Nie żyje Ben Woolf

Jego kariera zaczęła się stosunkowo niedawno, bo w 2007 roku. Po występie w serialu "TV Face" postanowił na dobre związać się z show-biznesem. Urodzony w Fairfield w stanie Iowa nauczyciel, w 2010 roku przeprowadził się do Kalifornii.

Nazwisko artysty rozsławił serial "American Horror Story". Bena oglądać można było w dwóch sezonach hitu, który podbił serca widzów na całym świecie. W pierwszej serii wcielił się w postać Infantata - morderczego ducha dziecka, zamienionego w Frankensteina przez pogrążonych w żałobie rodziców.

W zakończonym kilka tygodni temu 4. sezonie produkcji zagrał natomiast Meepa - bohatera, który należał do ekipy cyrku dziwadeł.

To właśnie charakterystyczny wygląd stał się dla Bena przepustką do sławy. Woolf mierzył zaledwie 132 centymetry. Gdy był dzieckiem, zdiagnozowano u niego karłowatość przysadkową - chorobę endokrynologiczną związaną ze zmniejszonym wydzielaniem lub brakiem hormonu wzrostu.

Aktor nie ukrywał, że nie jest mu łatwo żyć z tym schorzeniem. Jak przyznał, ludzie często nie doceniają jego możliwości.

- Nauczyłem się to ignorować i robić wszystko najlepiej, jak mogę. Oczywiście na miarę tego, co potrafię - zapewnił.

Niespodziewana śmierć Woolfa jest następstwem wypadku, do którego doszło kilka dni temu. Aktor został tak niefortunnie uderzony w głowę lusterkiem przejeżdżającego auta, że trafił do szpitala. Uraz był na tyle poważny, że doszło do powikłań. Niestety, mimo starań lekarzy, aktora nie udało się uratować. Mężczyzna zmarł w Cedars-Sinai Medical Center otoczony przez rodzinę.

- Zostaliśmy zasypani wyrazami miłości i wsparcia dla naszego ukochanego Bena. Udało mu się dotknąć tak wiele serc. Jego pamięć będzie żyć wiecznie w każdym z nas i w jego pracy - czytamy w oświadczeniu wydanym przez najbliższych artysty.

W chwili śmierci Ben Woolf miał zaledwie 34 lata.