"Lokatorzy": Olga Borys o telewizyjnej karierze, życiu prywatnym i rozbieranej sesji
Gdy pod koniec lat 90. Olga Borys po raz pierwszy pojawiła się na ekranie, była objawieniem polskich seriali komediowych. Urocza blondynka o ogromnym temperamencie podbiła serca widzów. Dzięki roli w hicie TVP na dobre zagościła na ekranie. W kolejnych latach oglądać ją można było w najpopularniejszych rodzimych telewizyjnych hitach. A co dziś u niej słychać? W wywiadzie dla Wirtualnej Polski artystka powróciła wspomnieniami do produkcji sprzed lat. Uchyliła też rąbka tajemnicy dotyczącego życia prywatnego. Aktorka wyjawiła, czy żałuje, że zgodziła się na rozbieraną sesję. Doniesienia o tym, że poddała się operacji powiększenia biustu były prawdziwe?
Poznaliśmy panią jako Zuzię z serialu "Lokatorzy". Widzowie pokochali nieco zakręconą bohaterkę o charakterystycznym śmiechu. Czy zdarza się, że ludzie zaczepiają panią, wspominając ulubienicę sprzed lat?
- Tak, zdarza się. Tym bardziej, że serial ten jest często powtarzany przez telewizję publiczną na różnych kanałach. Widzowie go oglądają i lubią. Serial "Lokatorzy" był pionierem gatunku, może dlatego jest tak interesujący nawet dla młodych widzów, których wtedy jeszcze nie było na świecie, a teraz oglądają go z zaciekawieniem...
Na co dzień i przed kamerami rozpiera panią energia. Czy nie było obawy, że zostanie pani zaszufladkowana w jednej roli?
- Młody aktor, który rozpoczyna swoją przygodę z zawodem, cieszy się z każdej ciekawej roli, zwłaszcza w tak dużej produkcji jak "Lokatorzy". Nie ma wtedy miejsca na obawy, że zostanie się zaszufladkowanym. To była fajna, duża rola. Serial cieszył się ogromną popularnością, oglądalność sięgała 7 mln widzów, więc byłam zadowolona, że od razu po skończeniu studiów dostałam taką ciekawą propozycję pracy. A moja energia tylko mi pomagała, bo Zuzia też była energiczna, spontaniczna, radosna.
W kolejnych latach mogliśmy panią oglądać przede wszystkim w telewizyjnych produkcjach. Czy jest taka, którą wspomina pani wciąż z nostalgią lub taka, o której chciałaby zapomnieć?
- Wszystkie swoje role wspominam dobrze. Zawsze staram się rzetelnie podchodzić do pracy jaką wykonuję, dlatego też nie mam się czego wstydzić. Nie mam ochoty zapominać o nawet najdrobniejszych rolach, jakie zagrałam w swoim życiu. A wyjątkowo miło wspominam kilka z nich. Chociażby "Gwiazdy tańczą na lodzie". Program ten kosztował mnie bardzo dużo wysiłku, zaangażowania, determinacji, czasu... Podjęłam się czegoś, czego przedtem nie robiłam, czyli nauczyłam się nie tylko jeździć na łyżwach, ale też tańczyć na nich. To była wspaniała przygoda i wyzwanie. Bardzo dobrze wspominam serial "Galeria", który kręcony był we Wrocławiu. Pochodzę z tego miasta, więc po zdjęciach miałam okazję spędzać czas z rodziną i przyjaciółmi.
Gra pani nie tylko w serialach, ale także w teatrze. Kilka lat temu wielkie poruszenie wywołała pani rola w spektaklu "Love Boutique", w którym zaprezentowała się pani na scenie w seksownej bieliźnie. Media oszalały! Mówiło się, że pełniejsze kształty to efekt operacji powiększenia biustu. Ile było w tym prawdy?
- Pełniejsze kształty nie zawsze są wynikiem operacji plastycznych. Jak się za dużo je, to też ma się pełniejsze kształty (śmiech). Teraz już nie mam takich pełnych kształtów i to też nie jest zasługa operacji. W spektaklu miałam obcisły gorset, który podkreślał biust. Poza tym nikt nie zwrócił uwagi, że w pierwszej części spektaklu miałam "normalny" biust, a w drugiej części już "imponujący". Zawdzięczam to garderobianej, która mi mocno gorset dociskała.
