów, które zakradają się za nasze plecy i choć czekamy na to, by krzyknęły ,,bu", one tego nie robią. Wiedzą, że o wiele gorsze jest czekanie na grozę niż jej ujrzenie.
Selick całymi garściami czerpie ze stylistyki filmów Tima Burtona. Jego postacie są pokracznie chude, a lokacje groteskowo sztuczne. Jednak za tą umownością kryje się przerażająca prawda o tym, czego się naprawdę boimy.

*Najnudniejszy film sezonu *

"Surogaci"

Fot. Forum Film

d6gvbec

Bardzo trudno nakręcić nudny film na podstawie komiksu. Co jak co, ale w historyjkach obrazkowych zazwyczaj nie brakuje akcji. A jednak twórcom ,,Surogatów" się udało. Ich film nie jest nawet zły - ma sensowną fabułę, nienajgorsze efekty specjalne i niezłe aktorstwo. Ale nie ma dramaturgii. W efekcie widzowi jest wszystko jedno jak się zakończy. Nie obchodzi go los Bruce'a Willisa ani konflikt między surogatami i tymi, którzy się ich wyparli. Film jest tak nudny, że nie zadajemy sobie nawet pytania o to, dlaczego mając do wyboru wszystkie ciała tego świata Willis wybrał siebie, tylko z włosami. Po prostu mamy to gdzieś.
Nic więc dziwnego, że po seansie nie pamiętamy ani jednej dobrej sceny, a film szybko trafia do umysłowej szufladki z napisem ,,że co?".

Najbardziej rozrywkowy

"G.I. Joe"

Fot. UIP United International Pictures

d6gvbec

To, czego zabrakło w nowych ,,Transformersach" nieoczekiwanie znalazło się w ,,G.I. Joe". I ku zaskoczeniu wszystkich, okazało się, że film o zabawkowych żołnierzykach, o których marzyliśmy będąc dziećmi, może dawać całkiem dużo satysfakcji. Przede wszystkim dzięki temu, że nie udaje niczego czym nie jest. Nikt tu nie mówi o wielkich sprawach, nikt nie sprzedaje nam mistycznych bzdur na temat kosmicznego pochodzenia wielkich robotów zmieniających się w modne samochody, a na ekranie dzieję się akurat tak dużo by bawić, a nie nużyć. W efekcie powstał film bezpretensjonalny, zabawny, szybki i prosty. A przecież dokładnie o taki film chodziło.

*Najbardziej pretensjonalny *

"Spirit"

Fot. ITI Cinema

(film światową premierę miał pod koniec 2008 roku, do Polski dotarł jednak w styczniu 2009)
Otumaniony sukcesem doskonałego ,,Sin City" Frank Miller postanowił sam stanąć za kamerą i stworzyć film na podstawie kultowego komiksu sprzed lat. Nie przewidział jednak, że stylizacyjne szaleństwo nikogo już po ,,Sin City" nie zaskoczy, a pretekstowa fabułka nie da rady udźwignąć filmu. Zabrakło mu też poczucia humoru, by całą konwencję wyśmiać i postanowił nakręcić poważny film o Mieście i jego Duchu.
Wyszedł ciężkostrawny potworek, który śmieszy zamiast straszyć. Millerowi nie udało się nic z tego, co wyszło Rodrigezowi. Jego bohaterowie nie są twardzi, tylko groteskowi. Bohaterki nie są seksowne, tylko wulgarne. Nadymana narracja z offu wywołuje nieoczekiwane wybuchy śmiechu, a całość ratują tylko prześmieszny Samuel L. Jackson i przeseksowna Scarlett Johansson. Gdyby nie oni ,,Spirit" byłby filmem całkowicie nieudanym. Dzięki nim jest tylko spektakularną porażką.

Najbardziej spóźniony

"30 dni mroku"

Fot. Kino Świat

Wiele złego napisano o tym filmie. Że krwawy, że głupi, że przewidywalny i niedorównujący komiksowemu pierwowzorowi. Jeżeli jednak zapomnimy o pewnych jego minusach pozostaje naprawdę porządnie zrealizowane kino klasy B. Filmowym ,,30 dniom mroku" udało się oddać to co najważniejsze w komiksie - połączenie bardzo klasycznego horroru z krwawą jatką w wampirzym wykonaniu. Film potrafi przestraszyć, a jego oglądanie nie sprawia bólu. A to już bardzo dużo jak na ekranizację komiksu.
My jednak chcielibyśmy zadać sobie pytanie, dlaczego obraz David Slade'a trafił do Polski dopiero po 2 latach? Amerykanie mogli go oglądać już w 2007 roku. Wszyscy komiksowi fani z pewnością znaleźli sposób, by przez 2 lata zobaczyć ekranizację ich ulubionego albumu. Dla kogo więc sprowadzono ten film?

Po prostu najgłupszy

"Dragon Ball Evolution"

Fot. Imperial CinePix

Przenoszenie historii o Smoczych Kulach na język filmu to ryzykowny pomysł. No bo jak w filmowej konwencji opowiedzieć o potężnych (acz niskich i czasami łysych) wojownikach, przemieniających się w gigantyczne małpy i poszukujących siedmiu magicznych kul, które mają ocalić świat przed najazdem zielonego Szatana. Czasami po prostu lepiej, by niektóre komiksy pozostały komiksami. Szkoda, że nie pamiętali o tym twórcy ,,Dragon Balla".
Ich dzieło to najprawdopodobniej jeden z najgłupszych filmów ostatnich lat. Pozbawione humoru i magii oryginału, proponuje w zamian jedynie bezsensowną (i rozczarowująco mało efektowną w porównaniu do oryginału) rąbankę i tanie efekty specjalne. Całość zaś umoczono w nieznośnym sosie amerykańskiego kina dla nastolatków, które na odległość śmierdzi serialami w stylu ,,Beverly Hills" (to samo zresztą stało się z najnowszym ,,Star Trekiem" - zupełnie niezrozumiale docenianym przez fanów i część krytyki).
Gdyby nie to, że na naszej liście znalazł się już "Wolverine" i ,,Spirit", ,,Dragon Ball Evolution" zasłużyłby na miano porażki roku.

Słaby głos Europy

"Largo Winch"

Fot. Kino Świat

Jedyny film na naszej liście wyprodukowany w Europie. Szkoda tylko, że Francuzi zapomnieli skąd pochodzą i zapragnęli nakręcić film w amerykańskim stylu. I jak to zwykle w takich wypadkach bywa, ,,Largo Winch" wygląda jak ubogi krewny Jasona Bourne'a i Jamesa Bonda. Brak mu ich zdecydowania (w przypadku Bourne'a), stylu (w przypadku Bonda) i budżetów. Ale nie jest tak źle jak można by się spodziewać. Film, mimo swoich oczywistych wad, niepozbawiony jest tempa. Ogląda się to przyjemnie i bez bólu, a kilka scen potrafi miło zaskoczyć swoim rozmachem.
Jednak naprawdę ważne pytanie, jakie powinno paść przy okazji ,,Largo Winch" brzmi: ,,Kiedy europejska kinematografia doceni komiksy, tak bardzo jak amerykańska?". Przecież nie mamy się czego wstydzić. Mamy nie tylko ,,Asteriksa" i ,,Persepolis". Mamy też fantastycznego ,,Thorgala", mamy spiskowe ,,XIII" (fatalny miniserial z Valem Kilmerem się nie liczy), mamy niezłą ,,Skargę Utraconych Ziem" i niesamowitego, kultowego ,,Szninkla". Wystarczy tylko sięgnąć. My czekamy!

d6gvbec
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d6gvbec