"Love Island": nowe show Polsatu. Łzy i seks przed kamerami
W polskiej telewizji pojawi się program "Love Island", który w Wielkiej Brytanii jest prawdziwym fenomenem. Egzotyczna wyspa, pół tuzina seksownych dziewczyn i kilku napakownych chłopaków. Nie znalazłeś swojej pary? Wylatujesz.
18.04.2019 | aktual.: 18.04.2019 17:49
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Polsat profiluje się jako telewizja rodzinna, więc to całkiem zrozumiałe, że jesienią wyemituje program o miłości. Bo w końcu jak inaczej nazwać format, w którym 6 seksownych kobiet i mężczyzn zamknie się w luksusowej willi, by połączyć się w pary. Ich randki przy winie, dramaty oraz namiętne uniesienia w sypialni, będziemy mogli oglądać w telewizji.
Ci, w których nie trafi strzała Amora i nie dobiorą się w żadną parę, zostaną wyeliminowani. Brzmi to trochę jak utopijny plan niektórych prawicowych polityków, ale rzecz ma wydarzyć się naprawdę. Trwają właśnie castingi. Wystarczy mieć między 18 a 35 lat i równie duże parcie na związek, co na szkło.
"Love Island" w Wielkiej Brytanii jest prawdziwym hitem. Pierwsza edycja show została wyemitowana w 2015 r. i wzbudziła ogromne zainteresowanie widzów. Teraz nakręcono już piątą odsłonę show, do którego chętnych jest na pęczki. Pojawienie się w miłosnym gniazdku naszpikowanym kamerami gwarantuje ogromną popularność.
Obserwujący na Instagramie idą w dziesiątki, a nawet setki tysięcy, a najbardziej charyzmatyczni uczestnicy "Love Island" pojawiają się na czołówkach tabloidów w całym Zjednoczonym Królestwie. Na stronie "Daily Mail" znajduje się nawet specjalny poodcinkowy boks, w którym eksperci dokładnie omawiają zachowanie uczestników programu i ich uczuciowe rozterki. Czy tak samo będzie w polskiej edycji?
"Single i singielki, którzy zostaną wybrani w castingu, zamieszkają pod jednym dachem ekskluzywnej willi, do której nikt z zewnątrz nie ma dostępu. Uczestnicy nie mają telefonów, dostępu do internetu, a kamery rozmieszczone w całym domu śledzą każdy ich ruch. Osoba, której nie uda się znaleźć pary, musi opuścić Love Island. Na jej miejsce pojawia się nowy bohater, który pragnie szczęścia i może zachwiać dotychczasowymi układami..." - tak program zapowiadają polscy producenci.
Żadne reality-show w ostatnich latach nie wywołało takiego zamieszania na świecie jak "Love Island". Wydaje się więc, że Polsat wykupując licencję, nabył kurę znoszącą złote jaja. Jednak by przedsięwzięcie okazało się sukcesem, niezbędny będzie dobry casting. Nudne postaci całkowicie położyły nową, szumnie zapowiadaną edycję "Big Brothera", więc producenci wiedzą, że muszą się postarać.
- Różnica między "Big Brotherem", a "Love Island" jest taka, że w tym pierwszym programie uczestnicy nie mają właściwie nic do roboty. W efekcie obserwujemy, jak drzemią na kanapie, albo spacerują po ogrodzie. Straszne nudy. Czasem mają jakieś wyzwania rodem z obozu harcerskiego. Tymczasem w "Love Island" muszą dobierać się w pary, bo inaczej wylatują. Nie ma przebacz. Obserwujemy związek w pigułce. Jest wszystko w tempie ekspresowym: zauroczenie, randki, namiętność, seks, bardzo często łzy, rozczarowanie i zdrady. Widzom podaje się na tacy autentyczne emocje - mówi nam dziennikarka show-biznesowa, która oglądała brytyjską wersję "Love Island".
Wygląda więc na to, że jesienią w Polsacie pojawi się "Big Brother" z lepszym scenariuszem i odrobiną pieprzu. To szansa dla wielu aspirujących celebrytów na błyskawiczną karierę, a dla Polsatu na wywindowanie oglądalności. Czy rodzimi bohaterowie będą tak odważni jak w oryginalnej wersji? Miejmy nadzieję. Podobno dla miłości warto poświęcić wszystko...