(Fot. ONS)
Czy plotki na swój temat sprawiają pani ból? A może nie przejmuje się pani sensacyjnymi doniesieniami brukowej prasy i portali?
- Zupełnie się tym nie przejmuję.
W 2004 roku zdecydowała się pani na sesję w "Playboyu". Czy dziś znów podjęłaby pani tę samą decyzję?
- Wtedy nie miałam dziecka, byłam młodsza i nie musiałam się zastanawiać, co powie moja córka, a co jej koledzy w szkole. Teraz nie mam powodu do puszenia się, do karmienie swojej próżności. Wtedy z Wojtkiem podjęliśmy decyzję na "tak" i nie żałuję tego.
Był już "Taniec na lodzie", czy teraz czas na parkiet? Chciałaby pani znów zaprezentować swoje umiejętności na oczach milionów widzów? A może to już przeszłość, do której lepiej nie wracać?
- Do takiego show trzeba mieć czas, a ja tego czasu teraz nie mam. Gdy trenowałam do programu "Gwiazdy tańczą na lodzie", osiem godzin spędzałam na treningach. Wiem, że z tańcem byłoby tak samo. Aby pokazać półtorej minuty tańca na ekranie, trzeba poświęcić mnóstwo godzin na trening. Nie mam na to czasu teraz. Absorbują mnie studia doktoranckie, praca, spektakle wyjazdowe.
Wraz z mężem, Wojciechem Majchrzakiem, od lat tworzy pani zgrane małżeństwo. Jak się żyje u boku aktora? Czy wykonywanie tego samego zawodu stawia dodatkowe wyzwania?
- Właśnie za chwilkę będziemy obchodzili 19-lecie naszego małżeństwa! Bycie w związku z aktorem to tylko ułatwienie. Rozumiemy się w pół słowa. Nie są problemem nasze zobowiązania zawodowe, wyjazdy, dłuższe próby, wieczorne aktywności. Poza tym wspieramy się, pomagamy sobie wzajemnie, uzupełniamy się.
Jesteście wybuchową parą?
- Wybuchowa jestem ja, Wojtek jest absolutnie cierpliwy i mądry w swoich reakcjach.
Czy myśleli Państwo kiedyś, by iść w ślady Katarzyny oraz Cezarego Żaków i pojawiać się wspólnie na ekranie? Razem w życiu i na planie - to idzie w parze?
- Mieliśmy już taką próbę, ale z różnych przyczyn nie trwała ona długo. Wiemy, że potrafimy ze sobą pracować i jak zdarzy się taka okazja, to nie widzimy przeciwwskazań.
Pani mąż uważany jest przez wiele kobiet za jednego z najprzystojniejszych polskich aktorów. Na ekranie obsadzany jest w rolach mężczyzn, dla których płeć piękna traci głowę. Poczuła pani kiedyś ukłucie zazdrości?
- Nie, jesteśmy za długo razem, bym była zazdrosna. Mnie rozpiera duma, że mam takiego przystojnego męża.
(Fot. Akpa)
Czy państwa córka, Mira, chciałaby także spróbować swoich sił w aktorstwie? Marzy, by iść w ślady rodziców czy wręcz przeciwnie?
- Wręcz przeciwnie, dzięki Bogu! Mira twierdzi, że nigdy nie będzie aktorką. Ale planów, co będzie robiła w przyszłości, nie ma jeszcze sprecyzowanych. Jest uzdolniona sportowo, bardzo dobrze się uczy, co mnie cieszy. Zobaczymy.
Mira jest bardziej córusią mamusi czy tatusia? Do kogo jest podobna?
- Oczywiści tatusia, ale to chyba taka prawidłowość. Jeśli chodzi o wygląd to jest mieszanką. Mira ma oczy duże, ale nie tak okrągłe jak moje. Nie ma taż okrągłej buzi jak ja. Ma piękny kształt owalny twarzy, kształtną czaszkę po Wojtka rodzinie. Temperamencik ma mój, ale wrażliwość Wojtka.
Czego nie wiemy o Oldze Borys?
- Jestem kawoszem. Uwielbiam kawę pięciu przemian, piję jej bardzo dużo, około litra dziennie. Ta kawa specjalnie gotowana z przyprawami. Doskonale na mnie działa, jest zdrowa, regulująca, dająca harmonię. Opisywałam rytuał jej parzenia na swoim blogu. Ale gdy jestem w pracy, czy na spotkaniach to nie gardzę także kawą z ekspresu. Uwielbiam kawę!