Łepkowska zabroniła Kurskiemu porównywać "Koronę królów" do "Gry o tron". Serial miał tylko nawiązywać do historycznej mody
1 styczna na antenie TVP1 zadebiutowała "Korona królów". Serial od dłuższego czasu wzbudzał spore emocje. Wiele osób zarzucało twórcom nieudolną próbę konkurowania z wysokobudżetowymi zagranicznymi produkcjami. Już kilka miesięcy temu Ilona Łepkowska, w rozmowie z WP Teleshow, przyznała, że zabroniła Jackowi Kurskiemu porównywać "Koronę" do "Gry o tron", by uniknąć żartów. Zobaczcie, co nam wtedy powiedziała.
"Korona królów" jeszcze zanim trafiła na antenę, już się stała obiektem kpin. Zareagowała pani na to wpisem na Facebooku, w którym odpiera zarzuty hejterów.
Myślę, że obecnie panuje w wielu kręgach taki nastrój, że cokolwiek by nie zrobiła telewizja publiczna, będzie hejtowana i mówię to, nie oceniając sytuacji politycznej, tylko stwierdzam fakt. Zdjęcie, które się ukazało jako pierwsze, absolutnie nie powinno ujrzeć światła dziennego, to ogromny błąd. Fotosy, które trafiły do sieci później, były zrobione profesjonalnie i w odpowiednim oświetleniu. Materiały promocyjne powinny być autoryzowane. Myślę, że telewizja dawno nie robiła takiej dużej, wewnętrznej filmowej produkcji i musi nauczyć się na nowo, jak się takie produkcje reklamuje. Nie wyobrażam sobie, żeby z planu mogły wyciekać jakieś nieautoryzowane zdjęcia, czy żeby nie zrobiono aktorom profesjonalnej sesji zdjęciowej. Tymczasem ktoś ustawił w taki, a nie inny sposób odtwórców głównych ról, puszczono to w "Teleexpressie" i poszło w świat. Cóż, mleko się rozlało, będziemy teraz musieli ciężko odpracować to pierwsze złe wrażenie.
Rzeczywiście, to zdjęcie spowodowało, że serial właściwie już się stał poświewiskiem.
Sama doświadczałam i doświadczam mnóstwo hejtu, więc jestem przyzwyczajona. W momencie, gdy pojawia się informacja, że robię nowy serial czy film, hejterzy zawsze piszą, że znów będę trzepać kasę albo zastanawiają się, skąd mam takie układy. Ale tym nie można się przejmować, bo hejt to składowa część każdej pracy, w której człowiek wystawia się na publiczną ocenę.
Pracuje pani nad nową produkcją TVP, stacją uważaną za PiS-owską.
Zdawałam sobie sprawę, wchodząc w ten projekt, jaki panuje nastrój wokół TVP. Wiedziałam od razu, że gdy pojawi się informacja, że pracuję przy tym serialu, wyleje się na mnie błoto. Mnie osobiście nie podoba mi się polityka informacyjna prowadzona przez TVP - jestem w stanie powiedzieć to szczerze prezesowi, czy komukolwiek, kto za to odpowiada. Jak by była okazja, to i Kaczyńskiemu. Ja się nikogo i niczego nie boję. Ale uznałam, że jeśli telewizja mnie prosi o pomoc przy tym serialu, to nie będę udawała "dziewicy orleańskiej", i ogłaszała, że nie będę współpracowała z telewizją publiczną, bo jest PiS-owska, bo tam rządzi Kurski - przecież moje seriale wciąż tam są nadawane, cały czas, chcę czy nie chcę, tworzę kontent TVP. Uważam poza tym, że upadek Telewizji Polskiej nie jest nam na rękę. TVP jest nadal bardzo silną stacją, w innych krajach europejskich telewizje publiczne są stacjami niszowymi, nie mają szans wygrywać pod względem oglądalności z komercyjnymi. U nas to się jeszcze udaje, jest z tym coraz trudniej, ale jednak udaje. Jeśli telewizja publiczna zejdzie do poziomu oglądalności stacji spoza "wielkiej czwórki" ( TVP 1, TVP 2, TVN, Polsat ), to już się nie podniesie do pozycji, którą miała.
Dlaczego w ogóle zdecydowała się pani pracować nad serialem historycznym?
Jestem córką profesora historii, historia zawsze była mi rzeczą bliską, zawsze była obecna w naszym domu. Bardzo mi się nie podoba, że historia Polski najczęściej jest pisana jako historia klęsk. Mówimy wciąż o rozbiorach, przegranych powstaniach, a o tym, co wygraliśmy - dużo mniej. Bardzo dobry serial "Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy" Jerzego Sztwiertni, opowiadający o udanej walce wielkopolan o przemysł i nowoczesność, z pozytywistycznym przesłaniem, powstał na początku lat 80. Potem już tylko Powstanie Warszawskie i Żołnierze Wyklęci...
