"Mask Singer". Kot zdemaskowany. Niektórzy myśleli, że to Milowicz
W sobotnim odcinku programu "Mask Singer" pożegnaliśmy się z uczestnikiem przebranym za kota. Na temat jego tożsamości było kilka teorii. Jedni myśleli, że to Michał Milowicz, ale nie mieli racji. Zgadli ci, co obstawiali pewną gwiazdę disco polo.
"Mask Singer" jest dość ostro krytykowany w mediach, to jak na razie nie można odmówić programowi, że wzbudza zainteresowanie wśród widzów. Głównie z powodu domysłów, kto może się kryć pod danym przebraniem. W końcu mieliśmy już chociażby uczestnika przebranego za… prysznic.
W najnowszym odcinku programu odpadła osoba przebrana za kota. Gdy przyszła pora, by przegrany ściągnął maskę i ujawnił swoje oblicze, niektórzy widzowie zgromadzeni w studio nie kryli zaskoczenia. Okazało się, że kotem był Marcin Miller z zespołu Boys. Do tej pory jedna z teorii, forsowana zresztą przez Kubę Wojewódzkiego, zakładała, że futrzakiem jest Michał Milowicz.
Na profilu instagramowym programu pojawiło się już wiele komentarzy, w których internauci odnieśli się do odpadnięcia Millera. Co ciekawe, większość osób przyznała, że to właśnie ten muzyk był ich typem.
"To była prościzna", "Od pierwszego odcinka wiedziałam", "Mój typ od samego początku, ten charakterystyczny głos jest tylko jeden", "Wiedziałam od samego początku, kim jest kot" – napisali. Nie brakowało rzecz jasna tych bardziej zdziwionych. Oni rzeczywiście myśleli, że kotem mógł być Milowicz.
Przypomnijmy, że do finału "Mask Singer" przeszły osoby skrywające się pod kostiumem deszczu, słońca i bociana.