Zapominamy o tym, że Polska w okresie Jagiellonów była imperium! Okres panowania Kazimierza Wielkiego jest początkiem budowania tego imperium, co wydało mi się bardzo interesujące do pokazania. A poza tym także obyczajowo to niezwykle ciekawy czas - Kazimierz Wielki był strasznym kobieciarzem, a jego liczne romanse sąsiadują z wszechobecną wówczas religijnością. Moim zdaniem mamy szansę pokazać coś naprawdę ciekawego.
Wiele mówiło się o tym, że będzie to produkcja z wielkim rozmachem, na miarę zagranicznych seriali, tymczasem rzeczywistość przedstawia się zgoła inaczej.
Moim wielkim marzeniem zawsze było zrobienie wysokobudżetowego serialu. Ale w naszych warunkach jest to niemożliwe. Ja się już zdążyłam przyzwyczaić do ciągłych oszczędności. Jednak na przykład wszyscy specjaliści od warstwy wizualnej "Korony królów" to wybitni fachowcy w swoich specjalnościach.
Błędem było mówienie o polskiej "Grze o tron" - napisałam nawet prezesowi, że nie wolno używać takich określeń, bo nas zabiją śmiechem. Sama mówiłam, że ten serial tylko wykorzystuje wielką modę na seriale historyczne, właśnie na tej właśnie fali powstaje, ale nie że jest podobny do "Gry o tron". Nie mamy zwyczajnie pieniędzy, by zrobić taką produkcję jak "Tudorowie", "Rodzina Borgiów" czy "The Crown". Dlatego robimy telenowelę historyczną, z wieloma elementami serialu obyczajowego. "Korona" bardziej będzie przypominać "Wspaniałe stulecie" , niż "Tudorów". Dekoracja, czyli komnaty i korytarze Wawelu zajmuje dwie hale na Woronicza. Dlaczego nie kręcimy na Wawelu? Po pierwsze z powodu kosztów, a po drugie Wawel, jaki możemy obecnie zwiedzić, jest "jagielloński", a my opowiadamy o średniowieczu. Dekoracja jest według mnie bardzo efektowna, przygotowana z dbałością o szczegóły. Wielka szkoda, że nie ma u nas zachowanych zabytków, w których moglibyśmy kręcić takie produkcje. Ja zazdroszczę Anglikom - tam zachowały się posiadłości, które mogą być gotowym tłem dla serialu historycznego, u nas zamki są w ruinie, bo przez nasz kraj przetoczyły się potop szwedzki i dwie wojny światowe. Kręcimy jednak część scen na zamku w Bobolicach, ale mamy taką możliwość, bo odbudował go wcześniej prywatny inwestor. Jest, jak jest. Więc czy ja mam się obrazić na to, że czegoś po prostu nie mamy?
Wiele osób i tak powie, że można było zrobić to lepiej.
Zawsze można lepiej! Myślę, że wiele osób, które narzekają, że robimy to zbyt tanim kosztem, ani razu od lat nie zapłaciła abonamentu. Nie jestem propagandystą obecnej władzy, ale zawsze mówiłam, że abonament trzeba płacić i sama zawsze to robiłam. W "Koronę królów" weszłam całkiem świadomie, z dobrego serca, że tak powiem. Mi kolejny serial w CV nie jest do niczego potrzebny, mówiłam to jasno władzom TVP. Ale postanowiłam pomóc. Powiedziałam, co trzeba zmienić, co zrobić od nowa, prezes Kurski postanowił zaufać mojemu doświadczeniu i wyczuciu.
Przeczytałam w pani wpisie komentarz uprzedzający hejterów, że nie będziecie udowadniać, że Jarosław Kaczyński w prostej linii pochodzi od Kazimierza Wielkiego. To dość jasny sygnał, że na kształt scenariusza mają tylko autorzy.
W wielu hejtach czytałam, że na pewno pokażemy, że Kazimierz Wielki był protoplastą Kaczyńskiego albo że wszyscy bohaterowie będą ciągle leżeć krzyżem. Więc się do tego zabawnie odniosłam. Jeśli o obyczajowy purytanizm chodzi, to zdradzę, że pierwszy odcinek kończymy - oczywiście w zgodzie z ograniczeniami pasma, w jakim będziemy emitowani - nocą poślubną Kazimierza i Aldony, a zaznaczmy, że to byli nastolatkowie! Naprawdę nie jest to serial "bogoojczyźniany" czy "świętobliwy" .Sugerowano też w internetowych wpisach, że nie powiemy nic o romansie młodego Kazimierza z Klarą Zach, której później wyrżnięto całą rodzinę. Odpowiadam więc - oczywiście, że o tym mówimy! Pokazujemy też później, jak węgierscy spiskowcy planują zemstę na rodzinie Kazimierza. Nie miałam najmniejszej wątpliwości, że krytyki i sceptycyzmu wobec tego projektu będzie wiele. Jedynym rozwiązaniem, żeby przekonać widzów, jest nasza rzetelna praca, bo w ostatecznym rozrachunku ją będą widzowie oceniać. Nie mamy wielkich funduszy, ale robimy, co możemy... Wierzę, więc że serial "Korona królów" znajdzie swoją widownię. Bo ciekawa historia i dobry bohater zawsze się sprawdzają.